O skutkach przygód z dopalaczami oraz ich ówczesnej szerokiej dostępności było głośno w całej Polsce. Teraz to dość czarny rynek, wcześniej było można je tak łatwo kupić jak słodycze w sklepie. Wiecie, że uzależnieni żywo komentowali, co trzeba zmieszać, aby mieć lepszą fazę? Być może wciąż można znaleźć takie rekomendację, jednak pozbawione są skutków tego, co dały dopalacze. Nikt nie informował o tym, że to śmiertelna mieszanka, a ów kolega, który się nią pochwalił, stracił życie. On po prostu „wylogowywał się” z życia, pomijało się wszystkie konsekwencje łykania tego, co „da świetną fazę”. Nie mówiło się głośno o tragicznej śmierci, o bólu bliskich i bezradności rodziców, ale także wielkim egoizmie uzależnionych. Teraz policja ma lepszą kontrolę nad nielegalnymi substancjami, jednak jak to było jeszcze niedawno możecie dowiedzieć się z książki „Kryształowe dzieci. Historie uzależnienia od dopalaczy oparte na faktach” autorstwa Laury Chudzyńskiej.
Poznając życie piątki znajomych, pierwsze co poczułam to smutek. Dlaczego? Bo ich sięgnięcie po substancje uzależniające nie wiązało się z kaprysu, bogactwa czy chęci zaimponowania znajomym. „Kryształowe dzieci” to historia o smutku, braku czułości, miłości, nieustannej walce z brakiem akceptacji bliskich. To krzyk o ich uwagę. Ich przyjaźń z białym proszkiem nie wynikała z nudy, a z bezradności i bólu. Myśleli, że da to im szczęście, że tylko to pozwoli im żyć naprawdę – bez emocji, bez wyższych potrzeb. Po co wyrwać się z tego, co daje idealny obraz świata? Każdy z nich jest inny, każdy inaczej walczy z nałogiem. Podoba mi się to, jak autorka od razu pokazuje świat substancji uzależniających w złym świetle. Widzimy jak bohaterowie osiadają na dnie, okłamując samych siebie, że to raj. Wiecie co mnie najbardziej przeraziło? Postrzeganie miłości przez postaci. Wystarczy, aby mieć z kim ćpać, nieważne, jakim jest ten ktoś człowiekiem.
Trudno mówić mi o kreacji psychologicznej postaci, gdy ten świat (oparty na faktach!) jest pozbawiony nadziei, dobra, jest tak zły, że boli serce od wydarzeń, które dzieją się w książce. Podświadomie nie chce w nie wierzyć, ale niestety wiem, że to zaledwie pierwiastek zła, który krył się w „kryształkach”. Narracja pierwszoosobowa pozwala lepiej poznać każdego z bohaterów. Pomimo dość oszczędnych opisów przeżyć wewnętrznych, emocje w czytelniku aż buzują.
Spytacie pewnie, to po co to brały? Po co się truły? Rozumu nie miały te „kryształowe dzieci”? Jeśli chcecie ich zrozumieć, musicie przeczytać książkę. Ucieczka w inny świat zawsze wiąże się z bólem i buntem wobec rzeczywistości. Szukamy zrozumienia w czymś innym, nieważne w jakie uzależnienie wpadamy. Oni nie mieli przyjaciela, który poda im rękę, nie mogli porozmawiać z rodzicami. Ktoś im dał łatwe rozwiązanie, ale nie wspomniał, że takie decyzje mają swoją cenę. Mefedron miał sprawić, że ich życie będzie lekkie.
Patrząc na gatunek książki, sceptycznie podchodzę do młodzieżowej kategorii. Z jednej strony chciałabym, aby o „Kryształowych dzieciach” mówiło się więcej, niech będzie to przestroga, żebyśmy nie szukali łatwych rozwiązań, ale nauczyli się rozmawiać. Z drugiej strony, lektura była tak przejmująca, smutna, ciężka w odbiorze. Bez komentarza dorosłego bałabym się, że zostanie pochopnie zrozumiana. Chciałabym, aby przede wszystkim lekturę przeczytali rodzice, którzy w pogoni za wieloma rzeczami zapominają, że czasami nie pieniądze są dla dziecka najważniejsze, a czas mu poświęcony. Nie pozwólcie, aby Wasze dzieci wpadły w pułapkę, bo zabrakło im ciepła, miłości i rozsądku dorosłego.
Dziękuję Novae Res oraz samej autorce za możliwość zapoznania się z historią Sedonii, Miriam, Kai, Oskara i Natana.