Jednak depresja to jedno, każdego może okresowo dopaść, choćby depresja jesienno-zimowa i coś takiego pewnie łatwiej zrozumieć. Natomiast psychoza jest głębszym stanem, gdzie człowiek doświadcza omamów, wyolbrzymia sytuacje, widzi i czuje coś czego tak naprawdę nie ma. Kobieta po urodzeniu może tak silnie zakręcić się w przeświadczeniu, że ktoś chce skrzywdzić jej maleństwo, że na przykład chowa niemowlę w rożnych miejscach, na skutek czego już nie tylko jest utrudnione jego odnalezienie przez domowników, ale może też dojść do podduszenia maluszka. Czy robi to mając na celu zabicie dziecka? Oczywiście, że nie. Ale dla obserwatora taka sytuacja jest niepokojąca. I to właśnie ten obserwator (mąż, rodzice) w pierwszej kolejności powinien pomóc matce w osiągnięciu względnej równowagi. A jest tak, że oczekuje się, by kobieta sama "pozbierała się" szybko po porodzie i była jako ta nieskazitelna matka opisywana przez modelowe poradniki. Mamy przeskoczyć z roli do roli, najlepiej bez negatywnych emocji. Co innego mężczyzna. Ten może nie sprawdzić się jako ojciec, w każdej chwili stwierdzić, że to nie dla niego i rozpocząć nowe życie bez dotychczasowego zaplecza rodzinnego. I na to jest społeczne przyzwolenie. Ale nie zgadzamy się na to, by młode matki były wiecznie zmęczone, niezaradne, nie mające czasu na w pełni zorganizowane nowe życie w rodzinie.
Myślę, że ten kto nie miał możliwości zaobserwować depresyjnych stanów u kogoś bliskiego, bądź też sam nie doświadczył depresji, może nie zrozumieć skali problemu. Mamy różną wrażliwość i po jednych czołg przejedzie, a i tak z gracją się podniosą, natomiast innych drobniejsze niedogodności (szczególnie perfekcjonistów oraz tych, którzy z góry zakładają, ze coś ma być określone, nie biorąc pod uwagę zmienności sytuacji i emocji z tym związanych) potrafią załamać. Podobnie jest z bohaterką, która od początku chce sprawdzić się jako bohaterska matka już podczas porodu, choć ból fizyczny zaczyna ją przerastać. Tak samo później ogrom zmęczenia przytłacza w codziennej opiece nad płaczliwym maluchem. Nie pozwala się wyręczać zarówno własnej, jaki męża matce, za to oczekuje zaangażowania od męża. Ten z kolej pragnie wrócić po dniu pracy do ciepłego domu, gdzie dziecko będzie spało, a żona radośnie witała go od progu. Jest równie mocno sfrustrowany zmianami jakie zaszły w Annie, co stresem w pracy. Tony dostrzega i jej zmęczenie, płaczliwość, napięcie, a mimo to niewiele daje od siebie poza namówieniem jej na wizytę u lekarza. Najłatwiej przerzucić odpowiedzialność na innych i w pewnym momencie będzie czynić wyrzuty lekarce, która nie powstrzymała jego żony przed ostatecznym. Ale czy to wszystko jest takie oczywiste?
W książce możemy spojrzeć na sytuację z różnych stron. Mamy czterech narratorów i ich ustosunkowanie się do czynu Anny. Prezentują stanowiska mniej lub bardziej obiektywne, ale łatwo dostrzec punkty, w których sami zawiedli. Wychowywanie dziecka to nie dzieło należące do jednej osoby, w tym powinny brać udział całe rodziny łącznie z dalszymi krewnymi, którzy choć rzadziej, to dorzucają swoje cegiełki na kształtowanie dziecka od samych jego narodzin. Z pewnością większość odbiorców będzie irytować postać teściowej, która w tej dramatycznej sytuacji widzi tylko potrzeby własnego syna, podkreśla wciąż to, jak został skrzywdzony i ile w związku z tym i ona cierpi. Natomiast do Anny wyczuwa się u niej wrogi stosunek i to nie tylko w związku z tragicznym zdarzeniem. Jak wiadomo nie każda synowa jest ziszczeniem marzeń. Za to postać Tony'ego można odbierać w podwójnej roli: tego, który "zgrzeszył" i zawiódł jako opiekun rodziny oraz jako cierpiącego po stracie ojca. I w tej drugiej odsłonie łatwiej mu współczuć, bo przecież doznał prawdziwej traumy, w jednej chwili utracił rodzinę, a to doświadczenie będzie go nawiedzać do końca życia. Z kolei gdyby Autorka zaprezentowała nam w tym miejscu mężczyznę wrażliwego, w pełni kontrolującego sytuację chyba byśmy nie uwierzyli w jego autentyczność.
Tak naprawdę "Pęknięte odbicie" nie odnosi się jedynie do ukazania stanu chorej w psychozie poporodowej, ponieważ traktuje szerzej o relacjach międzyludzkich w rodzinie. Zarówno stosunki między mężem a żoną, a rodzicami i dziećmi, jak i teściami a synową tworzą mozaikowy obraz charakterów, doświadczeń, łączących ich uczuć, a także braku zrozumienia dla potrzeb drugiej strony. Z tymi kwestiami Dawn Barker dobrze sobie poradziła. Tak samo, jak nieźle wyszło ukazanie stanu umysłowego bohaterki. Natomiast wyrażanie odstaje miałka część dialogowa od struktury powieści. Prawdę mówiąc książka by nic nie straciła, a raczej zyskała, jeśli by wyciąć z niej dialogi. Kolejnym minusem jest wrażenie ciągnącej się fabuły pomimo przedstawienia tak istotnego problemu, który bardzo często jest bagatelizowany również przez lekarzy. Ostatecznie odnoszę wrażenie, jakby waga tematu nie przystawała do sposobu opisywania dlatego "Pęknięte oblicze" pozostawia mnie z brakiem satysfakcji po jej przeczytaniu.