Pierwszy rzut oka na okładkę – czarno-biała fotografia przedstawiająca piękną Brigitte spoglądającą swym magnetyzującym spojrzeniem. Tytuł napisany w odcieniach fioletu i różu trochę niepokoi, zapowiadając opowiastkę o aktoreczce napisaną przez jej zagorzałą, bezkrytyczną fankę. Zaglądam do środka i widzę wspaniałe fotografie z początków kariery Bardot, po czym zagłębiam się w lekturę, przenosząc w cudowne lata 50-te, które nie powrócą już nigdy...
Krnąbrna Brigitte wzbudza we mnie zachwyt i irytację jednocześnie. Mam wrażenie, że autorka idealizuje swoją bohaterkę, po czym z zadziwiającą płynnością przechodzi do „nazywania rzeczy po imieniu”, nie rozczulając się zbytnio. To nie jest biografia. To opowieść widziana z perspektywy Lelievre. To niewątpliwie jeden z wielu punktów widzenia. Opisy pewnych zdarzeń z życia artystki są napisane z ogromną dokładnością, z najmniejszymi szczegółami, co bywa denerwujące, ponieważ autorka często odchodzi od tematu, ale co gorsze, nadaje to zdarzeniom dosyć nierealistyczny charakter. Podejrzewam, że pisarka nie mogła być obecna w trakcie kłótni rodziców Brigitte, kiedy ta, była jeszcze małą dziewczynką, nie przeszkadza jej to jednak by podać szczegóły owej sytuacji. Nie wiemy na ile opowieść jest wiarygodna, nie wiemy dokładnie skąd autorka czerpała informacje. Natomiast to co zaskakuje to liczne cytaty i trafne refleksje pisarki na temat Bardot. Lelievre zagląda ponad gwiazdorski wizerunek Brigitte. Mam wrażenie, jakby próbowała zajrzeć w okna jej domu, gdy ta jest sama, bez blasku fleszy, kiedy nie ma wokół nikogo. Kim wtedy jest Brigitte Bardot? Lelievre potrafi spojrzeć chłodnym okiem, dociekać tego kim Bardot jest w głębi duszy. Nie usprawiedliwia jej, nie boi się ostrych słów, słów, które brzmią bardziej jak politowanie, niż krytyka. Książka jest godna polecenia, choćby dlatego, że napawa apetytem na jeszcze. Chcę poznać Bardot jeszcze lepiej. Książki nie czytałam „jednym tchem”, ale uważam, że mimo wszystko, warto ją polecić.