"Siedząc na betonowym wzniesieniu jednego z londyńskich mostów, zastanawiam się, ile sekund dokładnie trwałby mój lot w dół, zanim zniknęłabym w rwącym nurcie Tamizy. Jednak zamiast przekonywać się o tym na własnej skórze, unoszę opakowaną w papier butelkę, smakując cierpkie czerwone wino."
Malia to odnosząca sukcesy dyrektor kreatywna w firmie produktów i usług świątecznych na świecie a przy tym osoba nienawidząca świąt całym sercem. Jedyne o czym marzy to zaszyć się w domu z dala od ludzi, świątecznych piosenek i jedzenia. Cameron jest ucieleśnieniem świat. Uwielbia puszczać świąteczne piosenki i nawet je śpiewa, nosi świąteczne ubrania, piecze świąteczne ciastka. Jednym słowem bohaterowie to kompletne przeciwieństwa.
Jest to idealna książki z klimatem bożonarodzeniowym w dokładnie taki dni, kiedy pada śnieg a także jest ponuro. Niesamowicie się bawiłam czytając jak Cameron starał się przekonać Malię i zaszczepić w niej ducha świąt. Autorka naprawdę wciągnęła mnie w cały ten klimat co nie jest łatwe, bo z reguły jestem wybredna. A tutaj w bardzo przyjemny sposób lawirowała pomiędzy wspomnieniami bohaterki, rozwijającą się relacją pomiędzy Malią i Cameronem a skończywszy na zbliżających się świętach.
Takim zwieńczeniem całej fabuły są tajemnice, z przeszłości które powoli wychodzą na jaw. To, dlaczego Malia co roku siadała na tym samym moście. To, dlaczego Cameron tak bardzo starał się do niej zbliżyć. Ale n...