Zaczynam czytać "Niebo nad Indiami" i rozkoszuje się sposobem, w jaki zbudowano tło powieści. Język w sposób plastyczny oddaje szczegóły z wnętrz, po których przechadza się bohaterka oraz obrazy rozciągającej się panoramy i jaskrawości natury, ale brakuje mi tej specyficznej nuty oddającej charakter człowieka. Na przykład w Indiach wszyscy wydają się być przesadnie mili, uczynni i zachwyceni przybyszką, każdy ze służących to wspaniały, zatroskany o swoich pracodawców człowiek. Nigdzie nie spotyka się biednych poza drogą, gdzie małżonkowie podróżowali w powozie, a najubożsi wyczekiwali tylko momentu, żeby sypnięto im groszem. To co najbardziej uwiera to większość fragmentów, kiedy narracja dotyczy historii albo obyczajowości kraju. Wątek jest przerywany, żeby oto nadać książce wyjątkowej obudowy upychając w kilku akapitach co ważniejsze fakty. Powoduje to sztuczność, tak samo, jak idealizowanie przestawianych zdarzeń w życiu Iana i Heleny. Od początku do końca mamy do czynienia z baśniową osnową. Następuje projekcja, gdzie idealnie kochający się ludzie odchodzą z tego świata tylko po to, by ich dzieci mogły przeżyć przygodę życia na odległym kontynencie.
Niestety, brak zdecydowanie negatywnego charakteru. A w przypadku bohatera, który ma skazę na honorze i tak jest przedstawiany, jako ten, któremu warto wybaczać. W życiu najważniejsza jest miłość. To ona powinna zwalczyć każde zło tego świata, więc nawet jeśli młoda dziewczyna jest poniżana, winna ofiarować to co najcenniejsze, by zatriumfowało dobro. Można też przyjąć, iż jedną z głównych bohaterek jest zemsta, kierująca życiem męskiej populacji. To w jej imieniu przelewa się krew po obu stronach, co w konsekwencji wszystko tłumaczy i obniża rangę popełnianych przewinień.
Często jest ckliwie, jak w mdłym romansie. Bywa też nudno przez rozciąganie fabuły tam, gdzie to zupełnie zbędne, a przyspieszanie w miejscach, które dzięki rozwinięciu zyskałyby na charakterze.
Jeśli chodzi o książkę historyczną barwnie opisującą zdarzenia w postaci rebelii Sipajów i przeciwstawienia się Brytyjskiemu Imperium to godna uwagi jest "Zbuntowana królowa" Michelle Moran. Tam opowieść gładko się toczy, bohaterowie są ukazani w ramach przewrotu i krwawych rzezi. Mimo iż odnosi się do krótkiego wycinka rzeczywistości, to jest potraktowana bardziej szczegółowo i zyskuje na autentyczności. Natomiast "Niebo nad Indiami" to przede wszystkim romans historyczny z wstawkami fragmentów z bogatej historii i kultury Indii, co w niektórych miejscach daje odczucie sztuczności i nachalności podawanych informacji. O wiele lepiej autorce udało się te elementy połączyć w drugiej i trzeciej części, gdzie wątki historyczne są po prostu opowiedziane przez bohaterów, jako echo ich przeszłości. Te części nie są też tak nachalnie podporządkowane związkowi dwojga niedobranych ludzi, gdzie ona głównie przelewa łzy i wciąż odczuwa gniew na przemian ze wstydem, a on niemalże na każdą jej wypowiedz odpowiada uśmieszkiem okraszonym ironią bądź agresją cielesną. Staje się to szybko taką rutyną w ich zachowaniu, że domyślamy się kolejnych kroków tej pary na długo przed prezentacją kolejnej ekscytującej wymiany zdań.
Myślałam, że będę mieć przyjemność obcowania z powieścią historyczną, a spędziłam czas jedynie z egzotycznym romansem historycznym. I chociaż Nicole Vosseler podaje do wiadomości czytelnika wiele faktów z bolesnych wydarzeń dziewiętnastowiecznych Indii, to trudno jest w nich uczestniczyć. Uważam, iż to co ważniejsze zostało nieco zepchnięte na bok, a czytelnikowi podsuwa się pod nos stereotypowo zarysowany związek, jako układ, w którym mężczyzna dominuje nad życiem kobiety.