Chętnie sięgam po literaturę związaną z okresem II wojny światowej. Książka "Purpura i czerń" opowiada o księdzu, który wpisał na karty historii jako człowiek, który uratował od śmierci wielu ludzi w czasie działań wojennych i stał się bohaterem watykańskiego podziemia.
Hugh O'Flaherty urodził się 1898 roku i został katolickim księdzem. W 1922 roku przyjechał do Wiecznego Miasta, by kontynuować studia teologiczne. Szybko awansował w hierachii kościelnej i był bardzo lubiany. Pełnił misje m.in. w Czechosłowacji i Egipcie. Wojna zastała ojca Hugh w Rzymie. Watykan stał się terytorium neutralnym, ale działo w nim wiele osób, którze niosły pomoc wrogom III Rzeszy. Bo idea Mussoliniego nie pociągnęła za sobą całego włoskiego społeczeństwa. Wielu arystokratów i zwykłych, prostych ludzi było wrogami faszyzmu. To właśnie z nimi współpracował nasz bohater i stworzył sprawnie działająca grupę ludzi pomagających alianckim jeńcom zbiegłym z obozów i Żydom. Ponad 50 kleryków i księży oraz wielu mieszkańców Italli niosło pomoc udzielając schronienia, karmiąc i lecząc wojennych jeńców i ludzi wyznania mojżeszowego. Wielu z nich ukrywało się w prywatnych mieszkaniach, ale i za murami Watykanu. O'Flaherty działał ofiarnie z narażeniem życia aż do wyzwolenia miasta. Czesto stał na stopniach watykańskiej świątyni i wypatrywał tych, którzy szukali pomocy. A niósł ją całkowicie bezinteresowanie. Zdobywał środki na jedzenie, ubranie i lekarstwa, ogranizował pomoc medyczną oraz powiadamiał rodziny jeńców o ich losie. Ten kapłan jak się później okazało uratował życie blisko 4 tysiącom ludzi. Wielokrotnie polował na jego osobę podpułkownik Kappler - ale los oszczędził dzielnego sługę Bożego. Po wojnie ksiądz odwiedzał swego niedoszłego kata w więzieniu, gdzie odsiadywał on wyrok dożywocia, przebaczył mu, udzielił chrztu, a nawet wnioskował o jego uwolnienie.
Postać irlandzkiego księdza jest niezwykła - to człowiek o wielkim sercu, który doskonale wypełniał swoje powołanie, a sądzenie i wyroki pozostawiał Boskiej Opatrzności - on sam niósł tylko pomoc tym, którzy jej potrzebują.
Nie znałam przed przeczytaniem książki Gallaghera postaci ojca O'Flaherty. Dzięki lekturze poznałam niezwykłego bohatera, który zasługuje na podziw i uznanie jako człowiek i kapłan. Książka jest połaczeniem biografii z powieścią z wątkami sesacyjnymi. Czyta się ją dość szybko, a jej akcja mnie parokrotnie zaskoczyła. Pomysłowość wspólpracowników irlandzkiego kapłana zasługuje na uznanie. Pewna hrabina posunęła się np. do zdobycia atografu wysokiego rangą oficera w operze na okładce programu. Potem ten podrabiany podpis posłużył do spreparowania wielu przepustek.
W książce nie brak wydarzeń niczym z dobrego fimu akcji - przez co czyta się ją z wypiekami na twarzy. A wszystko przecież jest oparte na udokumentowanych faktach. Faszystów często gubiła przesadna biurokracja i schematyczność. Postać księdza, który uwielbiał grać w golfa mnie bardzo zaimponowała. Ciekawa osobowość, wniosłe ideały i dobre serce.
Dodam jeszcze, że na podstawie losów niezwykłego księdza nakręcono film pod takim samym tytułem jak książka w reżyserii Londona. Główną rolę zagrał w nim Gregory Peck.