Czy kiedykolwiek zdarzyło się Wam, żeby przy nowo poznanej osobie natychmiast czuć się swobodnie i rozmawiać z nią bez żadnego skrępowania? Czy zdarzyło się Wam odnieść wrażenie, że choć poznaliście kogoś parę minut temu, to czujecie, jakbyście się znali od wielu lat? Ja kilka razy miałam takie odczucie. Dziwne, ale ekscytujące i zastanawiające… może wszystko jest zapisane w gwiazdach, a energia naszych wcieleń powraca?
Santi i Thora poznają się przypadkiem na pierwszym roku studiów. Ku ich zaskoczeniu spotykają się znowu i znowu, i znowu w coraz to nowszych wcieleniach rozpoznając siebie jako dobrych znajomych i bratnie dusze.
Dlaczego jednak tak się dzieje?
Czy w kolejnym istnieniu również się odnajdą i rozpoznają?
„Dwoje ludzi jest dla siebie wieczną zagadką”.
Początkowo fabuła wydawała mi się dziwaczna, ale z uporem maniaka brnęłam w nią dalej, między innymi dlatego, że Autorka posłużyła się zapętleniem czasowym. Uwielbiam ten zabieg w literaturze. Przepadam za twórczością Musso, który w swoich powieściach często go stosuje. Pisząc o zapętleniu czasowym, nie mam na myśli sytuacji, w której znalazł się bohater Dnia Świstaka. Santi i Thora powracają na ziemię i spotykają się, za każdym razem będąc w innym wieku, w odmiennej sytuacji życiowej i w różnych relacjach. W jednym wcieleniu oboje są studentami, w innym mężem i żoną, parą policjantów, studentem i promotorem, a nawet występują w relacji ojciec – córka. Zawsze jednak przypominali sobie o swoich istnieniach i wzajemnych interakcjach. Za każdym razem dążą do spotkania, pamiętając miejsca, które ich połączyły w innych życiach. Koleje losu zawsze zaś kierowały ich do niemieckiego miasta. Będąc w Kolonii, robią wszystko, by się odnaleźć i wspólnymi siłami rozwikłać zagadkę swoich bytów.
Jest to nagroda czy kara, forma zemsty czy oczyszczenia i naprawy życiowych błędów?
A może za tym kryje się jeszcze coś innego?
Nigdy nie było pewne, które z nich powróci pierwsze, dlatego wpadli na pomysł zostawiania wiadomości w postaci graffiti na murach zrujnowanej wieży zegarowej. Podczas lektury owa wieża kojarzyła mi się z filmem Powrót do przeszłości, więc również z podrożą w czasie.
„Wracamy. Tacy sami, ale inni. Za każdym razem z nowymi wyzwaniami, nowymi metodami ulepszania lub osłabiania swojego ja”.
Książka Catriony Silvey jest specyficzna i bardzo oryginalna. Wydaje mi się, że nie każdy odnajdzie się w tej historii. Mnie urzekła. Fabuła była nieoczywista, magiczna i skłaniająca do rozważań natury filozoficznej: jaki jest sens i cel naszego istnienia? Czy jest on zaprogramowany, czy rzeczywiście wszystko zależy tylko od nas, czy może część wydarzeń zapisana jest w gwiazdach? Może nasza decyzyjność jest tylko ułudą, z którą się rodzimy i z którą umrzemy, czując się bardziej lub mniej spełnieni? Czy za wszelką cenę warto dążyć do realizacji najskrytszych marzeń?
Autorce w sposób bardzo ciekawy udało się wybrnąć z zakręconej i zapętlonej w czasie fabuły. Nawet pod sam koniec zaskoczyła mnie gwałtownym zwrotem akcji. Do zobaczenia w innym życiu polecam czytelnikom, którzy lubią niestandardową literaturę i mają odwagę wraz z bohaterami odkrywać prawdziwe „ja”.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję PORADNI K.