Praktycznie każde dziecko marzy o swoim ukochanym zwierzątku. O ile na wsi jest to o wiele łatwiejsze, bo można mieć pieska, kotka, a w gospodarstwie koniki, krówki, kurki, gęsi czy kaczki, to wszystko się zmienia, gdy mieszkamy w mieście, w bloku i pewnych możliwości brakuje. Akwarium z rybkami, chomikiem, albo świnką morską w 100 procentach nie zastąpi nam pieska czy kotka. Wiem ze swojego doświadczenia, że trudności są ogromne i rodzą się przy tym problemy. Dlaczego mówię o problemach? Dlaczego o tym wspominam? O tym wkrótce. Najpierw tradycyjnie kilka słów o autorce i okładce książeczki.
Pani Gabrysia Feliksik mieszka na co dzień w Trzebini, mieście położonym w województwie małopolskim, niedaleko Chrzanowa. Wiem także, że trzebinianka jest recenzentką książek i bywa w bibliotekach i przedszkolach, gdzie prezentuje swoją książeczkę najmłodszym czytelnikom. Okładka książki, jak i ilustracje do niej, wykonał ojciec autorki, Andrzej Galos. O ile rysunki bardzo przypadły mi do gustu, przypominają mi bajki z okresu dziecięcego, tak na okładce brak jest nazwy autora. Na cieniutkim grzbiecie też brakuje tych informacji, co jest ważne nie tylko dla mnie, bibliotekarza, ale osób, które kupują książki w księgarniach. Sama okładka przedstawia bohatera krótkich opowiadań z życia Pimpusia.
Teraz czas na wspomnianego bohatera. To jest właśnie książeczka o Pimpusiu. Nie dość, że malutki piesek jest najważniejszą postacią niniejszej lektury, to jeszcze sam opowiadana nam swoje przygody. A te nie opuszczają go zupełnie. Na każdym kroku coś się dzieje i nie zawsze wszystko wydaje się proste dla szczeniaka. Dlaczego takie nie jest? Tak jak wcześniej napisałem, inaczej wygląda życie na wsi, a inaczej w mieście. Patrzę na to przez pryzmat swojego życia i życia zwierzątek, które miałem, ale też dlatego, że mały Pimpuś pierwsze dni, pierwsze tygodnie swojego życia spędził właśnie na wsi. A potem nagle musiał się odnaleźć w całkiem innej rzeczywistości dla niego. Zieloną, soczystą trawę, zastąpił puszysty dywan bądź dziwne i śliskie podłoże w innych częściach dziwnego pomieszczenia.
Przygody słodkiego zwierzątka są zabawne, ale też wiele mogą nauczyć nie tylko jego właścicieli. To bardzo dobry drogowskaz dla tych, którzy decydują się wziąć pieska do domu, szczególnie do mieszkania w bloku, gdzie nie będzie możliwości takich, jak na wsi. Trzeba będzie poświęcić o wiele więcej czasu, a przede wszystkim mieć anielską cierpliwość, by nasz pupil nauczył się wszystkiego i zaadaptował w nowym, niekoniecznie na początku przyjaznym miejscu.
Warto dodać w tym miejscu, że nasz bohater, to... piesek autorki, a jej córki to Basia i Hania, które odgrywają sporą rolę w opowiadaniach. Na pewno wiele przygód Pimpusia miały miejsce. Jestem pewien, że w 99 procentach, wszystko, to co przeczytacie na kartach książeczki, miało miejsce.
Pimpuś piesek to krótkie opowiadanka, które mają wiele walorów edukacyjnych. Na pewno pokazują, to co się może wydarzyć, gdy w swoje progi zaprosicie małego, czworonożnego zwierzaka, który będzie przerażony nową rzeczywistością. Jednak na pewno wskażą wam odpowiednią drogę, by piesek mógł w pełni poczuć się bezpiecznie w nowym domu. Polecam książeczkę najmłodszych, tym, którzy chcą mieść nowego członka rodziny, do czytania rodzicom tych dzieci, które jeszcze nie posługują się tekstem pisanym.
Recenzja powstała dzięki portalowi sztukater.pl, któremu dziękuję za egzemplarz książki.