"Mamy rządy i państwa, które ulegają złudzeniu posiadania władzy. Rzeczywistymi formami dominującymi są jednak generatory mocy przerobu informacji. Ogromne fabryki wiedzy. Sieci oplatające cały świat. Są niejednoznaczne. Czasem wydaje mi się, że są świadome, choć zachowują się tak, że nawet ja nie potrafię zrozumieć ich motywów".
Krótka informacja dla miłośników kategoryzacji: "Przedsionek piekła" Kaczmarka określana jest jako dystopia, choć ja widzę tu także trochę steampunka i nawet hard-SF, bo przecież autor zaprasza nas do multiwszechświata, ale ciii, o tym na końcu.
Jesteśmy w Stanach, w XIX wieku, ale nie takim amerykańskim XIX wieku, jaki znamy. Nie ma kowbojów, bogatych nowojorskich elit, gorączki złota i prerii. Jest raczej jak u Dickensa: mamy dymiące kominy, mroczne korytarze metra, miasta pełne potworów w ludzkiej skórze, są szaleni naukowcy, sieroty i bogacze, dla których zysk jest wszystkim. W tym świecie nie ma nadziei, nie ma nawet promyka słońca na błękitnym niebie. Zanurzamy się w ciemną, duszną noc rewolucji przemysłowej i patrzymy na jej efekty.
Tyle że nie do końca. Ludzkość korzysta bowiem z silników wodorowych, których sama nie może produkować ani badać, dysponuje źródłem prawie niewyczerpanej energii, którego nie może powielać, ma do dyspozycji wiele innych rozwiązań technologicznych, z których może korzystać, ale o duplikacji których nawet nie może myśleć. Ma zatem wszystko podane na tacy i może się bogacić i rozwijać. Ale jedynie w kierunku, na jaki ludzkości się pozwala. Jak możecie się domyślić - to za mało.
A skąd te "prezenty"? Na Ziemi, tej ze świata przedstawionego przez Kaczmarka, mieszka garstka istot, których zaawansowanie technologiczne sprawia, że wydają się prawie bogami.
Ale bogami nie są
Mają wszystkie cechu ludzi, gatunku Homo Sapiens, plus ekstremalną pychę i brak szacunku dla istot, które są mniej technologicznie rozwinięte.
W takich oto scenografiach poznajemy losy trójki bohaterów, które toczą się na przeplatających się trzech płaszczyznach czasowych. Narracje, punkty widzenia, przeszłość i teraźniejszość wiją się i mijają, odsłaniając kawałek po kawałku mroczną tajemnicę.
W "Przedsionku piekła" nikt nie jest tym, kim się wydaje być...
No, może poza jedną z bohaterek. Tylko jej część narracji jest pierwszoosobowa, tylko ją poznajemy tak bezpośrednio. Pozostali bohaterowie pokazani są za pośrednictwem narracji trzecioosobowej.
Które z przestawień jest bardziej obiektywnie, prawdziwsze? Ha... dobre pytanie :)
Co można zrobić, by zdobyć wiedzę, a jednocześnie uwolnić się od zakazów badania "prezentów", na których wykorzystaniu bazuje cywilizacja stworzona przez Kaczmarka? Jak daleko można się posunąć, idąc ku wiedzy? Czy cel zaiste uświęca środki? Powyżej ilu śmierci przestajemy mówić o tragedii, a zaczynamy o statystyce? Dobro ludzkości dobrem najwyższym? Czy dobro może powstać z czegoś, co jest złe?
Książka Kaczmarka to rzadkie połączenie dobrej lektury i niepokojących pytań
Nie będę pisać więcej o akcji, skupię się na smaczkach
Pisałam już o trzech płaszczyznach czasowych. Narracja przypomina mi drogi schodzące się do jednego punktu w czasoprzestrzeni. Jedna wiedzie z głębokiej przeszłości, inna prowadzi z bliższej, ostatnia jest teraźniejszością, która właśnie staje się przeszłością. Na każdej z tych dróg widzimy fragmenty świata stworzonego przez autora i losy jednego z jego bohaterów.
Przyznam, że Kaczmarek umie pisać tak, że prawie czułam na swojej skórze, w swoich płucach zapachy i fakturę miasta. Autor nie boi się brutalnych opisów i fizjologii cierpienia, potrafi krótkim zdaniem naszkicować sytuację. Oj, fajnie się czytało "Przedsionek piekła".
Za to bohaterów Kaczmarka nie da się lubić
Nie da się im także współczuć - przynajmniej ja nie byłam w stanie tego zrobić. Żaden nie jest zły czy dobry, pozytywny/negatywny. Szkolne rozróżnienia zostawmy w tornistrze.
Wydaje mi się, że taka kreacja bohaterów dała Kaczmarkowi możliwość stworzenia bardzo uniwersalnego przekazu i zadania ogólnych pytań o wiedzę, władzę, o przyczynowość i to, czy i na ile jesteśmy panami naszej rzeczywistości. Nie mogłam "stanąć po żadnej stronie", nie mogłam się utożsamić z żadnym z bohaterów, musiałam się skupić na kwestiach granic nauki i potęgi władzy.
Kaczmarek puszcza do nas oko
"Przedsionek piekła" to nie jest radosna i podnosząca na duchu książka. Nie ma w niej ani nieznośnego dydaktyzmu, ani optymizmu. Ale jest humor.
Autor w fajny sposób autor nawiązuje do tak zwanych "tekstów kultury", głównie do powieści. Przywołuje nazwiska ich bohaterów, bawiąc się kontekstem, lekko go wykrzywiając, sugerując tym tropy i interpretacje. Tak, Kaczmarek bawi się ze mną, z czytelnikiem, w kotka i myszkę. Przykłady? A proszę.
Jest na przykład taki Ijon Tike, psychopata siedzący w więzieniu, który opowiada o lotach w kosmos. Przedsiębiorca nazywa się Branson, pojawiają się filozofowie (Engels i Libelt). Pojawiają się i Gustaw, i Konrad, i reszta tych "Chłopców z Placu Broni" pokazana w krzywym zwierciadle. O Dickensie już pisałam. Mnóstwo jest takich małych śladów, okruszków nawiązań, które mogą prowadzić do lepszego rozumienia książki, a które mogą być także puszeniem oka w stronę czytelnika, po prostu zabawą formą oraz małą uszczypliwością w stronę naszej rzeczywistości.
Najważniejsze z tych nawiązań widzę - choć może dokonuje tutaj nadinterpretacji - w nazwisku jednego z głównych bohaterów. W Miltonie. Od razu przychodzi do głowy "Raj utracony" i postać miltonowskiego szatana: inteligentnego, manipulującego, pociągającego za sobą innych. "Lepiej rządzić w Piekle, niż sługą być w Niebie". Pamiętacie to zdanie? To właśnie z Miltona, to mówi jego Szatan.
Warto czytać uważnie "Przedsionek piekła", choć czyta się tę książkę bardzo szybko i raczej przemyka się nad takimi szczegółami. Zachęcam do szukania innych :)
Czy to książka idealna?
To bardzo dobra książka, ale mam pewien kłopot ze stylem, zgrzytał mi w zębach w pewnych momentach. Redakcja mogłaby także być lepsza - znalazłam kilka błędów, które nie powinny się były pojawić.
Dla mnie także książka kończy się za wcześnie. Chciałabym więcej nauki w nauce. Tuż przy końcu zaczyna się piękne naukowe "mięsko", pokazuje się kapitalny twist, o którym chciałabym wiedzieć więcej, ale nie. Stronę później Kaczmarek pisze mi "the end", a ja mu mówię "buuuu"!
Fajna jest polska SF. Naprawdę fajna!
"Będąc bogatszymi o doświadczenie, uznali, że podjęli najgorszą z możliwych decyzji. Może nie najgłupszą, może w tamtych okolicznościach całkiem rozsądną. A jednak bodaj nic straszniejszego nie mogło ich spotkać".
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta portalu nakanapie.pl