Twórczość Moi Herngren wzbudza w czytelnikach dużo emocji, a o samym Rozwodzie zdążyłam naczytać się wielu dobrych słów. Z ciekawością więc sięgnęłam po ten tytuł, by przekonać się, czy książka ta rzeczywiście jest tak dobra. Przeczytałam stronę pierwszą, drugą, trzecią... i tak dotarłam do samego końca. Co ostatecznie sądzę o tej pozycji? O tym w recenzji poniżej.
Bea i Niklas od zawsze byli małżeństwem idealnym. Wiodą wygodne życie w jednej z bardziej ekskluzywnych dzielnic Sztokholmu, ich córki mają życie idealne. On jest szanowanym pediatrą, ona zajmuje się domem i dba o rodzinne ognisko. Kiedy po jednej zwykłej kłótni Niklas wychodzi z domu, Bea nie wie, co się właśnie wydarzyło. Od tamtego momentu całe piękne życie, jakie oboje znali zaczyna walić się, niczym domek z kart. Małżeństwo zaczyna przechodzić do historii, a wina okazuje się nie leżeć tylko i wyłącznie po jednej ze stron.
Przyznam szczerze, że rozpoczynając lekturę tej powieści, miałam w głowie dość spore oczekiwania. Choć bardzo lubię się z literaturą skandynawską, tak miałam minimalne wątpliwości co do tego, czy ta pozycja przypadnie mi do gustu – na przekór wszystkim pozytywnym opiniom. Szybko jednak okazało się, że Rozwód to historia, która nie tylko wciąga od pierwszej strony, ale jednocześnie sprawia, że serce kawałeczek po kawałeczku zaczyna się kruszyć.
Główną bohaterką jest tutaj Bea, która nie do końca wie, jak radzić sobie z nową sytuacją. Jej mąż nagle postanowił zmienić całe ich dotychczasowe życie, co doprowadza po prostu do tego, że kobieta przestaje już cokolwiek rozumieć. Usilnie próbuje trzymać problemy małżeńskie w tajemnicy, nawet przed własnymi córkami. Jest to postać bardzo ciekawie zarysowana pod kątem psychologicznym i myślę, że dużo czytelniczek będzie mogło się z nią w pewien sposób utożsamić. Ja z kolei z jednej strony ją rozumiałam, ale z drugiej...
Stałam po stronie Niklasa. To z kolei bohater, który zaczyna powoli odkrywać, że nie chce, by jego dotychczasowe życie wyglądało właśnie w taki sposób. Mężczyzna pragnie odnaleźć własną drogę, nie tylko zawodową, ale i życiową i zdecydowanie ma dość ciągłego narzekania ze strony żony. Niklas czuje się przytłoczony życiem, po prostu. Tego bohatera również rozumiałam, nawet bardzo dobrze. Jego samego również uważam za dobrze wykreowanego i ciekawie przedstawionego, także nie umiem tak do końca wybrać, kogo z tej dwójki polubiłam bardziej.
Moa Herngren ma bardzo dobre pióro, które przypadło mi do gustu i sprawiło, że lektura tej historii na stałe wpisała się w moją codzienną rutynę. Myślę, że tak długo czytałam tę powieść tylko i wyłącznie ze względu na to, że nie chciałam opuszczać tej historii za szybko. Temat małżeństwa i ogromnych trudności, jakie spotkały głównych bohaterów, sprawiły, że sama książka była dla mnie dosyć bolesna i ciężka w odbiorze. Doceniam jednak sposób, w jaki autorka przedstawiła tę historię — poznałam obie strony medalu, dzięki czemu mogłam wyrobić sobie bardziej obiektywne zdanie na temat małżeństwa Bei i Niklasa.
Ta historia nie jest taką historią, którą się przeczyta i natychmiast o niej zapomni. Mam wrażenie, że to jedna z tych historii, o których trudno jest zapomnieć w tak szybkim tempie. Ja na pewno będę wracać myślami do tych bohaterów jeszcze nie raz i nie dwa. Cieszę się, że miałam szansę poznania tej powieści i nie mogę doczekać się lektury kolejnych książek z serii Sceny z życia rodzinnego.
Jeżeli lubicie powieści obyczajowe z nutą dramatu, w szczególności rodzinnego – to ten tytuł zdecydowanie powinien znaleźć się w Waszych rękach.