Campa, tak nazywa się w Tybecie gruboziarnista mąka z prażonego jęczmienia. Można z niej zrobić placki lub dodać do herbaty, w której już jest sól i masło. Podstawa wyżywienia Tybetańczyków stała się w 2006 roku głównym posiłkiem również dla p. Piotra Strzeżysza, gdyż to właśnie Tybet obrał sobie wtedy za cel podróży.
Rower, dwie sakwy najpotrzebniejszych rzeczy, zapas pieniężny i w drogę. Najpierw kierunek Chiny- Pekin. To tam p. Piotr stwierdził, że bariera językowa to straszna sprawa. Chińskie krzaczki są zdecydowanie niezrozumiałe, a zaczepianie tubylców w większości przypadków nic nie daje. Na szczęście dzięki swej wytrwałości udało mu się przezwyciężyć ten problem i przejechać do Lhasy. Tam oczywiście znów natrafił na przeszkodę, tym razem jednak w postaci upartych biurokratów. Kwitek tu, pozwolenie tam, tego nie wolno, tamtego nie wolno. Sytuacja wyglądała już dość źle, ale znów podróżnikowi udało się z niej wybrnąć i ruszyć dalej. Pan Piotr w trakcie swego wyjazdu zmierzył się z wieloma przeciwnościami losu, jednak efektem ich przezwyciężenia była niesamowita podróż po Tybecie, Dachu Świata.
Książka jest chronologicznym zapisem całego wyjazdu. Autor opisuje w niej praktycznie dzień po dniu jak wyglądała przeprawa przez wymagające masy dokumentów Chiny, gdzie na każdym kroku musiał się wystrzegać ostrych potraw, oraz przez sam Tybet, pełen pięknych widoków, zmiennej pogody i malutkich wioseczek. Jego wspomnienia pełne są osobistych refleksji, dlatego po części ma się wrażenie jakby czytało się skierowany do nas pamiętnik albo list. Malownicze krajobrazy, odgłosy prawdziwej, dzikiej natury czy w końcu spotkania z autochtonami jawią się w naszej wyobraźni, jak gdyby były naszymi osobistymi doświadczeniami, gdyż są opisane z ogromną plastycznością.
Pan Piotr mówi o wszystkim, co go spotkało niczego przy tym nie idealizując. Nie kryje się z wyrażaniem negatywnej opinii o natrętnych dzieciach, i dorosłych, którzy sądzą że każdy obcokrajowiec to bogacz i starają się wyłudzić od niego pieniądze. Przedstawia on również paradoksy chińskiej biurokracji, gdzie wszyscy każą wykupować turystom pozwolenia, a później nigdzie ich nie egzekwują. Strzeżysz opowiada nam też o biednych wioskach, gdzie ludzie posilają się wyłącznie campą, a gdy przybywa gość nie wahają się i dzielą się tym, co mają. W Tybecie widzi zarówno dobre jak i złe strony. Jego relacja oddziałuje na nasze emocje, gdyż wyczuwa się w niej autentyzm i szczerość.
Wielokrotnie opisy miejsc i wydarzeń przeplatają się z ogólnymi przemyśleniami podróżnika. Jazda na rowerze i odkrywanie nowych miejsc są jego pasją, dlatego lubi, gdy mu się w tym nie przeszkadza. Nie jest on introwertykiem, ale gdy ktoś ma mu towarzyszyć, wcale nie czuje się z tego zadowolony. Komentarze o np. udawanym smutku, bo ktoś jednak z nim nie pojedzie, trochę mnie momentami denerwowały. Na szczęście był to jedyny taki element, który uznałabym za negatywny.
Styl w jakim pisze pan Piotr jest lekki i prosty, dlatego czytanie jego relacji to prawdziwa przyjemność. Autor jest osobą otwartą, ciekawą świata oraz nowych miejsc. Wie, że aby nie urazić Tybetańczyków musi się dostosować do pewnych zachowań. Ciekawostki związane z życiem na Dachu Świata, kulturą jaka tak panuje, ludnością i religią są interesujące i powodują, że w człowieku budzi się swoista chęć wyjazdu. Dla osób, które są już zdecydowane odbyć takową podróż książka ta nadaje się jako niezły przewodnik. Autor przybliża bowiem, co i gdzie robić, aby jakoś przetrwać w tych nietypowych dla nas warunkach oraz jak ciężki jest taki wyjazd rowerem i jakie niebezpieczeństwa czy problemy się z nim łączą.
Wydanie jakim uraczyło nas wydawnictwo Bezdroża również zasługuje na chwilkę uwagi. Piękna okładka z widokiem na góry przykuwa nasz wzrok. W środku bardzo dobra jakość papieru i sporo zdjęć ze zbioru autora. Fotografie w tego typu książkach zawsze mnie cieszą, gdyż mam wtedy możliwość ujrzeć to, co widział podróżnik.
Do tej pory o Tybecie wiedziałam niewiele i nie spodziewałam się, że może okazać się tak interesującym miejscem. Relacja p. Piotra otworzyła mi oczy i rozbudziła zainteresowanie kolejną niezwykłą kulturą. "Campa w sakwach" jest ciekawą i lekką książką, z gatunku podróżniczej literatury i na pewno spodoba się ludziom, którzy czują w sobie pociąg do odkrywania świata.