O wspomnieniach Jerzego Kwiatkowskiego, których trzecie wydanie ukazało się właśnie nakładem Państwowego Muzeum na Majdanku, pisać można przynajmniej z dwu perspektyw. Kwestia ta dotyczy zresztą wszystkich edycji świadectw, które wymagają – moim zdaniem – właśnie takiego dwutorowego podejścia. Po pierwsze, trzeba zwrócić uwagę na stronę edytorską, na wierność oryginałowi, adekwatność komentarza, staranność opracowania. Innymi słowy, na to wszystko, co stanowi o jakości danego wydania. Po drugie, warto się przyjrzeć samej relacji, temu, co ona wnosi, czego się z niej dowiadujemy, ale też temu, co ona przemilcza, stosunkowi autora do opisywanej rzeczywistości, sty-lowi, a zatem wszystkiemu, co stanowi o jej specyfice. Taki dwuczęściowy układ omówienia postanowiłem przyjąć i tym razem. Zacznę od cech samej edycji.
Od razu na wstępie wyrażę swoją opinię. Uważam, że nowe wydanie wspomnień Kwiatkowskiego jest wzorcowe, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Może stanowić wzór, drogowskaz dla innych edytorów, jak powinno się przygotowywać tego typu teksty. Za redakcję naukową tomu odpowiadał Wojciech Lenarczyk – historyk, pracownik Działu Naukowego Państwowego Muzeum na Majdanku. On też jest autorem wstępu zatytułowanego Jerzy Kwiatkowski i jego dzieło (s. 5–27). Dowiadujemy się z niego wszystkiego, co konieczne, by lepiej zrozumieć, jaką osobą był autor, a co za tym idzie – również jego relację. Poznajemy także okoliczności powstania dwóch poprzednich wydań, w tym długą drogę przygotowywania samego kształtu tekstu, co doprowadziło do „głębokich ingerencji stylistycznych, pamiętnik poddano [bowiem] obróbce merytorycznej” (s. 16). Wprowadzenie jest też dowodem na wykonanie niezwykle sumiennej pracy przez Lenarczyka, o czym świadczy lista odsyłaczy do dokumentów, rozsianych po rozmaitych archiwach w Polsce i za granicą (Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku, Archiwum Państwowe w Lublinie, Centralne Archiwum Wojskowe, Hoover Institution Library & Archives, archiwum rodzinne).
… Wstęp mógł też zostać nieco staranniej przygotowany pod kątem językowym. Przykładowo w zdaniu: „Fragment wspomnień dotyczący masakry Żydów 3 i 4 listopada 1943 r. został przedrukowany w przygotowanej w Stanach Zjednoczonych zbiorówce Biografia byłych więźniów politycznych niemieckich obozów koncentracyjnych” (s. 25), zarówno określenie „masakra Żydów” w odniesieniu do akcji Erntefest – choć najwyraźniej wprowadzone za samym źródłem (vide rozdz. Masakra 17 000 Żydów) – jak i słowo „zbiorówka” w odniesieniu do pracy zbiorowej brzmią nazbyt kolokwialnie. Na osobną uwagę zasługuje znakomita, obszerna, a zarazem wyczerpująca Nota edytorska (s. 29–35) autorstwa Doroty Niedziałkowskiej, która odpowiadała za opracowanie edytorskie, redakcję językową i korektę tego wydania. Nota pogłębia wprowadzenie Lenarczyka i wyjaśnia na poziomie tekstu zawiłości (pięć różniących się od siebie rękopisów, dostępnych w dwóch archiwach), a także przedstawia specyfikę wspomnień Kwiatkowskiego oraz dotychczasowe ingerencje w ich kształt. Szczególnie warta zapamiętania i powtarzania przy innych podobnych opracowaniach jest decyzja zachowania wierności oryginałowi. „Państwowe Muzeum na Majdanku uznało, że najlepszym rozwiązaniem będzie wydanie wspomnień Kwiatkowskiego w pierwotnym kształcie, wolnych od redakcyjnych zmian, poprawek, cięć i dopisków, także bez większych upiększeń stylistycznych” (s. 26) – pisze Lenarczyk. „Obecne wydanie może zostać uznane za niedopracowane pod względem redakcyjnym, ale w innym wypadku nasze postępowanie nie różniłoby się od naszych poprzedników, którzy głęboko ingerowali w tekst” (s. 33) – dodaje Niedziałkowska. Gest zachowania pierwowzoru powinien należeć do standardów edytorstwa źródeł, a przecież nierzadko dzieje się inaczej, choć – jak słusznie zauważa edytorka – zaczyna się to zmieniać i obecnie funkcjonuje „dużo mniej dowolny [niż kiedyś], standard opracowania edytorskiego i wydawniczego tekstu, mającego w pierwszej kolejności rangę źródła historycznego” (s. 33). Rozumiejąc decyzję o pominięciu odautorskiego posłowia, obecnego w poprzednich wydaniach z lat 1966 i 1988, ponieważ powielałoby informacje ze wstępu, zauważę tylko, że mogło ono zostać dołączone np. w formie aneksu na końcu.
… Nawet jeśli wydawcy nieco przeceniają wartość wspomnień Kwiatkowskiego („Niewielu było równie dobrze zorientowanych i przenikliwych świadków historii”, s. 24) i nazywają je jednym „z bardziej znaczących tekstów literatury obozowej” (s. 26), atutem 485 dni na Majdanku – uwypuklę to raz jeszcze – jest encyklopedyczne bogactwo szczegółów. Właśnie z faktograficznego punktu widzenia relacja Kwiatkowskiego z pewnością zasługuje na uwagę. Na pewno warto ją też mieć na półce, by móc do niej sięgać, tak jak sięga się do leksykonu czy słownika historycznego. Być może błędem jest wymaganie od wspomnień tego autora czegoś więcej. Pomijając czysto kosmetyczne uwagi do wstępu i zastrzeżenia do samej relacji, podkreślę na koniec, że edycja została doskonale przygotowana. Raz jeszcze odwołam się do recenzji Wygodzkiego, opisującego perypetie z pierwszą publikacją „książki-pamiętnika”, która długo nie mogła trafić do druku: „Przypadek [...] zrządził, że autor – przebywający stale za granicą – zetknął się z mec. Hanną Romer-Pannenko z Polski, która pamiętnik zabrała do kraju dla Muzeum w Majdanku. Najwidoczniej w Muzeum tym pracują ludzie znający wagę dokumentu i należycie oceniający rękopisy” („Nowe Książki” 1967, nr 7, s. 418). Najwyraźniej pół wieku później nic się w tej mierze nie zmieniło i w lubelskim muzeum nadal pracują ludzie, którzy nie tylko należycie oceniają rękopisy, ale jeszcze umieją je świetnie wydawać.
Patrz szerzej: Bartłomiej Krupa, Jerzy Kwiatkowski, 485 dni na Majdanku, Lublin: Państwowe Muzeum na Majdanku, 2018, 440 s., Zagłada Żydów. Studia i Materiały, Nr 14 (2018), strony: 690-696.