Recenzja
Premiera 06.11.2024 r.
„25 grudnia” – K.K. Smiths
Współpraca reklamowa z wydawnictwo jaguar
Święta to czas kiedy wszyscy powinni się cieszyć i spędzać czas z rodziną. Jednak nie dla wszystkich ten czas jest szczęśliwy. Jedni się radują, a inni po cichu cierpią.
Malia jest młodą kobietą, która odnosi sukcesy na stopie zawodowej. Swoją pracę traktuje bardzo poważnie i robi wszystko aby być najlepszą. Można rzec, że jest pracoholiczką. Ogólnie jest radosna i przyjazna, ale jeden miesiąc w roku zmienia ją w kobiecą wersję Grincha. Czas świat nie jest dla niej przyjemny i radosny. Dziewczyna nosi w sobie głęboką ranę, która najmocniej krwawi właśnie w tym czasie. Jej ból jest tak wyraźny, że momentami sama czułam ten mrok i cierpienie jakie ją ogarnia. Było mi jej tak szkoda, że niekontrolowane łzy pojawiały się na policzku. A to co ona w sobie skrywa, ta bolesna tajemnica, była tak straszna, że się jej nie spodziewałam.
Cameron na co dzień jest radosny i błyskotliwy. Kocha święta, i to nawet za mocno. Uwielbia światełka, choinki, piosenki, gotowanie i wszystkie rzeczy z nimi związane. Gdy widzi nową sąsiadkę i jej podejście do świąt od razu postanawia jej pomóc. Próbuje przełamać jej niechęć. A z czasem okazuje się, że jego uczucia się zmieniają. Camreon jest przesympatycznym facetem, po którym widać, że troszkę w życiu przeszedł, ale stara się czerpać z niego pełnymi garściami. Ma głowę na karku, pomysł na siebie, no i charakter, który naprawdę przyciąga wzrok. Ma wewnętrzny spokój, uczucia i umie słuchać. Kiedy widzi, że ktoś jest wart uwagi i to, że jest naprawdę wyjątkową osobą, to nie waha się nawet chwili. Walczy do końca.
Nieznośny sąsiad, który kocha święta. Najgorszy koszmar jaki spotkał Malie w ostatnim czasie. Tak bardzo pragnie zostać w swoim kokonie i przeczekać ten straszny czas. Jednak sąsiad ma pewien urok, który mocno wykorzystuje. W końcu Malia ulega i powoli nie tylko przekonuje się do świąt, ale przede wszystkim próbuje walczyć z demonami. Małymi krokami przezwycięża swoje lęki, ale to nie będzie łatwe. Nie wszystko zmienia się jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Malia walczy o samą siebie. To ona podjęła ten odważny krok i postanowiła coś zmienić. Jej siła i odwaga wymaga od niej wiele wyrzeczeń, ale powoduje również dziwne przypływy szczęścia.
Autorka w bardzo piękny i bolesny sposób opisała historie Mali, który przeżyła wielkie cierpienie. Jej tajemnica, była mocno przez nią strzeżona i nawet na chwilę nie miałam pomysłu co mogło się w jej życiu stać. Jednak małe kawałki puzzli zostały odrywane i układały się w boląca prawdę. A najgorsze w tym wszystkim było to, jak ludzie potrafią być nieczuli na krzywdy innych, tym bardziej dzieci ,które są tak delikatne i można je łatwo zranić.
Ta historia jest wypełniona uczuciami i to przeróżnymi. Nie raz i nie dwa miałam oczy pełne łez. Targały mną różnego rodzaju emocje, które cały czas czuję. Autorka ma dar do przekazania czytelnikom emocji. A strach Mali był najmocniejszy i najtrwalszy. A cała droga Mali do normalności jest naprawdę pięknie przedstawiona. Ma w sobie dziecięcą radość i szczęście, które wygasło już dawno. A to za sprawą uporu pewnego nieznośnego sąsiada.
Zakochałam się w tej historii i szkoda było mi ją kończyć. Wszystko czułam na swojej czytelniczej duszy. Rozkoszowałam się tym jak tych dwoje pozornie różnych ludzi zbliża się do siebie i daje szczęście. Autorka przekazała w niej, że w każdej chwili można zawalczyć o swoje szczęście. A Malia jest idelanym przykładem, że tak można. Tylko nasuwa się jedno pytanie, czy skutki tego będą szczęśliwe, czy możne jeszcze bardziej pogrążą w smutku ? Czy jedne człowiek może zmienić życie drugiego człowieka?
Na te pytania znajdziecie odpowiedź, gdy przeczytacie. Nie będziecie żałować ani jednej sekundy spędzonej przy tej książce.
11/10