„W Europie praktycznie z dylematem prawa do samostanowienia stykamy się nie wtedy, gdy mowa o Francuzach, Węgrach czy Ormianach, ale wtedy, gdy mowa o Korsyce, Galicji, Kraju Basków.[…] Nie potrafimy sformułować reguły, wedle której wolno by nam było powiedzieć, że Polacy, Norwegowie lub Japończycy są narodami i należy im się prawo do samostanowienia, natomiast (i tu można sobie wstawić dowolne przykłady) narodami nie są i prawo do samostanowienia im nie przysługuje.Źródło tych kłopotów zdaje się być następujące: mowa rzecz jasna o źródłach intelektualnych, a nie doraźnie politycznych”. [s.17]
„Materiał dowodowy. Szkice drugie” Roman Zimanda to z jednej strony lektura prosta, z drugiej zaś - niebywale trudna.
Ale po kolei. „Materiał dowodowy. Szkice drugie” to prywatne, zebrane i opublikowane późno zapiski socjologa, publicysty, krytyka literackiego i historyka literatury Romana Zimanda.
Zimand to jeden z tych prawie archetypicznych przedstawicieli swojego pokolenia: Żyd, pochodzący z tzw Kresów, którego ojciec został zabity przez sowietów, a on sam z matką zostali wywiezieni do Kazachstanu. Następnie autor na krótko dołącza do Armii Andersa, skąd odchodzi, bo zmusza go do tego antysemityzm jego kolegów. Po wyzwoleniu jest komunistą, mieszka we Wrocławiu. W 1956 jego żona i córka emigrują do Izraela. On zostaje.
Jako intelektualista próbuje sam dla siebie zrozumieć i siebie, i historię.
To jest właśnie punkt wyjściowy do „ „Materiału dowodowego. Szkiców drugich”. Ale jak to zrobić? Jak rozplątać taką sieć? Dramat historii, wojna, zesłanie, komunizm, bycie Żydem w Polsce? Jak połączyć tak różne, tak wydawałoby się nieprzystające do siebie fragmenty jednego ludzkiego losu?
Zimand starał się to robić poprzez serię zapisków, notowanych przemyśleń, za pomocą historycznej i osobistej autorefleksji.
Zimand-autor nakłada na siebie szeregi ograniczeń: unika rozwlekłości, sentymentalizmu, retorycznych ozdobników - jasno zresztą to definiuje od początku. To pomaga mu - tak przynajmniej podejrzewam - w uzyskaniu głębszego wglądu w siebie, w pilnowaniu bezwzględnej szczerości i klarowności układania myśli.
Pod tym względem „Materiał dowodowy” to prosta i przyjemna lektura.
„Od dawna nęka mnie pytanie: dlaczego piszę? Nie dlaczego piszą inni, bo to ich sprawa. Ale dlaczego piszę ja, który uważam, iż świat zalewa mętna, powodziowa fala zadrukowanego papieru, który lubię lasy, a nie lubię celulozy, który uważam pisanie za czynność bezwstydną, prawie jałową i na ogół pozbawioną sensu. […] Dla czynności pisania istnieje, być może, jedno usprawiedliwienie: to, że ma się coś ważnego do powiedzenia w sposób zrozumiały. Ale tego dowieść mogą jedynie teksty napisane, a i to po opublikowaniu. Jest więc pisanie, w najlepszym przypadku, ryzykiem podejmowanym samotnie”. [s. 27 i 28]
Nie ma przeintelektualizowania, w które czasem autorzy uciekają, kiedy piszą, by zaimponować innym. Kiedy pisze się dla samego siebie, w celu zrozumienia samego siebie, swoich wyborów życiowych i kontekstu historycznego - nie ma sensu na „spinkę”, na budowanie murów. I Zimand tego nie robi.
Prowadzi jasny, prosty wywód - bo pisze przecież dla siebie. Zadaje pytania fundamentalne; o prawo do samostanowienia, o polski antysemityzm i żydowski antypolonizm, o narody jako takie, o komunizm i działanie partii w PRL.
I ten poziom sprawia, że książka jest tak trudna.
„Współczesne stosunki polsko-żydowskie są emocjami w stanie czystym. 95% Polaków w życiu nie widziało na oczy żywego Żyda i jest to relacja doskonale zwrotna”. [s.33]
„Dzieciństwo spędziłem w świecie, w którym istnienie antysemityzmu było czymś w pewnym sensie normalnym. Ale był to też świat, który uznawał prawo do inności. Moi koledzy-chrześcijanie nigdy nie telefonowali domena w sobotę czy w święta żydowskie, podobnie jak ja nie dzwoniłem do nich w niedzielę, czy dniu Bożego Ciała. I widzę w tym dowód wzajemnego szacunku, a nie dyskryminacji”. [s. 196]
Jak widzicie na starcie - to duży temat. A raczej dwa duże tematy: antysemityzm i antypolonizm, oba często pojawiające się w jednym zdaniu, akapicie, jako swoiste uzupełnienie.
W swoich zapiskach Zimand nie dotyka jedynie historii koegzystencji różnych nacji. On zadaje pytania dotyczące języka: jak mówimy o ludziach, historii i procesach. Jaki ma to wpływ na nasze ich rozumienie i interpretację?
Co rozumiemy przez konkretne pojęcia czy zdania. Kiedy mówimy o konkretnych osobnikach należących do danej nacji, a kiedy o całej nacji, jako takiej? Kiedy i jak można generalizować? Jak używać kwantyfikatorów? Kiedy uogólnienie rani, a kiedy jest neutralne? To kilka z pytań, które zadawałam sobie śledząc rozważania autora.
To kilka pytań, które pokazały mi, ile pracy jeszcze muszę wykonać.
Pisanie o stosunkach polsko-żydowskich proste nigdy nie było, a teraz staje się istnym polem minowym. Ale Zimand pisał o nich ze szczególnej pozycji: polskiego Żyda, komunisty i intelektualisty, który zdecydował się na zostanie w Polsce. Jego zapiski czyta się trudno emocjonalnie, ponieważ jako czytelniczka wiem, jak niewiele się zmieniło, jak wiele kwestii nabrzmiewa coraz bardziej i jak budzą się na nowo stare demony.
Autor „Materiałów dowodowych. Szkiców drugich” zmarł w 1992. Jestem ciekawa, co znalazłoby się w jego zapiskach, gdyby przyszło mu żyć obecnie?
Wróćmy jednak do samych „Materiałów dowodowych”.
Szczególnie ciekawe były dla mnie zapiski Zimanda z jego podróży do Lwowa. Jedzie tam jako dorosły człowiek, naukowiec, w delegację. Widzi absurdy sowieckiej rzeczywistości, porównuje je z tymi, które spotyka w Polsce. Obserwuje z humorem, czasem z niecierpliwością. Ale przede wszystkim nakłada na to, co widzi współcześnie, siatkę własnej pamięci.
„Mógłbym więc podzielić moją pamięć. Na przykład: ogród botaniczny, Ruta, pokój śniadaniowy na rogu św. Mikołaja i … (Dulębianki?), służąca Mila, matura Heli, córki ciotki Róży z Żelatyna - to wszystko należy do Romanowicza. Potem jest ulica Kochanowskiego. A potem miejsce zmienia się w czas. Mobilizacja, oblężenie Lwowa,; z Jurkiem Mannheimen, który mieszkał na Zamojskiego pod dziesiątym, postanowiliśmy przedostać się do Gródka Jagiellońskiego, gdzie toczyła się bitwa z Niemcami, ale już na Batorego złapała nas jego matka i nieświadoma naszych planów zapędziła do kolejki po mięso. Budowanie barykad. Milczenie radia. 19 września”. [s.193]
Zimand chodzi swoimi własnymi śladami, tropami nastolatka, który dorastał i uczył się w Lwowie. Spotyka albo nie spotyka dawnych znajomych i przyjaciół. Pisze w wyobraźni listy, których nigdy nie wyśle w rzeczywistości. Widzi jak to, jakim był dzieckiem, gdzie dorastał, ukształtowało go, jako rosłego człowieka.
To piękna część jego podróży wewnętrznej. Taka nostalgiczna próba zrozumienia siebie i zmian, które się dokonały i w świecie i w autorze.
No jest jeszcze piękna, smakowita część poświęcona partii.
Tak, TEJ partii, dawno minionej, ale kiedyś dominującej.
Powiem tak: smakowite to, insiderskie - jakbyśmy dziś powiedzieli, przeanalizowane z tym samym brakiem sentymentów i z tą samą intelektualną jasnością, którą Zimand prezentuje we wcześniejszych zapiskach.
„[…] oficjalnym publicystom zdarza się niekiedy, iż zapędzą się nader daleko, co zresztą jest rezultatem nie ich odwagi, lecz po prostu niskiego poziomu teoretycznego”. [s.270]
Podsumowując: „Materiał dowodowy. Szkice drugie” Romana Zimanda - przeczytajcie, jeśli chcecie czegoś więcej niż pop-historia z drugiej ręki.
Dorzucę dwa kolejne powody, dla których - jeśli jesteś Czytelniczko/Czytelniku fanem historii najnowszej - warto sięgnąć po tę książkę.
Po pierwsze - jej język. Rzadko można czytać tak piękną, nieco już przestarzałą, ale cudownie klarowną i pięknie zbudowaną. Powoli tracimy zdolność takiego mówienia i pisania: jasno, ale z wyrafinowaniem. Czytanie jest przyjemnością i książka Zimanda przypomniała mi dlaczego tak jest. Nie ze względu na eskapistyczną przyjemność, ale na przyjemność estetyczną, wiążącą się z obcowaniem z pięknym językiem.
Po drugie - redakcja i przygotowanie pozycji. Dorota Siwicka, która wybrała i opracowała teksty, Jan Oleszek, który napisał posłowie, zespół redakcyjny - zasługują na wzmiankę i uznanie. Książkę wydało Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego.
Książkę przeczytałam dzieki portalowi nakanapie.pl