„Cornelia” to powieść, którą czyta się emocjami, w ciągłym wzburzeniu, co czyni ją właściwie nieodkładalną. Przynajmniej w moim przypadku, bo nie potrafiłam przerwać lektury, dopóki nie dotarłam do ostatniej strony. Ze względu na temat, który porusza, książka ta, wstrząsnęła mną i przy okazji nieźle mnie też rozjuszyła. Do tego stopnia, że nie mogłam przez nią zasnąć… Handel żywym towarem, brutalne gwałty i sprowadzanie kobiet do roli mięsa, które „dokańcza się”, gdy zużyte zaczyna cuchnąć zgnilizną, to temat powodujący, że czytelnikowi gotuje się krew w żyłach. Z bezsilności i szoku. Dla nas bowiem - żyjących w bezpiecznych bańkach, którym wydaje się, że takie praktyki, to zamierzchła przeszłość - obraz świata przedstawionego w „Cornelii” jest, jak cios w splot słoneczny. Okazuje się, niestety, że odrażająca forma współczesnego niewolnictwa ma się wciąż wyjątkowo dobrze, bo człowiek dla zysku gotów jest odrzeć innych i siebie z człowieczeństwa.
W takim właśnie, niezbyt przyjemnym kontekście, pisarka, Florencia Etcheves, osadziła opowieść o poszukiwaniu Cornelii, dziewczyny, która przepadła bez wieści w wieku piętnastu lat. Chociaż od feralnego wieczoru minęło już kolejnych dziesięć lat, to matka nadal wierzy, że jej córka żyje i organizuje w tej intencji wspominkowe msze. Liczy na cud i cud się wydarza. Drobny szczegół pojawiający się niespodziewanie podczas ostatniego spotkania w kościele sprawia, że martwe już śledztwo, nagle nabiera rozpędu. Manuela, obecnie policjantka - dziesięć lat wcześniej jedna z osób, które po raz ostatni widziały zaginioną - trafia bowiem na obiecujący trop. Gdy tylko zaczyna zadawać pytania, od razu robi się niebezpiecznie: ktoś bezwzględnie „ucisza” świadków. Komuś najwyraźniej bardzo zależy na tym, by prawda o tamtych wydarzeniach nigdy nie wyszła na jaw.
To mocno pogmatwana retrospektywami i dynamiczna powieść, która chociaż traktuje o potwornej brutalności, to w treści nie jest przesadnie dosadna. Mimo braku nadmiernie szczegółowej dobitności, nie ma się co jednak łudzić, że lektura należy do łatwych. Florencia Etcheves, ma bowiem talent do tworzenia niezwykle realistycznych obrazów. Towarzyszące nam podczas lektury poczucie autentyzmu, to niewątpliwy atut „Cornelii”. To ono sprawia, że wydźwięk powieści dotyka nas jakoś głębiej.
Oprócz przykrego przesłania, że w świecie, w którym przyszło nam funkcjonować, wszystko jest na sprzedaż, znalazło się w niej także miejsce na pokazanie odkształconej – albo inaczej: naginanej do własnych potrzeb - moralności. Jeden z bohaterów, który gustuje w gwałceniu dziewic, obrusza się na sugestię, że miałby tak postąpić względem dziewczyny poniżej pewnego wieku, ponieważ: nie jest pedofilem! Tak jakby istniała niewidzialna granica, magicznie określająca moment, w którym w porządku staje się krzywdzenie drugiego człowieka. Co gorsza przykład Cornelii pokazuje, jak bezbronny staje się człowiek w momencie, gdy zostaje wciągnięty w tryby przestępczej machiny, bez względu na to, jaki status ma jego rodzina, do jakiej elitarnej szkoły uczęszcza, jak zdolny jest i jakie ma marzenia. Zakończenie powieści, biorąc pod uwagę ilość zmyłek, które zafundowała nam autorka, z jednej strony jest zaskakujące, a z drugiej – wcale nie. I ten paradoks jest naprawdę zadziwiający.
Jak już wspomniałam, trudno czytać „Cornelię” inaczej niż przez pryzmat emocji. Nie da się oprzeć wściekłości i chęci wykastrowania, najlepiej tępą żyletką, każdego faceta na świecie (wybaczcie te słowa wszyscy ci, którzy jesteście w porządku). Gdy opadają już emocje związane z lekturą i patrzymy na nią z dystansu, możemy z czystym sumieniem określić ją jako dobrą. Nie zachwycającą, nie wybitną, ale dobrą (surową i [nie]przyjemną rozrywką). Jeśli nie macie problemów z oswojeniem myśli, że na świecie wciąż dzieje się mnóstwo bezsensownego zła, którego ofiarami mogą paść wasi bliscy, w tym wasze dzieci, to jest to thriller dla was.
P.S. W ogóle nie zwróciłam uwagi na to, że to trzeci tom cyklu o Francisco Juánezie i Manueli Pelari – książki można więc czytać w dowolnej kolejności, a nawet osobno. Ponadto, zgodnie z informacją na okładce, Netflix zabrał się za „Cornelię”.