Czy któraś z nas kiedykolwiek nie marzyła by przenieść się do czasów obszernych, długich sukien, balów, i książąt jeżdżących na białych koniach? Chyba nie ma takiej dziewczyny. Zazwyczaj jest to jednak nasze marzenie z czasów wręcz dziecinnych którego nie da się spełnić, możemy jednak przenieść się w te czasy za pomocą książek. I mimo iż akcja książki przeze mnie opisywanej nie dzieje się aż w tak dalekiej przeszłości to możemy na chwilę zapomnieć o sprawach codziennych...
Dzięki pięknemu stylowi pisarskiemu pani Austen przenosimy się do dziewiętnastowiecznej, wiktoriańskiej Anglii. A więc do okresu długich sukien, proszonych obiadów i podwieczorków, a jednocześnie do okresu gorących związków i romansów, które jednak zazwyczaj pozostają w tajemnicy ze względu na dobre imię danej dziewczyny i jej rodziny, uczucia te gdyby nie ukrywane spotkałyby się z wielką krytyką ze względu na różnice w pozycji i majętności. Kumulacja tych wszystkich przeszkód zazwyczaj sprowadzała się do tego, że dwoje zakochanych musi się rozdzielić i leczyć swoje złamane serce w samotności. Bardzo często również wydawano młode panienki za mąż bez ich zgody...
Pani Dashwood po śmierci swego męża była zmuszona opuścić miejsce swojego dotychczasowego pobytu i przeprowadzić się do Barton Cottage. W przeprowadzce jak i w trakcie mieszkania w nowym domu, starszej już jak na owe czasy, choć dopiero 40-letniej kobiecie miały towarzyszyć jej trzy córki. Najstarsza dziewiętnastoletnia Elinor była kobietą jak na swój wiek dojrzałą, twardo stąpającą po ziemi, często udzielającą rad swojej matce, uczuć swoich zaś nie uzewnętrzniała, a rozczarowania przeżywała wewnątrz swego serca nie chcąc nikogo martwić. Siedemnastoletnia Marianne była zgoła różna od swojej starszej siostry. Była dziewczyną mądrą, wykształconą lecz lekkomyślną. Kierowała się bowiem przede wszystkim swoimi uczuciami, a zdrowy rozsądek pozostawiała daleko w tyle. Gdy ją coś uszczęśliwiło, radowała się tym od nowa i od nowa przez wiele tygodni, gdy zaś dowiedziała się o czymś przykrym, równie długo i dotkliwie trwało jej zmartwienie. Pod tym względem była bardzo podobna do matki. Najmłodsza, trzynastoletnia Małgorzata była jeszcze dzieckiem, toteż zbyt wiele o jej charakterze się nie dowiadujemy. Bowiem akcja kręci się głównie wokół jej starszych sióstr.
Zaraz po przeprowadzce do nowego miejsca, kobiety zyskały wielu nowych przyjaciół, m.in. pana i panią Middleton, na terenie których posiadłości mieszkały, panią Jennings- starszą kobietę, swatkę, której jednak nie dało się nie lubić ze względu na jej ciepłe usposobienie, pułkownika Brandona, który od pierwszego wejrzenia zakochał się w Marianne, a miłość tą od razu zdawać by się mogło że dostrzegała tylko pani Jennings, panny Stelle i wiele innych.
Mimo przeprowadzki jednak Elinor pozostawała jednak sercem z Norland, miejscem które musiała opuścić, w większości ze względu na Edwarda Ferrasa, jej bliskiego przyjaciela z którym łączyło ją coś więcej. Mimo jednak przedłużającego się jej pobytu w Barton młodzieniec zdawałoby się że o niej zapomniał, nie pisał, nie przyjeżdżał w odwiedziny, sprawa ta bardzo smuciła Elinor. W kilka tygodni po przyjeździe Marianne z Małgorzatą spacerowały po posiadłości, podziwiając urokliwość tego miejsca. W wyniku feralnego incydentu Marianne potknęła się i skręciła nogę, poratował ją wówczas młody mężczyzna nazwiskiem Willoughby. Młodzieniec spełniał wszystkie, naprawdę wygórowane marzenia Marianne odnośnie ukochanego, zapałała więc do niego, na pozór odwzajemnioną miłością.
W wyniku różne rodzaju obrotów zdarzeń i wypadków Elinor dowiaduje się, że Edward przez wszystkie lata ich znajomości był już związany zaręczynami z inną kobietą. Jak to przetrzyma, czy uda się jej z tym pogodzić i wybaczyć Edwardowi? A młodziutka Marianne poświęci się dalej miłości do Willoughby'ego czy zauważy i doceni miłość trochę starszego od siebie pułkownika?
Jest to pierwsza książka z dorobku pani Austen którą miałam okazję przeczytać. Nie podejrzewałabym że tego typu książka mogłaby mnie w ogóle zainteresować. Nie przepadam bowiem za zbytnim cofaniem się w przeszłość, wydaje mi się bowiem że czytanie takich "historycznych" książek będzie mało przyjemne, wręcz męczące. Jednak styl pisania pani Austen mimo iż wprowadza nas w dawne wydarzenia, to robi to w ten sposób, że w ogóle zapominamy o dzielącej nas różnicy kilku wieków. O tym fakcie przypominają nam tylko i wyłącznie archaizmy użyte w książce (które mnie o dziwo nie irytowały) i motyw długich sukien, powozów, prywatek, i różnego typu konwenansów.
Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam że sięgnę po tego typu książkę, i prawdę mówiąc pewnie bym tego nie zrobiła gdyby nie fakt, że po prostu nie miałam co czytać. Jakiż by to był błąd. Książka bowiem nie jest nużąca, koligacje rodzinne i związkowe są interesujące, a romanse i ich rozwijanie się czyta się z wielkich i ciągle rosnącym zainteresowaniem i zniecierpliwieniem co też będzie dalej. Książkę czyta się naprawdę szybko, jakieś dwa-trzy dni. Zważając na rozmiary książki nie jest to dziwne, jednak lektura nawet tak krótka może dać się we znaki.
Pozycje uważam za obowiązkową do przeczytania. Jeśli nie teraz to na pewno kiedyś w przyszłości. Jest to bowiem klasyka literatury romansu razem z zapewne dobrze każdemu znanej choćby z tytułu "Dumy i uprzedzenia". Ja swojej przygody z książkami pani Austen na pewno nie mam zamiary zakończyć, a tych którzy jeszcze nie czytali jej książek serdecznie zachęcam do zmiany tego stanu rzeczy!