Dziś powracam do gatunku bardzo popularnego w naszym kraju. Wiele osób czyta podobne książki. Mariusz Szczygieł powiedział kiedyś, że reportaż jest jednym z najtrudniejszych gatunków literackich, co wynika chociażby z pokrycia kosztów podróży takiego reportera i pobytu w określonym miejscu. Tym razem jednak powracam do ojca tego gatunku, również polski twórca. Dla wielu pisarzy nadal stanowi on niekwestionowany autorytet. Jedni się nim zachwycają, drudzy - uznają go za nudziarza. Zawsze mówię, że jeśli książka jest dobrze napisana, to za każdym razem zrobi wrażenie na czytelniku. Oto recenzja „Bitwy o Monte Cassino” - jednego z najważniejszych - moim zdaniem - reportaży Melchiora Wańkowicza.
Nakreślenie fabuły tego reportażu wydaje się niemożliwe, więc tego nie uczynię. Przedstawię Wam jedynie zarys ogółu. To jest reportaż totalny. Potężne dzieło najwybitniejszego polskiego reportażysty składa się z wielu scenek, opisów sytuacji i walk, toczonych podczas tytułowej bitwy o Monte Cassino we Włoszech, w maju 1944 roku. Wspomniane scenki poparte są wnikliwą, własną, autorską obserwacją. Melchior Wańkowicz przez wiele tygodni przeprowadzał rozmowy z żołnierzami wszystkich stopni, zbierał materiały. Ta „mozaika” po złożeniu ukazuje nam, czytelnikom, kompletny obraz bohaterstwa Polaków podczas toczonej bitwy.
Bitwa o Monte Cassino została nazwana najbardziej zaciętą bitwą podczas całej II wojny światowej. W tym czasie autor nie pełnił jeszcze oficjalnie funkcji korespondenta wojennego. Status ten widniał nieoficjalnie, wbrew władzom 2 Korpusu. Podczas bitwy pisarz odwiedził każdy pluton i kompanię na tamtejszej linii frontu. Niejednokrotnie narażał przy tym życie, ale nic w tym dziwnego, w końcu trwała wojna, która - niestety - wymaga ofiar. Owocem tej wędrówki jest właśnie ów reportaż.
Autor uważany jest za mistrza reportażu batalistycznego. Rzeczywiście, nie można odmówić rzetelności tej książce. Nieobeznanych może wynudzić i przytłoczyć nadmiar nazw miejsc, nazwisk, stopni i liczb. Te ostatnie mi niewiele mówiły. Potrafiłam jedynie mniej więcej oszacować, czy to dużo, czy niekoniecznie. Tym jednak charakteryzuje się dobry reportaż - ogromem danych, aby jak najbardziej przybliżyć czytelnikowi te odlegle wydarzenia. Przez wiele lat „Bitwa...” była lekturą szkolną, czemu się nie dziwię. Taka literatura pomaga w kształtowaniu postaw patriotycznych u młodzieży. Kiedyś - podobno - lekturą było jeszcze „Ziele na kraterze”, czyli już powieść tego samego autora. W planie, ale na pewno przeczytam. Macie moje słowo.
Powoli kończąc, chciałam Was jeszcze uczulić na jedną rzecz - wydanie. Ta powieść była wielokrotnie skracana z uwagi na wówczas obowiązującą cenzurę. W związku z czym, dziś istnieje kilka wydań tej książki i bardzo łatwo jest zabłądzić. Zwróćcie uwagę również na tytuł, on też się zmieniał. „Monte Cassino” jest wersją skróconą, a kto czyta skróty? Chyba tylko maturzyści. Także uważajcie.
Chyba nie muszę Wam zaznaczać, że polecam oczywiście, bo to widać. Kilka dekad temu ten potwór stał dumnie w każdym domu i traktowany był niemalże jak Biblia. Ten reportaż powinien spodobać się historykom (nasz Piotr Tymiński uwielbia). Dziś pozostała pamięć. Melchior Wańkowicz na stałe zapisał się w klasyce polskiego reportażu. Jeśli nie czytaliście, koniecznie łapcie. O dziwo tamta polszczyzna niewiele różniła się od obecnej. Nie miałam problemów ze zrozumieniem. Uprzedzam pytania: tak, ten tytuł na pewno znajdzie się w podsumowaniu roku.