Literatura kobieca, obyczajowa to bardzo zdradzieckie terminy. W moim mózgu stereotypowo łączą się z: cukierkowością, płytkością, czasem z infantylizmem, a przede wszystkim z bajkami dla dorosłych. I „Miłość zostaje na zawsze” taką bajką jest.
Mówią, że tego kwiatu jest pół światu. Ale w typowej obyczajówce autorzy dzielnie walczą z tym powiedzeniem. Być może i „bab” jest dużo, ale przecież to TA właśnie główna bohaterka jest wyjątkowa – ma cudowny charakter, jest doświadczona przez los, ale ciągle dzielnie się trzyma. A kawaler, który pod koniec książki zdobędzie jej serce, jest największym szczęściarzem.
Nasza bohaterka – Zuzanna, jak podkreśliłam w poprzednim akapicie, jest właśnie taką postacią. Samotnie wychowuje syna, ma okropnego szefa, w przeszłości musiała poświęcić studia i doglądać chorej matki. Więc perturbacji było dużo, obecnie jednak w jej życiu panuje jako taka harmonia – choć jak każdy czytelnik literatury obyczajowej może się domyślić, wszystko zburzy pojawienie się mężczyzny.
Typowa bohaterka takiej literatury ma też zawsze przyjaciółki – oczywiście takie na śmierć i życie, co to i poplotkować lubią, a w razie jakiegoś życiowego dramatu, zjawią się z kalorycznym ciastkiem (bo wiadomo, słodycze są lekiem na całe zło). Nie są to byle jakie koleżanki – jedna z nich musi być ustatkowaną kobietą, z mężem i dziećmi, która dla pozostałych jest symbolem i nadzieją na to, że są szczęśliwe małżeństwa. Druga – samotna, trochę roztrzepana i zwariowana, przyciąga jedynie oszustów i niestałych mężczyzn (czyli ma najgorzej z całej trójki).
I wreszcie ON – przystojny, bogaty, oczywiście też z bagażem doświadczeń, rycerz na białym koniu. No dobrze, we współczesnej wersji w wypasionej bryce.
Tyle tu cukru i lukru, że od samego czytania się tyje. Ale zaskoczę Was, drodzy czytelnicy! Mimo wszystkiego powyższego co napisałam, muszę stwierdzić, że czyta się… nadspodziewanie dobrze. Choć od początku każdy rozgarnięty czytelnik będzie znał zakończenie tego „dzieła”, to czasem jest tak w rzeczywistym (nie powieściowym) życiu, że tylko na takie książki ma się czytelniczą siłę. Bo można się oderwać od własnych problemów, od prawdziwego świata, w którym 90-letnie babcie rzadko są pełnymi energii kolorowymi ptakami, w którym zza żadnego zakrętu nie wyskakuje ideał, w którym problemy od ręki nie rozwiązują się same.
„Miłość zostaje na zawsze” to taka bajeczka, napisana dość dobrze, z dużym poczuciem humoru, który ratuje całość. Do czytania z dużą dozą krytycyzmu wobec świata przedstawionego.