"Sobie pisani" to kolejna powieść Jolanty Kosowskiej, po którą sięgnęłam z przyjemnością, ale też sporymi oczekiwaniami. Do tej pory wybierałam te książki aurorki, które oferują interesujące wycieczki po Europie i tym samym zapraszają czytelnika do różnych ciekawych miejsc. Tak było i tym razem. Wraz z Martą - główną bohaterką książki zwiedzamy czeską Pragę. Poznajemy magiczną atmosferę miasta nad Wełtawą, jego urokliwe zakątki, wiekowe zabytki, piękne mosty i romantyczne zaułki. Praga nazywana jest „Miastem Stu Wież”, czasem także „Sercem Europy”, a innym razem „Matką Miast”, gdyż jej historia - jeśli pominąć epokę neolitu - sięga aż X w. To jeden z tych punktów na mapie Europy, które zalicza się wiele razy i każda wizyta pozwala odkryć coś nowego.
Nikt tak dobrze jak Marta nie zapozna nas z tym wyjątkowym miastem. W końcu jest przewodniczką, prowadzi swoje biuro podróży i niemal codziennie oprowadza grupy turystów. Dziewczyna od trzech lat jest w stałym związku z Hubertem, który prowadzi podobną firmę w Gdańsku. Oboje myślą o wspólnej przyszłości, choć przez większość czasu przebywają z dala od siebie. Krótkie weekendowe spotkania, ostatnio coraz rzadsze, nie sprzyjają miłości. Marta wkrótce odkrywa, że jej mężczyzna romansuje z koleżanką z pracy. Bohaterka czuje się oszukana i zdradzona, nie chce słuchać wyjaśnień i zrywa kilkuletnią znajomość. Zdruzgotana rozstaniem w całości poświęca się pracy, tym bardziej, że firma odnosi kolejne sukcesy. Marta może liczyć na Alenę - oddaną przyjaciółkę i Sofię - ekscentryczną starszą panią, u której wynajmuje mieszkanie. W pobliżu jest też wnuk właścicielki - Pepa zawsze gotowy do pomocy...
"Sobie pisani" to wyjątkowa, niezwykła opowieść podobnie jak miasto, do którego zabiera nas Jolanta Kosowska. Historia nosi w sobie piękno, magię i romantyzm, a Praga obok Marty, Huberta, Anny, Sofii, Aleny i Pepy jest jedną z jej bohaterek. Zagłębiając się w lekturze emocje biorą górę, a rozsądek zasypia. Dlatego tak łatwo dajemy się zmanipulować i tak szybko poddajemy się urokowi tej opowieści. I właśnie ten iluzoryczny świat pozorów, w który autorka niepostrzeżenie wciąga czytelnika wywarł na mnie największe wrażenie. To było prawdziwe mistrzostwo manipulacji. Wydarzenia zostały przedstawione w taki sposób, abyśmy odpowiednio wykreowali sobie konkretne sytuacje, które w konsekwencji okazują się... złudne. Każdy z bohaterów odgrywa określoną rolę na scenie mistyfikacji. Intryga, domysły i niedopowiedzenia sprowadzają życie Marty do fikcji oraz imaginacji. Uwielbiam takie historie, w których nic nie jest takie, jakim się wydawało i co ciekawe... zupełnie nie spodziewamy się zwrotu akcji. Nie pierwszy raz autorka tak doskonale kreuje przedstawiony świat. Mamy tu idealne połączenie płaszczyzny opisowej z wydarzeniami, które są udziałem bohaterów. Bez względu na wszystko jesteśmy gotowi wskoczyć w pociąg, czy samochód by jak najszybciej znaleźć się w Pradze.
Historia Marty pokazuje jak bardzo los potrafi być przewrotny, a dobre chęci i szczere intencje mogą przynieść nieprzewidywalne skutki. Mamy możliwość przechadzać się nie tylko uliczkami Pragi, przez Hradczany, most Karola, czy rynek Nowego Miasta, ale przede wszystkim po meandrach ludzkich uczuć i emocji. Ten spacer skłania do wyjątkowych refleksji. Czy miłość rzeczywiście jest w stanie wszystko zwyciężyć?... To zależy wyłącznie od nas.
"Sobie pisani" to cudowna opowieść, która otwiera oczy i serca. Niesie ze sobą ważne przesłanie i sprawia, że Praga trafia na listę miejsc koniecznych do odwiedzenia. Przyjmiecie to wyjątkowe zaproszenie? Ja na pewno, choć byłam tam już kilka razy.