„Prawda jest taka, że wszyscy poruszamy się po omacku i czasem potykamy się o coś strasznego.”
Z rosnącym sceptycyzmem podchodzę do kolejnych paranormal romance, urban fantasy, dystopii i innych tego typu publikacji dla młodzieży. Powiedzenie "co za dużo, to niezdrowo" znajduje tutaj swoje odzwierciedlenie. Jak wiele książek o wampirach, upadłych aniołach, wilkołakach i innych stworach trzeba, by w końcu powiedzieć - dość? Jest ich w ostatnim czasie sporo, aż do przesytu. Co tu kryć, temat zaczyna wiać nudą. W dodatku każda kolejna jest reklamowana jako bestseller, trzymająca w napięciu powieść, którą z pewnością pokocham. Często okazuje się, że jest to książka dobra, ale nic ponadto - po prostu dobra. Czasem jest gorzej. To być może tłumaczy moje podejście, z jakim sięgałam po Angelfall - spodziewałam się, że to kolejna pozycja, jakich wiele w gatunku. Dlatego właśnie - jak zawsze - bardzo chciałam ją przeczytać, by przekonać się, jak jest naprawdę. Czy moje przewidywania okazały się słuszne?
Znów się pomyliłam. Okazuje się, że nie każda powszechnie polecana nowość nazywana bestsellerem jest wynikiem marketingowych działań wydawcy. Jedyny sposób na oddzielenie ziarna od plew to przeczytanie danej pozycji osobiście. Angelfall jest debiutem autorki, Susan Ee, i to debiutem naprawdę udanym, stworzyła bowiem mroczny i niepokojący postapokaliptyczny świat, w którym największym postrachem ludzkości są Anioły, właśnie te Anioły, które miały być stróżami, chronić przed wszelkim niebezpieczeństwem... Nikt nie przypuszczał, że są to istoty silne, brutalne, gardzące rodzajem ludzkim, bezwzględne i bez skrupułów dążące do celu. Jaki jest ten cel? Dlaczego Anioły pojawiły się na ziemi, niszcząc wszystko na swojej drodze? Tymczasem świat ziemski podupada. Panuje chaos i anarchia, a brak wszelkich zasad prowokuje wojny gangów. Nie ma szans na zorganizowanie obrony przed Najeźdźcami. Nigdzie nie można czuć się bezpiecznym. Przetrwają tylko najsilniejsi.
Do nich należy siedemnastoletnia Penryn, która zrobi wszystko, by odnaleźć swoją uprowadzoną młodszą siostrę. Do tego stopnia, że zmuszona do współdziałania z wrogiem, nie waha się ani chwili. W mroku nocy wyrusza na poszukiwania gniazda Aniołów, dokąd, jak przypuszcza, mała Paige została porwana. Jej heroiczna wędrówka jest niełatwa i usiana niebezpieczeństwami, a śmierć czyha na każdym kroku. Mimo to, Penryn nie mogła się spodziewać tego, co zastała na jej końcu...
Angelfall to opowieść niezwykła pod wieloma względami. Dynamiczna, trzymająca w napięciu akcja z wieloma niespodziewanymi zwrotami przyprawiała mnie o przyspieszone bicie serca. Dramatyczne wydarzenia nie pozwoliły mi na zaczerpnięcie oddechu. Nie chciałam odkładać książki, póki nie doczytam jej do końca, stąd też pochłonęłam ją błyskawicznie. Zdecydowanie wygrała z planowaną nauką geografii... Ale też w atlasie świata nie znajdę takich emocjonujących wątków. Prawdę mówiąc, prawie nie mam zastrzeżeń - świetny język, żywe dialogi, fabuła - praktycznie wszystko jest doskonale dopracowane. Bohaterowie zapadają głęboko w pamięć, prócz tego, że są naprawdę charakterystyczni, posiadają też charakter - łatwo więc wyobrazić sobie daną postać. Może jedynie kilka postaci jest dość szablonowych, tak jak pewna piękna, ale przewrotna Anielica.
Tutaj również znajdziemy wątek romantyczny, choć jest on zupełnie inaczej ujęty. Zastanawiam się, czy nazwanie w ten sposób tej części historii nie jest przesadą, bowiem do samego końca ciężko ustalić stopień zażyłości tych bohaterów. To czyni ich relację jeszcze ciekawszą, a kolejne działania - nieprzewidywalnymi. Nie mogę się doczekać rozwinięcia tego wątku w kolejnych częściach - mam nadzieję, że autorka postąpi nieszablonowo i zaskoczy swoich czytelników, którzy w większości z pewnością spodziewają się szczęśliwego zakończenia.
Im dalej, tym bardziej brutalna staje się opowieść - Susan Ee przedstawiła niezwykle sugestywny obraz, trafiający do wyobraźni. Niektóre wątki, co prawda, nie przypadły mi do gustu - nie były dość interesujące bądź nieco naiwne - ale nie sposób znaleźć powieść idealną. Jak na powieść dla młodzieży (i nie tylko!), jest to książka naprawdę wyjątkowa, pełna akcji, taka, jak lubię. Zapewnia kilka godzin doskonałej rozrywki, czego chcieć od niej więcej?
Ostatnia strona okrutnie mnie rozczarowała. Właśnie tym, że to już koniec! Poczułam gorzki smak zawodu, czytając ostatnie zdanie, ponieważ na wydanie kolejnej części muszę jeszcze poczekać... Jak można przerwać historię w takim momencie? Cóż, Susan Ee doskonale wiedziała, co robi, trzeba jej to przyznać. Teraz z utęsknieniem czekam na rozwinięcie opowieści w drugim tomie. Tymczasem wytwórnia Good Universe wykupiła prawa do adaptacji filmowej, więc być może pocieszę się wkrótce ekranizacją. Dawno nie czytałam młodzieżowej powieści mającej taki niezwykły klimat, czasem zabawnej, innym razem znów wzbudzającej dreszcze. Powiem tak - nie należy się spodziewać głębokiej historii o życiu, ale właśnie dynamicznej, wciągającej powieści fantastycznej. Czerpałam wiele przyjemności z lektury i nie wątpię, że powieść przypadnie do gustu nie tylko czytelnikom gustującym w takim gatunku.