Zazwyczaj nie wplatam w swoje wypowiedzi biografii autorów, ale w tym przypadku wyjątkowo chcę napisać kilka słów o autorce powieści, czyli Consilii Marii Lakotcie. Żałuję troszkę, że tak mało informacji na jej temat można znaleźć w Internecie, bo z pewnością nie jest to banalna postać. Urodziła się jako jedno z bliźniąt syjamskich zrośniętych ze sobą skroniami. Niestety, jedno z nich wkrótce po narodzinach zmarło. Lewa strona twarzy Consilii Marii była dotknięta paraliżem. Jako dziesięciolatka recytowała swoje wiersze przy akompaniamencie cytry i fortepianu, dbając jednak o to, by pokazywać publiczności tylko prawą stronę twarzy. W swoich powieściach ożywiła postaci z kart Pisma Świętego oraz z historii Kościoła.
Akcja powieści "Nocna rozmowa" przenosi nas w pewną listopadową i dość niecodzienną noc. Jest rok 1965. Cały Nowy Jork spowija ciemność i tylko w wysoko uniesionej ręce Statuy Wolności jak zawsze płonie pochodnia, stanowiąc jedyne źródło światła nad tym wielkim miastem. Co się stało? Wbrew pozorom nie stoi za tym żadna katastrofa. Po prostu - zwykła awaria rozdzielni w elektrowni nad Niagarą. Niby nic wielkiego, jednak usterka ta stała się dla wielu ludzi czymś wyjątkowym. Brak prądu sprowokował wiele rozmów przy blasku świec. Rozmów o błahych sprawach, ale także tych ważnych, a być może najważniejszych w życiu. Właśnie w tę noc kapitan Gregory Bower trafia do baru, w którym pracuje jego znajoma, Betsy. Do tej dwójki w pewnym momencie dołącza czarnoskóry duchowny. Tak jak Betsy, on również stanie się świadkiem swoistej spowiedzi, w której Gregory rozlicza się ze swoją przeszłością. Opowiada on historię swojego małżeństwa z Judith. On - Amerykanin niemieckiego pochodzenia, chrześcijanin, ona - córka żydowskiego handlarza antyków. Nie ulega wątpliwości, że połączyła ich miłość, jednak wydaje się, że to jest jedyne, co tak naprawdę ich łączy. Prawdziwe pokrewieństwo dusz połączyło Judith z bratem Gregory'ego - Ablem. Oczywiście wzbudziło to niepohamowaną zazdrość jej męża, która tylko pogłębiła przepaść dzielącą małżonków.
Wbrew pozorom nie jest to powieść tylko o miłości. Relacje małżeńskie to jedno, ale zbyt wiele tu ważnych pytań, zbyt wiele poruszanych jest ważnych tematów i religijnych rozważań, by potraktować "Nocną rozmowę" jako lekturę do poduszki. Serce Judith jest przepełnione pragnieniem powrotu do ojczyzny swoich przodków - Izraela. Marzą o tym również jej rodzice, którzy jednak osiągają swój cel. Trafiają do kibucu, wspólnoty, którą tworzy napływająca z całego świata ludność żydowska, pragnąca powrócić do swoich korzeni (w czasie II wojny światowej Ziemia Święta stała się oczywiście celem ucieczki). Mieszkańcy kibucu mieli równe prawa i obowiązki, ale z czasem pojawia się problem, z którym rodzice Judith nie mogą się pogodzić:
"(...) tak wiele z zepsutego ducha naszej epoki przeniknęło do kibucu. Pierwsi pionierzy, a także druga i trzecia fala emigracji, jakie tu przybyły, szanowali jeszcze starą tradycję. Potem zjawili się przybysze z Ameryki, z Europy - zafascynowani ideą wspólnoty, jak najbardziej, lecz bez szacunku dla spuścizny przodków, a przede wszystkim bez wiary, poza przekonaniem, że to w ich własnych rękach spoczywa i od ich odwagi zależy przyszłość Izraela".
Problem kibuców, jak już wspomniałam, to tylko jeden z licznych ważnych tematów poruszanych przez autorkę na kartach powieści.
Na koniec wspomnę tylko o jednym małym niuansie, który przeszkadzał mi w odbiorze lektury. Nie rozumiem idei wplatania właściwie w każdą wypowiedź bohaterów, szczególnie Judith, imienia swojego rozmówcy:
- Nie podoba ci się, Gregory?
- Ani trochę, ale mimo to cieszy mnie, że wreszcie zainteresowałaś się ostatnim krzykiem mody.
- Mylisz się, Gregory (...)
- To widać. Przez ten czas mocno zeszczuplałaś. (...)
- Gregory, nie chodzi tylko o to."
Czy tylko mnie to przeszkadza? To tylko próbka jednej z rozmów przeprowadzonych między małżonkami. Mam wrażenie, że przez cały czas właściwie chodzi Judith o to, by przypomnieć swojemu mężowi, jak ma na imię :)
Moja ocena: 4,5/6