Isaac Asimov to jeden z tych autorów, których odkryłam niedawno mimo, że sci-fi uwielbiam, to tutaj niestety przechodziło mi wszystko koło nosa ze względu na to, że nie zagłębiałam się w starsze książki. Gdy zaczęły pojawiać się seriale, nowe wydania twórczości Asimova, to zupełnie przepadłam i sięgam po każdą kolejną jego książkę bez wahania.
Dużo osób martwi się, że te powieści sci-fi, fantasy będą dla nas, młodszych pokoleń już nieaktualne, ale szczerze? Absolutnie się z tym nie zgadzam.
Więc o czym jest ta książka? Otóż, przenosimy się do XXII wieku czyli w sumie nie tak bardzo w przyszłość. Okazuje się, że istoty pozaziemskie faktycznie istnieją i mamy z nimi, jako Ziemianie pewien układ. Otóż, korzystamy z nieograniczonego, darmowego źródła energii, ale nie jest ono tak bezpieczne jak ludzkość zakładała. W sumie, moją pierwszą myślą było, że dlaczego te istoty pozaziemskie miałyby być bezinteresowne i przyjaźnie nastwione. W każdym razie, problem polega na tym, że słońce może zmienić się w supernowę, a to oznaczałoby zagładę Ziemi.
Jak to w takich sytuacjach bywa, po pierwsze prawdę znają lub się jej domyślają tylko nieliczne osoby. Albo niektórzy jej znać po prostu nie chcą i nie mają zamiaru przyjąć do wiadomości. Dlatego robi się to ogromnym problemem. A w tym wszystkim pojawia się wiele genialnie skrojonych postaci zaczynając od człowieka, który urodził się na księżycu, po zbuntowanego obcego.
Asimov nie bez powodu okrzyknięty jest mistrzem w swoim gatunku. Bardzo dobrze kreuje świat, jaki powstał w jego wyobraźni, a swoje przemyślenia przekazuje w sposób jaki każdy zrozumie, a przy tym nie traktując czytelnika jak ignoranta i... durnia. Są naukowe smaczki, ale wytłumaczone tak, że wręcz chce się więcej i więcej, a ta książka przecież objętościowo jest zwyczajnie cieniutka. Jak na science fiction oczywiście. In to moje subiektywne odczucie, bo w tego typu opowieściach uwielbiam się zatopić i im są dłuższe, tym ja jestem szczęśliwsza pod warunkiem, że nie jest to lanie wody, a fabuła, którą pochłania się całym sobą.
Jakiś czas temu wspominałam, że wróciłam do sci-fi i fantasty. Długo mnie nie było, ale kiedy już jestem, to chwytam wszystko, zachwycam się i chcę więcej. Choć moje ukochane kryminały i thrillery nadal u mnie są na pierwszym miejscu, to od jakiegoś czasu mocno przeplatam swoje czytelnicze wybory również klasyką sci-fi czyli takimi powieściami, jak te Asimova. I ta konkretna jest warta uwagi, jest świetna, a każda postać tak opisana, że mimo, iż obracamy się w gronie obcej cywilizacji, to naprawdę miałam wrażenie, jak bym mogła ich spotkać tuż za rogiem, a nie byli tylko wytworem wyobraźni pisarza. A może jest to możliwe?
"Równi Bogom" to taka powieść, którą osobiście poleciłabym osobie, która dopiero chce wskoczyć w świat sci-fi. Nie przytłacza, nie jest ciężka i monotonna. Natomiast znajdziecie w niej dużo akcji, ciekawostek, a przy tym może i nieco się zestresujecie tym, że została ona wydana pięćdziesiąt lat temu, a nadal jest tak okrutnie aktualna.
Recenzja powstała we współpracy z domem Wydawniczym Rebis.