Alternatywna rzeczywistość Ameryki, końca XIX wieku. Trzy postacie, których losy śledzimy na kartach powieści. Trzy linie czasowe, wzajemnie się przeplatające i uzupełniające naszą wiedzę o wykreowanym świecie i losach poznanych osób. Strach, cierpienie, lęk, niepewność, ubóstwo, żądza wiedzy, smród spalonego ciała i Oni. Bonakowie, przyglądający się światu i ludzkości ze swoich twierdz. Kim są?
Historia zaczyna się zgoła niewinnie, choć nie w niewinnym miejscu, bo w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale dla przestępców o niebezpiecznym rodowodzie. Poznajemy tam sympatycznego (tak, polubiłam gościa od początku, zaintrygował mnie i zaciekawił tym, co ukrywa, pod swoją miłą powierzchownością) Andrew Miltona, który lubi się nocą wymknąć z pokoju i pospacerować po korytarzach. Jednej nocy trafia do sali, w której trzymany jest nowy lokator. Jego tożsamość wywróci dotychczasową egzystencję Miltona do góry nogami.
***
"Psychiatryczny Szpital Stanowy w Exmore nie był zwyczajną placówką. Wypełniali go przestępcy, zbrodniarze i najniebezpieczniejsi przedstawicie ludzkiego rodu. Przysyłano ich z całego świata. Do Exmore w stanie Wirginia. Do Miasta Fal, Burz i Sztormów."
***
Dałam się wessać tej historii. Od pierwszych stron czułam zaintrygowanie, najpierw samym Miltonem, potem tajemniczym, spalonym człowiekiem, potem całą wyłaniającą się resztą. W jedno przedpołudnie przeczytałam 3/4 powieści. Dawno nie gościłam w tak mrocznym, ohydnym, a jednocześnie fascynującym świecie.
Świecie, który mógł być troszkę lepiej przedstawiony. Bo owszem poznajemy co nieco, możemy się domyślić mniej więcej (bardzo mniej więcej) w jakim okresie dzieje się akcja, opisy są dobrze skonstruowane, nie przesycone technologicznymi terminami i absolutnie nie miałam problemu, aby sobie wyobrazić różne różności. Jednakże często odczuwałam zagubienie, mimo iż akcja ograniczała się do jednego miasta. A propos wyobrażania sobie: już chyba zawsze ten tytuł będzie mi się kojarzył ze spalonym ludzkim ciałem.
***
Głównych bohaterów mamy w zasadzie trzech: Andrew Miltona, Kathleen Turner - ofiarę potwornego eksperymentu oraz Janusza Szewczyka - bezdomnego nastolatka i szefa bandy młodych Orłów, który na wskutek totalnego zbiegu okoliczności (a może jednak nie? jak tak sobie myślę już po skończonej lekturze, to niczego tak do końca nie jestem pewna) ładuje się w sytuację, która splecie jego losy z losami wcześniej wymienionej dwójki. Czwartym bohaterem, którego wagi nie można zlekceważyć to Bonak - Richard Dowkinson.
Zdecydowanie Tomasz Kaczmarek wie jak dobrze skonstruować postaci by budziły emocje u czytelnika. Nawet jeśli są to emocje negatywne ;). Trudno było mi lubić bohaterów. No owszem, darzyłam sympatią Miltona, stanowi dla mnie osią tej historii, jej przewodnią postać, ale z pewnością nie był to dobry i pozytywny bohater. Prawdę mówiąc w "Przedsionku Piekła" nie ma tak naprawdę jednoznacznie pozytywnych bohaterów. Najbardziej denerwowała mnie Kathleen. Rozumiałam jej upór, jej determinację, jej żądzę zemsty, ale jednocześnie jej totalna bezwzględność stanowiła w tym wypadku pewien rodzaj zapory, co dla mnie samej było pewnym zaskoczeniem.
***
Na początku nie wiedziałam jak połączą się losy głównych bohaterów. Kiedy zorientowałam się w zamyśle autora ogromnie mi się to spodobało. To zawiła historia, choć dzieje się w zasadzie tylko w Exmore, to jednak momentami doskwierał mi brak dookreślenia czasu, w jakim aktualnie się znajdujemy. Odczułam pewien brak szczegółowych informacji skąd dokładnie się wzięli i kiedy pojawili się Bonakowie. Lubię niedopowiedzenia, każą mi stawiać pytania i szukać na nie odpowiedzi, ale szczególnie w totalnie nowym świecie lubię mieć więcej danych niż te, które uzyskałam. Możliwe, że je przegapiłam, skupiona na składaniu w całość układanki Milton-Turner-Szewczyk, bo nie oszukujmy się najbardziej ciekawiło mnie to splecenie ich życiorysów i jak najszybsze dotarcie do końca, bo MUSIAŁAM dowiedzieć się jaki będzie finał :).
***
"Exmore. Królestwo nad królestwami. Stolica stolic. Perła w koronie. Ropiejący wrzód na dupie kraju. Nieskończona studnia zasysająca rządowe pieniądze. Gigantyczny tygiel stapiający języki i kultury w impresjonistyczną papkę plam i maźnięć."
***
Powieść czytało mi się bardzo dobrze. Chociaż sporo jest krótkich zdań, to skupiona na wątkach nie zauważałam niedogodności związanych z ich czytaniem. Jakoś tak mój mózg łączył je zgrabnie w całość, kropki zastępował przecinkami, dodawał spójniki i ani się obejrzałam dotarłam do ostatniej strony.
Czy autor czymś mnie zaskoczył? Z pewnością swoją wizją świata. Ciężką, mroczną, ponurą i pesymistyczną (w końcu do dystopia, więc nie ma się co dziwić), bo jednak tego się nie spodziewałam. Nie spodziewałam się też drastycznych obrazów, wręcz z pogranicza horroru, które choć budziły niesmak, bardzo dobrze dopełniały całości.
Na plus zasługuje przedstawienie historii Miltona i reszty w szerszej, poznawanej stopniowo, perspektywie.
Gdyby ktoś podarował Wam cudowną, zachwycającą, wręcz magiczną zabawkę, ale zabronił Wam zaglądać do środka, posłuchalibyście?
***
Podsumowując "Przedsionek Piekła" Tomasza to wciągający, bardzo udany debiut o wielkich ambicjach i dominacji, ambicjach i eksperymentach, zemście, odkupieniu i manipulacji. A to wszystko osadzone w ponurej scenerii alternatywnego świata pędzącego w wyścigu technologicznym, w którym bohaterowie nie cofną się przed niczym, hołdując zasadzie: po trupach do celu.
Czy polecam? Jak najbardziej.