„- Nic nie jest realne – szepczę. - To zależy od twojej definicji realności”
Świat ukazany w książce Gennifer Albin, "Przędzy", odbiega zupełnie od wyobrażenia przeciętnego człowieka na temat przyszłości Ziemi. W przeciwieństwie do Naszej Planety, gdzie wszystko biegło własnym rytmem i żyło własnym życiem, Arras to miejsce całkowite stworzone i utrzymywane w porządku przez Gildię, gdzie każde życie na planecie przędą przączki, mogące zarówno tworzyć, jak i niszczyć to bytowanie.
„Burzę i odbudowuję świat ze swojego snu, a rano próbuję sobie przypomnieć, jak odbudować siebie.”
Świat, w którym dziewczynki mieszkają na innych osiedlach niż chłopcy. Świat, w którym szesnastolatki przechodzą egzamin, wyławiający te bardziej utalentowane, by za rzekomą władzę, piękne stroje i kosmetyki, z których nie mogą korzystać poza Gildią, oddały siebie na wyłączność Państwu. Oczywiście, jest to marzenie niemal każdej dziewczynki. Adelice ma jednak na ten temat odmienne zdanie, podobnie jak jej rodzice, pracujący na tym od lat, by ich córka nie była uważana za utalentowaną. Wręcz przeciwnie, pragnęli, by okazało się, że Adelice nie wykazuje krzty talentu i została z nimi. Przączki bowiem, w chwili zdania egzaminu, na zawsze zamieszkują w pełnej przepychu Gildii, żyjąc jak w wyższych sferach, lecz bez rodzin, których już więcej nie widują.
„W tym ośrodku nie ma nic ekscytującego. Ot, ściany, To raczej jego symbolika, obietnica władzy i przywilejów, przemawia do wyobraźni dziewcząt. Ja widzę jedynie mury bez okien, wielką klatkę sięgającą do samego nieba. Nikt stąd nie ucieknie.”
Adelice ma dar. Potrafi tkać rzeczywistość bez używania krosna. Jest to niesamowicie bardzo rzadka umiejętność, dlatego bohaterka musi pilnować się, by ta informacja nie dotarła do nieodpowiednich osób. Ale kto, w tym świecie zakłamania, jest osobą niewygodną, a kto jest jedną z niewielu, którym naprawdę zależy, by pomóc?
„Niektórzy twierdzą nawet, że dar trafia się wyłącznie ludziom o czystych sercach. Ja tam wiem swoje, To żaden dar tylko klątwa.”
Wątek miłosny został ze smakiem zminimalizowany. Bohaterka poznaje dwóch jakże różnych chłopaków, którzy zaczynają być jej bliscy. Adelice po raz pierwszy w swym życiu miała do czynienia z rówieśnikami odmiennej płci, z którymi doskonale sobie radziła, nie wpadając im od razu w ramiona. Autorka stopniowo ukazywała początki przyjaźni, przechodzące na wyższy stopień. Czytelnik nie ma tu do czynienia z wielką miłością po piętnastu stronach książki. Zapewne w drugiej części powieści, wątek ten zostanie nieco bardziej rozwinięty, co zapunktuje dla całości odbioru.
Oprawa graficzna „Przędzy” jest niesamowita. Piękne kolory zachwycają, a promienie słoneczne odbijają się od okładki.
Porównanie do bestsellerowych „Igrzysk śmierci” jest trafne, choćby ze względu na charakter życia młodych bohaterów. W obu powieściach ich życie nie do końca należy do nich. U pani Collins, kilkunastolatkowie co roku stają na arenie z zamiarem wybicia siebie nawzajem. Zabij lub zgiń – główna zasada Głodowych Igrzysk. Pani Albin natomiast skupiła się na pokazaniu, że wszystko zależne jest od Gildii, kierującą każdą, nawet najmniejsza bytnością na planecie. Jeżeli coś nie spełnia podstawowych wymagań, zostaje rozprute, jego życie kończy się, a najbliżsi nie pamiętają, że kiedykolwiek mieli siostrę czy kuzyna. Całkowita kontrola gra olbrzymią rolę w obu pozycjach. Wydaje się, że nie można z tym walczyć. Żadna rewolucja nie wchodzi w grę, gdyż nikt nie przypomina sobie jak to było przed panowaniem Gildii, ani wyobraża, jak świat może wyglądać po niej.
A co, jeżeli ktoś zamierza postawić wszystko na jedną kartę?
„Odkąd istnieje ludzkość, dla każdej sprawy są jakieś przed i po”.