Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"Jeśli lubicie wieczory spędzane w towarzystwie Bridget Jones, powinniście poznać Lily!" - tymi słowami szczerze mówiąc autorka zachęciła mnie do sięgnięcia po tę lekturę. Może nie jestem przesadnie wierną fanką Bridget, ale jej perypetie szczerze mnie bawią i niosą za sobą pewne przesłanie.
Spodziewałam się lekkiej opowieści o miłości lub trudnych wyborach z nią związanych. Dostałam jednak nudnych bohaterów osadzonych w nijakim tle...
"Lily Sabat to wolna z wyboru, nieco roztrzepana studentka ostatniego roku filologii angielskiej. Jako pasjonatka kulinariów walczy o swobodę życia bez diet, za to z pełnym prawem do czerpania radości z jedzenia. Po rozpadzie kilkuletniego związku z nieuleczalnym maminsynkiem ponad wszystko ceni sobie niezależność i ignoruje wysiłki koleżanek, które za punkt honoru postawiły sobie znalezienie pasującej do niej połówki. Lily ma teraz ważniejsze sprawy na głowie: wymyślenie oryginalnego pomysłu na życie po skończeniu studiów.
Gdy pewnego dnia spóźnia się na pociąg do Poznania, nie wie jeszcze, że to niefortunne zdarzenie będzie początkiem niezwykłej drogi łączącej jej dwie miłości: język angielski i kulinaria. A może przyniesie znacznie więcej?"
Od razu Wam powiem czym jest to niefortunne zdarzenie. Dziewczyna po spóźnieniu się na swój pociąg, wsiada w następny. Do jej przedziału wsiada mężczyzna i po prostu jadą wspólnie. W pewnym momencie Lily sięga po drożdżówkę, a ów mężczyzna proponuje jej zdrową kanapkę zapewniając, że drożdżówka to skupisko cukru i chemii. Lily oczywiście odrzuca propozycję Igora będąc pewna, że ten chce ją otruć. Jest dla niego zdecydowanie nie miła i rozstają się w nie najmilszej atmosferze. Później w kolejnych niefortunnych okolicznościach się spotykają i wspólnie pracują. Chociaż wydaje się, że oboje nic od siebie nie chcą, a wręcz nie darzą się nawet specjalną sympatią - w końcu znajdują wspólne zamiłowanie - dobrą kuchnię (no bo kto nie lubi dobrego jedzenia). W końcu się zakochują i happy end. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie jest to tak nieciekawe i wymyślone na siłę, że już wiedziałam, że ta książka nie pozostanie na zbyt długo w moim sercu.
Może jednak na ten moment przejdźmy do samej postaci Lily.
Młoda dziewczyna studiuje filologię na najlepszym Uniwersytecie w Polsce i... nie uważa tego absolutnie za sukces.
Jej mama od dziecka wpajała jej pojęcie, że jeśli nie pójdzie na ten kierunek i nie pozna biegle angielskiego to marnie skończy w życiu. Mimo iż dziewczynie nauka idzie świetnie i korzysta z pełnego stypendium - to nie wiąże z tym zawodem przyszłości. Co ciekawe autorka w opisie książki zapewnia nas, że angielski to miłość Lily, ale ja tego tak nie odczuwałam. Miałam wrażenie, że jest to dla niej mus, ponieważ nie chce zawieść matki i ukończyć jej wymarzony zawód. Później dziewczyna chce się wręcz uwolnić od szkoły i po prostu zacząć zarabiać, a nie koniecznie całe życie spełniać wizję matki na siebie. Mieszka z dwiema współlokatorkami i kotem Baronem. Dziewczyny starają się z całych sił wspierać decyzje Lily i pomagają jej spojrzeć na życie z całkiem innej perspektywy.
W opisie książki czytamy, że Lily jest singielką z wyboru. Szczerze mówiąc czytając tę powieść mam inne wrażenie.
Dowiadujemy się co prawda o jednym z jej eks chłopaku, którego dziewczyna ma wpisanego w telefon "Zniknij z mojego życia".
Rozstali się jednak nie dlatego, że dziewczyna chciała zostać sama, a dlatego że nadopiekuńcza matka chłopaka absolutnie nie potrafiła jej zaakceptować (a chłopak okazał się po prostu maminsynkiem).
Lily darzyła go wręcz nienawiścią, ale nie powstrzymało jej to, żeby praktycznie NATYCHMIAST po wiadomości od niego z zaproszeniem po dłuższej nieobecności mężczyzny w kraju - POSZŁA DO NIEGO ODSTAWIONA JAK NA RANDKĘ I ZA MOMENT POSZŁA Z NIM DO ŁÓŻKA CZEGO SAMA CHCIAŁA I PRAGNĘŁA!!!!
Jak mnie ten wątek wkurzył.
Dziewczyna, która niby próbuje być feministką i mamy na nią patrzeć jako singielkę z wyboru, która prawie z pogardą patrzy na kobiety, które "rzucają" się na mężczyzn - ROBI DOKŁADNIE TO SAMO!!!!
Co do Igora jest to dla mnie po prostu bezbarwna postać. Wpływowy i bogaty mężczyzna, który prowadzi restaurację i pasjonuje się dobrym jedzeniem. Jest zdystansowany praktycznie do każdego i... to tyle co umiem o nim powiedzieć.
Dla mnie ta postać została zbudowana, ponieważ po prostu musiała się pojawić jakaś "poczciwa i pożądana" postać męska, która ma zauroczyć główną postać damską. I tyle. Jest po prostu żaden.
Jedyne osoby, które wprowadzają trochę życia i koloru do powieści do współlokatorki Lily, ale są to postacie zdecydowanie drugoplanowe. To główne postacie muszą wyróżniać się charyzmą. A nie osoby stojące w tle historii.
Co mogę jeszcze powiedzieć o tej powieści?
Podobały mi się w niej opisy. Były w idealnej długości - nie za krótkie i nie za długie.
Świetnie spinały sceny dziejące się w międzyczasie i przenosiły nas w inne lokalizacje.
Poza tym książka była po prostu przeciętna i dla mnie niezbyt warta uwagi.
Nawet zakończenie nie uratowało specjalnie tej historii.