trochę mnie zawiodła ta książka
bo jednak większa jej część była świetna i wciągająca; i jak zwykle u mnie zakończenia są w stanie raczej podnieść ocenę, to tutaj ją obniżyło. wszystko szło dobrze, ale ostatnie 20-30% czuło się zagubienie, jakby nie wiadomo było jakiego asa wyciągnąć z talii - jakby nagle zabrakło kart, zagrywek fabularnych.
ale wróćmy do początku.
do przeczytania tej książki zachęciła mnie nadchodzący serial, na motywach książki . na motywach to pewnie mocne słowo, sądząc po tym, co przeczytałam, a co widziałam w materiałach promocyjnych - ale serial to odrębny temat. jednak prawdziwą fascynację doznałam w momencie, kiedy wyczytałam w opisie, że cała rzecz rozbija się o internet i transmisje online. to moja zajawka; sama postać Behawiorysty i jego zdolności - niekoniecznie.
jak się okazało, miałam rację, ponieważ to nie on niesie tę powieść. niesie ją cała gama postaci, ale głównie wydarzeń, dobrze dawkowanego napięcia i akcji. i limit czasowy. tu nie ma czasu na to, żeby palić fajkę w prochowcu, spacerować spokojnie ulicami drzemiącego we mgle Oslo. trzeba działać, podejmować decyzje, ryzykować i ponosić konsekwencje.
większą część książki czyta się tak, jakby oglądało się najlepszy film akcji - ciągle coś się dzieje, napięcie trzyma za gardło, jednak nacisk jest zmienny - raz zaciska się mocniej, a raz odpuszcza, żeby czytelnik mógł złapać oddech, ale ręka na gardle nadal jest odczuwalna.
to ważne, aby napięcie nie było cały czas wysokie, bo może przytłoczyć, czy wręcz znudzić - jeden wybuch może być ciekawy, pewnie tak samo dwa lub trzy, ale ciągłe wybuchy pod rząd - każdego znudzą, sięgającego po coś innego, inną stymulację.
no właśnie. większą.
ostatnia faza książki zawodzi - sprawia wrażenie, jakby ta książka nie miała mieć kontynuacji, więc wszystkie wątki trzeba podomykać, pozamykać, dać odpowiedzi na wszystkie pytania. i to nie gra. bo znika gdzieś akcja, znikają bohaterowie, a pewne motywy pojawiają się znikąd. są bez sensu. tym bardziej to zgrzyta po tak dobrym starcie. a samo zakończenie - nie pasuje. tyle.
już w trakcie czytania miałam wątpliwości czy to, co dla mnie niosło tę książkę - media, internet, internauci, dylematy moralne i oczywiście transmisja internetowa, rodem z deepwebowskiego red roomu - będzie łącznikiem między kolejnymi częściami, czy tylko postać Behawiorysty.
ta cała internetowa otoczka była dla mnie najbardziej fascynująca, jednak postać samego Behawiorysty się dla mnie nie broni. najpierw zachowuje się jak z kijem w dupie, potem zachowuje się jak nie on - może to potrzeba wywołania szoku? zmian w charakterze? ale najpierw pokazany jest jako człowiek stały, pewny, (ale i nudnawy), aby na koniec obrócić to wszysko - powodując, że zachowuje się jak nie on. może o to chodziło - że nigdy do końca nie możemy przewidzieć czyjegoś zachowania, nigdy nie możemy do końca poznać drugiej osoby?
może. dla mnie to jednak nie zagrało i zakończenie wywołało u mnie spory zgrzyt.
na plus u Behawiorysty jest to, co było też plusem w Chyłce - nie ma detektywa policji. nie jest śledczym. większość sprawy prowadzona jest przez prokuraturę, nie policję. wkracza do gry kolejny zawód prawniczy (jak Chyłka jest adwokatem), o innych zasadach i możliwościach, niż ma to policja. na pewno jest to coś oryginalnego i świeżego w kryminałach, a zarazem zostało dobrze wykorzystane.
bywały też momenty, kiedy czułam się, jakbym czytała notatki z wykładu - książkowe wytłumaczenia zachowań czy kwestii prawnych, nieumiejętnie wplecione w tekst.
we wszystkim zabrakło jakiegoś wow, jakiejś puenty.