Per Petterson to norweski prozaik. Zasłynął powieścią „Kradnąc konie”, która przyniosła mu niesamowity rozgłos. Książka ta została uhonorowana nagrodami norweskich krytyków literackich i norweskich księgarzy. W 2007 roku znalazła się na liście 10-ciu najlepszych książek wg. Newy York Timesa.
„Przeklinam rzekę czasu” to najnowsza powieść Pettersona, norwescy krytycy po raz kolejny docenili pisarza i powieść została uznana za najlepsza książkę roku 2008. Nie muszę pisać jaką radość sprawiło mi znalezienie tego okazu na zakurzonej bibliotecznej półce. Bardzo lubię literaturę skandynawską, lubię ten spokojny, chłody klimat......i oto mam przed sobą książkę z piękną nostalgiczną okładką i tematem który zmusza do refleksji.
Jest rok 1989, chłodny listopad. Nasz bohater to Arvid, trzydziestosiedmioletni, mężczyzna z mnóstwem problemów. Nie radzi sobie z życiem, czeka go rozwód, czuje się osamotniony i pogrążony a do tego dowiaduje się, że jego matka jest chora na raka.
Matka Arvida po otrzymaniu wyników i wymienieni kliku zdawkowych zdań z mężem wyjeżdża do Danii, do nadmorskiego miasta z którego pochodzi i z którym wiążą ją wspomnienie. Kiedy Syn dowiaduje się o wyjedzie matki bez zastanowienia wyrusza za nią. Do końca nie wie co go tam pcha, wie tylko że musi zobaczyć się z matką. Na wietrznych nadmorskich wydmach Arvid wspomina swoje dzieciństwo, szkołę, miłość, śmierć młodszego brata. Próbuje zrozumieć swoje życie.
Ta książka to pamiętnik, wewnętrzny monolog dorosłego mężczyzny. Słowa zawarte w książce są chłodne, lakoniczne, opisane trzeźwym okiem, bez emocji. Prostota książki robi wrażenia, zdania nie są wielkie, to małe i duże wspomnienia ubrane w słowa lekkie jak puch, które ciężko wypowiedzieć na głos. Wydarzenia w książce ujęte są w czasie teraźniejszym jak i przeszłym, Arvid prowadzi analizę swojego życia. Czytając momentami możemy się gubić, gdyż rzadko autor podaje daty wydarzeń, przenosimy się w czasie z szybkością światła. Tak naprawdę Arvid to irytująca postać, żyje w wyidealizowanym świecie, bardziej docenia książkowych bohaterów niż prawdziwych, otaczających go ludzi, czuje się samotny, ale w sumie sam na to zapracował, jego rodzina, bracia, przyjaciel są gdzieś obok a on tylko roni łzy nad rozlanym mlekiem. „Przeklinam rzekę czasu” to myśli, sprawy oczywiste a jednak ulotne. To opowieść o odnajdywaniu własnego Ja, o samotności, dorastaniu i radzeniu sobie z rzeczywistością.
Szczerze przyznam, że bałam się czytać tę książkę, poruszała tematy bardzo mi osobiste, nie wiedziałam czy dobrym pomysłem jest wracanie do wspomnień. Jednak moje obawy były bezpodstawne, bo mimo że książka jest poruszająca, pięknie napisana, prostym językiem to według mnie brakuje jej głębi. Na pewno dla większości będzie to pasjonująca i poruszająca lektura, jednak dla kogoś kto przeżył podobne sytuacje, ta książka nie spełni jego oczekiwań. Brakuje w niej buzujących uczuć, nienawiści, rozpaczy, tego uczucia które rozrywa serce. Mamy za to spokój i ciszę i....... być może się czepiam, bo o ten spokój w książce biega, to on powoduje, że powieść czyta się łatwo a czytelnik ma czas na zadumę i wnioski.
Książka nie spełniła moich oczekiwań, jednak jak najbardziej ją polecam, autor jest przekonywujący w tym co pisze. To dobra literatura z którą należy się zapoznać