Początkowo Wodospady Cienia były niejako jej karą, później stały się prawdziwym domem. Już wie, że jej miejsce jest pośród nadnaturalnych istot, jednak czułaby się jeszcze lepiej, gdyby wiedziała, do którego dokładnie gatunku należy. Nowe moce, które się ujawniają na pewno jej nie pomagają, a robią tylko niepotrzebny mętlik. Czy Kylie wreszcie dowie się kim, albo raczej czym jest? Co chce jej przekazać Duch, a dokładniej kogo ma na myśli? Czy Kylie poradzi sobie ze swoimi problemami? Jakiego wyboru dokona?
Dawno nie czytałam coś tak cudownie niewymagającego i coś tak cudownie wciągającego. Po tak długiej przerwie w czytaniu, która poskutkowała mniejszą ilością poznanych lektur, czegoś takiego było mi trzeba. Książki od której wręcz nie będę mogła się oderwać i o której cały czas będę myślała. Której strony będę przewracała aż z zachłannością, chcąc poznać jak najszybciej losy bohaterów.
A te są naprawdę interesujące. Uwielbiam historie o duchach, co może potwierdzić fakt, że kocham Zaklinacza dusz z Jennifer Love Hewitt w roli głównej, choć nie oglądałam wszystkich odcinków, a akurat te na które trafiłam (a jest ich całkiem sporo). Dreszcz emocji, który towarzyszył Kylie za każdym razem, kiedy w pobliżu pojawiał się Gość, udzielał się również mnie. Tak jak ona chciałam poznać, o co tak naprawdę mu chodzi, a tego co otrzymałam w żadnym wypadku się nie spodziewałam.
Całą najbliższą paczkę Kylie polubiłam jeszcze bardziej. Choć trójkąt miłosny może wydawać się oklepany i wręcz niemiłosiernie irytujący, mnie się on naprawdę podoba. Może to za sprawą dwóch charyzmatycznych osobników płci męskiej, jakimi są Derek i Lucas? Kochanymi, pociągającymi, a zarazem tajemniczymi, choć na pierwszy rzut oka na takich nie wyglądają? I w tym wszystkim główna bohaterka, która oprócz tego, że musi uporać się z uczuciami, stawia czoła także innym życiowym problemom, tym nierealnym i tym bliskim ludzkiemu życiu? Wszystko jest możliwe, wiem jedno – Kylie pomimo swojego niezdecydowania może zostać jedną z moich ulubionych bohaterek, takich lekkich paranormalnych romansów. Bo jak mogłaby mnie denerwować w niej ta cecha, jeśli sama należę do osób, które nie grzeszą absolutnym zdecydowaniem?
Przebudzona o świcie wywołała we mnie masę emocji. Od śmiechu do łez. Nie powinnam tego mówić, ale w pewnym momencie łzy zakręciły się w moich oczach, a ja nie mogłam uwierzyć w to, że pojawiły się one przy tego typu książce. Jednak to, co spotyka Kylie jest mi tak bliskie, że chyba nie powinno mnie to dziwić. Na szczęście to uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Hunter tak umiejętnie kreuje sytuacje, że po prostu nie da się inaczej.
Ubolewam nad faktem, że trzeci tom Wodospadów cienia pojawi się dopiero w listopadzie, bo od razu bym się za niego zabrała. Tym bardziej po zakończeniu, które zaserwowała C.C. Hunter. Z jednej strony cieszę się, że nie będę musiała czekać dłużej, bo trzeba przyznać, że kolejne części serii pojawiają się w miarę szybko na polskim rynku wydawniczym, jednak najchętniej widziałabym je już wszystkie przetłumaczone na swojej półce. Przebudzona o świcie wydaje się dla mnie o wiele lepszą od swojej poprzedniczki, dlatego jeśli do tej pory zastanawialiście się nad rozpoczęciem tego cyklu nie musicie już dłużej zwlekać. Jeżeli lubicie paranormalne romanse, które nie skupiają się na tylko jednej rasie, mają ciekawych bohaterów i naprawdę intrygującą historię to naprawdę polecam. Jest to tytuł iście wakacyjny!