„Język jest więc w bardzo dużym stopniu narzędziem społecznym. Nie tylko umożliwia nam wymianę informacji istotnych dla naszej zdolności przetrwania w złożonym, ciągle zmieniającym się świecie, lecz ułatwia również rozróżnienie między przyjacielem a wrogiem”. [s.233]
„Nasz język, mimo całego jego zaawansowania, jest bardziej ograniczony niż jesteśmy skłonni to przyznać.W decydujących chwilach słowa nas zawodzą. Nie potrafiąc wyrazić naporu zalewających nas emocji, zwracamy się do archaicznych form fizycznej intymności, by uzewnętrznić to, czego nie możemy lub nie chcemy wypowiedzieć głośno”. [s.267]
Robin Dunbar jest przykładem naukowca, który publikuje nie tylko poważne artykuły naukowe, poddawane za każdym razem surowej ocenie koleżanek i kolegów po fachu, ale i doskonałe książki popularnonaukowe. Naprawdę - doskonałe. Każdą z pozycji tego autora, która wydano w Polsce, mogę polecić z czystym sumieniem.
To popularyzatorstwo rzetelne, ciekawe, bez zadęcia, sentymentalizmu, porzucia wyższości wobec „maluczkich”, za to pełne subtelnego poczucia humoru, a w dodatku przekazujące wiedzę jakby mimochodem. Czyli, wiecie, zero kazań, pełno ciekawych historii, danych, porównań, hipotez.
Ostatnia książka Dunbara, po którą sięgnęłam i o której tu piszę, zajmuje się (jak można się „domyślić”, rzucając okiem na tytuł tej pozycji) pochodzeniem i ewolucją języka.
W zasadzie tytuł: „Pchły, plotki a ewolucja języka. Dlaczego człowiek zaczął mówić?” ujawnia wiele. Po raz kolejny u Dunbara pojawia się jego naukowa „obsesja” plotką, tym przejawem życia społecznego, na który wszyscy narzekamy głośno i donośnie, ale który także wszyscy uprawiamy z zapałem i zacięciem. Bez plotki, proszę państwa, mogłoby nie być nas jako gatunku z tak dużym mózgiem! Nie wierzycie? SIęgnijcie po „Pchły, plotki a ewolucja języka. Dlaczego człowiek zaczął mówić?”, serio.
Dunbar snuje w swojej książce opowieść o ewolucji języka, o powodach pojawienia się tego ewolucyjnego wynalazku u ludzi. Jego wywód opiera się na czterech zasadniczych tematach.
Pierwszym jest tzw „liczba Dunbara”. Otóż w czasie swoich badań naukowiec odkrył, że liczba wartościowych połączeń społecznych, nasza siatka towarzyska - to zwykle 150 osób. Z tyloma osobami kontaktujemy się w sposób pełny i nazywamy ich rodziną, przyjaciółmi, bliskimi znajomymi i znajomymi. Liczba Dunbara będzie mieć zasadnicze znaczenie, gdy przejdziemy do tematyki podtrzymywania spójności grupy.
Drugim jest to, że liczba ta zależy od wielkości tak zwane kory nowej. Ilość kontaktów społecznych, jakie może utrzymywać ssak naczelny (w tym ludzie) jest właśnie proporcjonalna do wielkości tej części jego mózgu. Im większa korą nowa, tym więcej naczelnych nazwiemy swoimi znajomymi. Pawiany mają inaczej, bonobo inaczej, a my mamy to 150.
Trzecim jest obserwacja, jakie rytuały społeczne cementują grupę. W konkurencyjnym i niebezpiecznym świecie cieżko przetrwać poza grupą, zatem jej istnienie i budowanie wewnątrz niej relacji jest zasadniczo ważne dla przetrwania osobnika. U naczelnych mechanizmem spajającym jest - iskanie. Bez niego nie ma współpracy, ochrony itp. Iskanie jest procesem czasochłonnym i jako takie jest poważną inwestycją osobnika w społeczność, w grupę.
Czwartym zasadniczym tematem jest teza, że u ludzi język zastąpił iskanie. Tak, mało to apetyczne, to prawda. Wolelibyśmy pewnie, by wyewoluował, byśmy mogli opiewać zachód słońca nad klifem. Ale nie.
Zdaniem Dunbara tak dużych grup, w jakich żyli nasi przodkowie, nie dałoby się utrzymać dzięki iskaniu. Nie byłoby wystarczająco dużo czasu by osobnik zdobywał pożywienie, opiekował się młodymi, iskał rodzeństwo i mamę i jeszcze miał czas, żeby wciskać wszystkich ważnych osobników w grupie, którzy byli zasadniczo ważni dla jego/jej przeżycia. Stąd - język jako forma podtrzymywania więzi, „metaforycznego iskania”.
„Gdyby współcześni ludzie próbowali wzmacniać swe więzi tylko za pomocą iskania, tak jak to robią pozostałe naczelne, to zgodnie z zależnością między wielkością grupy a czasem przeznaczonym na iskanie wśród małp, musielibyśmy na wzajemne czochranie się przeznaczać aż 40 proc. czasu”. [s. 109-110]
Dunbar stawia tezę, że język pozwolił nam, ludziom, wykorzystywać czas, jakim dysponowaliśmy na podtrzymywanie interakcji w grupie, w sposób bardziej efektywny.
I tak - od słowa do słowa - zbudowaliśmy cywilizację.
End of story.
Żartuję. Tak naprawdę jest to dopiero początek fascynującej opowieści o zwyczajach ssaków naczelnych, o ich obserwacji, o archeologii wczesnych hominidów, o badaniach DNA, odtwarzaniu prajęzyka, o różnicach w używaniu języka przez kobiety i mężczyzn. Oraz o telenowelach.
Umieściłam te telenowelę w tytule wpisu, bo rozbawiło mnie spostrzeżenie Dunbara. Rozbawiło, ale zastanowiło. Otóż zdaniem naukowca współczesny świat, z poszatkowanymi więziami społecznymi, z oddaleniem od naszych rodzin i bliskich, tworzy pewną pustkę. Dlatego oglądamy telenowele, czy się do tego przyznajemy, czy nie - bo zastępują nam one utracone więzi społeczne.
„[…] dzisiejsi mieszkańcy miast zmuszeni są coraz bardziej do zadowalania się gotowymi, wyimaginowanymi rodzinami z seriali telewizyjnych, by zaspokoić swoje potrzeby towarzyskie i potrzebę przynależności. […] Zjawisko nie stało jeszcze szczegółowo zbadane, ale nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że bohaterowie seriali telewizyjnych zaczynają pełnić rolę członków siatek towarzyskich ludzi, których prawdziwe siatki towarzyskie, na skutek ich sytuacji materialnej czy kłopotów socjalnych, liczą znacznie mniej niż 150 osób. Nawet inne osoby z małego ekranu, choćby spikerzy dzienników telewizyjnych, mogą odgrywać takie role: stają się częścią naszej siatki towarzyskiej, półrzeczywistymi przyjaciółmi”. [s. 275]
A co - zdaniem Dunbara - jest najważniejszą funkcją języka?
Ba, durne pytanie, prawda? Przecież, że komunikacja! No, może nie do końca. Gdyby tak było, wymienialibyśmy się prostymi komunikatami typu: patrz, pada, i nie byłoby w tym miejsca ani na metaforę, ani na kłamstwo. Bo po cóż, skoro i jedno, i drugie utrudniają zrozumienie? A sami wiemy ile metafor, kłamstw, elips jest w naszym języku. Spróbujcie bez nich, zapraszam.
O czym zatem rozmawiamy? Na wymianę jakich informacji poświęcamy czas „społecznego iskania”?
Zespół Dunbara analizując rozmowy policzył, że 5% czasu rozmów to krytykowanie i negatywne plotki. Kolejne 5% to porady jak się zachować w konkretnej sytuacji. Resztę czasu poświęcamy na opisywanie co kto robi, z kim i jak oraz co roimy my, po co, z kim i jak. Czyli plotki i chwalenie się. Na tych czynnościach spędzamy po równo pozostały czas naszych konwersacji (dane są w książce na s.239 i 240).
Dokładna analiza wypowiedzi, które padały w czasie rozmów, pozwoliła na zaskakujące odkrycie: w większości nasze wypowiedzi to autoreklama. Mnie lub bardziej otwarta, czasem przysłonięta dbałością o interes społeczny, czasem bezczelnie bezpośrednia. Mówimy, by pokazywać się w jak najlepszym świetle, by zarządzać swoim kapitałem społecznym budować kapitał przyjaciół i krewnych, niszczyć zaś wrogów.
Ciekawe, prawda?
Ciekawsze jest jednak to, że wyniki badań zespołu Dunbara przeczą pewnym zakorzenionym i utrwalanym stereotypom:
„[…] w czasie naszych badań stwierdziliśmy bardzo mało różnic między mężczyznami i kobietami. Przedstawiciele obu płci spędzali taką samą ilość czasu na omawianiu swoich relacji z ludźmi i swoich doświadczeń. Wbrew rozpowszechnionym mitom - przedstawiciele obu płci prowadzili rozmowy o stosunkach osobistych i zachowaniu innych ludzi. Mężczyźni w naszych badaniach nie byli bardziej skłonni do rozmawiania o polityce czy sztuce ani na inne górnolotne tematy […]. Odkryliśmy jednak jedną uderzającą różnicę: czas poświęcony na mówienie o sprawach pracy, zagadnieniach akademickich, religii i etyce wydłużał się wyraźnie, kiedy mężczyźni znajdowali się w grupach mieszanych. Za każdym razem ilość czasu poświęconego na te tematy w całkowicie męskich grupach wynosiła od zera do pięciu procent, w grupach mieszanych - 15-20 procent. Rozmowy mężczyzn wykazywały pod tym względem wyraźniejszą zmianę niż rozmowy kobiet”. [s. 241]
Jak zwykle napisałam tylko o części zagadnień, które zostały poruszone w książce. Pominęłam w opisie całkowicie jej pierwszą część, tę o ewolucji języka, o zachowaniach naszych dalszych, naczelnych krewnych. Nie wspomniałam o ewolucji języków, o powstawaniu dialektów. O całej fizjologii mówienia, o kosztach, jakimi obciąża nas duży mózg, dzięki któremu mówimy!
Ale nie chcę streszczać, chciałabym za to zachęcić Was do sięgnięcia po Dunbara. Warto, bardzo warto!