„Kiedy się zakochujecie, nie ma takiej trudności, która powstrzymałaby was przed byciem razem, bez względu na to, jak bardzo zdawałoby się to skomplikowane. Niezależnie od natury problemu, musicie po prostu uwierzyć, że uczucie, które żywicie względem siebie nawzajem, zdoła ów problem przezwyciężyć.”*
Zanim trafiliście na siebie musieliście przetrwać kilka randek z innymi osobami. Niekiedy pierwsze były ostatnimi, ale zdarzało się nawet kilka spotkań z jednym potencjalnym partnerem. Jednak zawsze okazywało się, że to jednak nie to, a do tego za każdym razem dochodziło do komicznych sytuacji, do których czasem lepiej byłoby się nie przyznawać i zagrzebać je w czeluściach pamięci. Okazuje się, że w poszukiwaniu drugiej połówki jest zachowanie powagi.
Jamie i Laura są singlami, którzy oszukują miłości. On prowadzi bloga, a ona pisze pamiętnik. Jedno i drugie opisuje swoje randki, na których nie raz i nie dwa dzieją się śmieszne rzeczy oraz spotykają dziwnych ludzi. Mężczyzna na swojej drodze spotkał rozwódkę - seksoholiczkę, kobietę tak piękną, że jego rozum poszedł na spacer i się zbłaźnił, oraz zwolenniczkę strzelnic i jeszcze kilka innych kobiet. Ona zaś na swojej drodze spotkała fana kolarstwa, agentem nieruchomości, który jest bardzo napalony, dostawcą towaru, który po kilku głębszych staje się bardzo otwarty… Każda ich randka kończy się jakąś wpadką lub niebezpieczną sytuacją, i nawet gdy zaczynają spotykać się ze sobą nie omieszkają popełnić jakiś wpadek oraz wplątać się w kłopoty.
Do książkę Spaldinga podchodziłam z dużą dozą niepewności, chociaż lubię książki z gatunku komedii to mało kiedy po nie sięgam, bo rzadko zdarza się naprawdę dobra pozycja, która chociaż w minimalny sposób przykułaby moją uwagę. Za tą pozycją przemawiała nota wydawcy oraz fragment, że jest to „mocna, ironiczna, ostra, pełna komizmu sytuacyjnego satyra na perypetie miłosne współczesnych trzydziestolatków”. Dodam tylko, że napisana przez mężczyznę. Cóż, ciekawie może być…
Nick Spalding wspomina na samym początku, że większość opisanych wydarzeń to anegdoty, które opowiadali mu znajomi. Stąd też właśnie pomysł na tę publikację. I przyznać muszę, że to jedna z lepszych komedii, jakie było dane mi czytać. Przez to, że Autor niczego nie upiększał i nie zmieniał wszystko okazało się być tym bardziej lepsze. Realność przeplatała się z komizmem, którego zaznać można na każdej stronie. Nieco kontrowersyjna, ironiczna, a nawet absurdalna. Spodobało mi się to, tak samo jak forma wypowiedzi, lubię książki, które są napisane w formie pamiętnika czy też wpisów na bloga, a tym razem mam to i to. Dzięki temu mogłam obserwować dwa różne punkty widzenia na te same sprawy i mieć tak jakby wgląd w ich myśli. Książka jest naprawdę dobra, ale nie jest też pozbawiona wad. Jako, że różne wersje poznajemy z punktu widzenia mężczyzny i kobiety powinno się widzieć różnice w przekazie, a czasem gdy czytałam wpisy z pamiętnika Laury nie dało się nie zauważyć tego, że ma męski punkt widzenia, to akurat Autorowi nie wyszło do końca. Czasami drażniły mnie też ciągłe wzmianki o seksie ze strony Jamiego.
Bardzo polubiłam zarówno Laurę, jak i Jamiego. Są bardzo rzeczywiści, wyraziści, a co za tym idzie łatwo wczuć się w ich położenie. Obydwoje posiadają poczucie humoru co nieraz było bardzo przydatne gdy po raz już nie wiadomo który ich randki kończyły się fiaskiem. Obydwoje poszukują miłości i wychodzi im to z różnym skutkiem, ale mimo wszystko się nie poddają. Potrafią pogodzić się z tym co było i walczyć o coś jeśli im na tym zależy. Godne pochwały, zwłaszcza w ich sytuacjach.
Książka ta kojarzy mi się ze śmiechem, nieprzerwanym, szczerym i głośnym. Już dawno nie śmiałam się tyle i nie tak swobodnie, jak w trakcie czytania tej powieści. W życiu nie pomyślałabym jakich głupstw można narobić na pierwszych randkach lub gdy może ci na czymś bardzo mocno zależeć. „Miłość… z obu stron” wciągnęła mnie od samego początku i pochłaniałam ją w ekspresowym tempie. Bywały momenty, że ze śmiechu nie mogłam czytać dalej, bo co spojrzałam na tekst od nowa zaczynałam się chichrać. Tak to zwykła komedia romantyczna, wiadomo jakie będzie zakończenie, ale dzięki humorowi oraz ciętemu językowi Autora staje się ona wyśmienitą lekturą. W pewnych sytuacjach miałam bardzo sprzeczne uczucia, bo coś budziło mój niesmak, ale było tak przedstawione, że nie dało się powstrzymać śmiechu. Mnie Spalding przekonał do siebie całkowicie i już zacieram ręce na myśl o kolejnej części, coś czuję, że będzie zabawnie tak samo jak w tym przypadku.
To książka przy której można się zrelaksować i poprawić humor po ciężkim dniu lub gdy ma się gorszy dzień. Bez problemu spodoba się każdemu odbiorcy, bo może być skierowana zarówno do kobiety czy mężczyzny, singla lub kogoś będącego w związku. Trzeba tylko mieć poczucie humoru oraz odbierać ją z przymrużeniem oka.
*str. 303
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2014/02/randki-na-wesoo.html