Dwadzieścia pięć opowiadań w ciągu dwudziestu czterech lat. Tyle ma na koncie Janusz Cyran. Niby niedużo, ale jakie to są teksty! Przemyślane, dopracowane, zapadające w pamięć i zmuszające do myślenia. Teksty niełatwe, wypełnione mnóstwem technicznych pomysłów, intertekstualnymi nawiązaniami, niekiedy o sarkastycznym lub ironicznym wydźwięku i o – co wydaje się być charakterystyczne dla jego prozy – pesymistycznym przesłaniu. „Teoria diabła i inne spekulacje” to drugi zbiór jego opowiadań*:, obejmujący utwory zarówno starsze, jak i dwa zupełnie nowe: „Reset” i „Rien du tout”.
Janusz Cyran nie rozpieszcza czytelnika, nie jest skory do wyjaśnień. Przeciwnie – czytelnik musi ze strzępów informacji samodzielnie zrekonstruować kształt świata opowieści (a są to światy przyszłości, znacząco różniące się poziomem technologii od naszego), prześledzić fabułę utworu (często o zdecydowanie onirycznym charakterze) i na koniec, przemyśleć sobie implikacje, bo autor ogranicza się jedynie do prezentacji wycinka z życia bohaterów opowieści, a wyciąganie wniosków i interpretację całego opowiadania pozostawiając czytelnikowi. Odbioru tekstów zgromadzonych w „Teorii diabła” nie ułatwia też nastrój tych opowiadań: mroczny i depresyjny, wywołujący u czytelnika nieledwie pewność, że za chwilę wydarzy się coś złego lub – co znacznie gorsze – że na skutek jednego zdania, jednej dodatkowo ujawnionej przez autora informacji, zmieni się wymowa całego utworu i kolejna ciemna strona ludzkiej natury stanie przed czytelnikiem w pełnej krasie.
Motywem przewodnim zbioru zdaje się być rezygnacja ze sprawowania kontroli czy też utrata panowania: nad życiem, zarówno w wymiarze osobistym („Szybciej”, „Fuga temporalna”), jak i globalnym („Reset”), nad przebiegiem wydarzeń („Artilekt”, „Rzym”), przebiegiem eksperymentu („Teoria diabła”), nad stylem życia („Partyjka dla trojga”) czy własnym umysłem („Rien du tout”). Człowiek z opowiadań Janusza Cyrana albo jest bierny, albo pozbawiony możliwości działania, albo też – gdy sam kształtuje swoje życie – posuwa się do działań niezgodnych z prawem („Rtęć”) lub zgoła zbrodniczych („De possibilitate”). Akcja utworów toczy się w przyszłości, którą sami sobie dzięki postępowi fundujemy, a jej obraz namalowany jest nader pesymistycznie. Wynika to z rosnącej przepaści między osiągniętym stopniem rozwoju technologicznego a poziomem rozwoju społecznego człowieka jako gatunku: wydaje się, że pod tym ostatnim względem ludzie wciąż stoją w miejscu – wobec innych nadal są zawistni, mściwi, pozbawieni empatii, naiwni aż do bólu, na dodatek nie radzą sobie sami ze sobą. Wybierają łatwiejszą drogę: konsumpcję i stagnację, uciekają w wyimaginowane światy, nie są w stanie unieść ciężaru egzystencji. W efekcie stają się całkowicie nieatrakcyjni nawet dla Sztucznych Inteligencji, które same stworzyli. Czy aby jesteśmy jako gatunek w ogóle zdolni do wspięcia się na wyższy szczebel rozwoju?
W prezentacji światów przyszłości autor nie ogranicza się do wymyślenia kolejnego gadżetu i jedynie zaprezentowania go czytelnikowi, przeciwnie – każdy z futurystycznych elementów, nie tylko istnieje i stanowi element scenografii, ale istnieje ze wszystkimi konsekwencjami, wadami i zaletami, i jest wykorzystany w akcji utworu. Tak jak soczewki Absooda z „Rtęci” umożliwiające rejestrację w postaci hologramów wszystkiego, na co patrzymy, a ponadto, dzięki przyłączeniu do nich sztucznej tkanki nerwowej, zapisujące również nasze odczucia. Tak jak monady prawnicze, toczące w naszym imieniu błyskawiczne procesy sądowe (wprawdzie ten pomysł nie jest nowy, autor zaprezentował go już w „Róży Antarktydy”, ale ponownie został znakomicie wkomponowany w fabułę „De possibilitate”). Tak jak nanoskóra z „Artilektu”, biosprzęgi z „Rtęci” czy przechowywane w mauzoleum poruszające się i mówiące plastynaty zmarłych z „De possibilitate”.
Nie lada gratką były dla mnie opisy najróżniejszych kultów, które w racjonalnym społeczeństwie przyszłości zastąpiły dzisiejsze religie uznane za „idiotyczne memy” (obraz doktryny Kościoła Kolektystów z „Rtęci” jest pod względem pokrętnej logiki tożsamy z linią programową Kultów Ignorancji ze „Stanu wyczerpania” Grega Egana) czy celne komentarze na temat wojskowego podejścia do projektowania akcesoriów obronnych, w których przewidziano wszystko, poza sposobem na ich wyłączenie („Artilekt”). I jeśli już o nawiązaniach mowa: teoria Goedla jest fundamentem „Partyjki dla trojga”, a jej echo pobrzmiewa w „De possibilitate”, które zresztą mieści również „Wojnę światów” Wellsa, z kolei niektóre partie „Resetu” przywodzą na myśl „Władcę much” Goldinga.
Nie jestem w stanie wybrać najlepszego opowiadania, każde z nich stało się dla mnie istotne pod jakimś względem: „Partyjka dla trojga” i „Rzym” mają znakomitą, przewrotną i ironiczną, puentę, „De possibilitate” charakteryzuje się chyba najpełniejszą spośród wszystkich tekstów kreacją świata, „Szybciej” zawiera bardzo trafne spostrzeżenia na temat subiektywnego sposobu postrzegania upływu czasu, za to „Rien du tout” jest jednym z bardziej emocjonalnych i przejmujących studiów człowieka pogrążającego się w głębinach własnego chorego umysłu, jakie miałam okazję czytać. I mimo, że opowiadań tych nie łączą osoby bohaterów, ani nie sposób uszeregować ich precyzyjnie na skali czasu, nie oparłam się pokusie spojrzenia na wszystkie te teksty łącznie, jako na zbiór najróżniejszych wariantów przyszłości wskazujących, co może w każdej z tych wersji pójść źle. I po lekturze, zerkając w przyszłość, nie czuję się najlepiej, bo każdy z dziesięciu wyjściowych pomysłów autora ma korzenie tu i teraz.
* Zawartość zbioru:
– Teoria diabła (2006),
– Artilekt (2000),
– Partyjka dla trojga (2010),
– Rtęć (2008),
– De possibilitate (2007),
– Reset (2011),
– Szybciej (2008),
– Fuga temporalna (2010),
– Rien du tout (2011),
– Rzym (2007).
Recenzja ukazała się 2011-09-09 na portalu katedra.nast.pl