Profilowanie psychologiczne w kryminologii to inaczej mówiąc zaglądanie do umysły mordercy, swego rodzaju próba dotarcia przez liczne ,,wewnętrzne” niewidzialne zabezpieczenia jego niematerialnego ja w głąb jego istnienia; to wynikająca z zawodu jak i powołania takiego specjalisty chęć stania się niewidzialnym towarzyszem mordercy czy innego okrutnika – towarzyszem, który obserwuje to, co badany robi, jak się zachowuje w określonych sytuacjach, jaką przejawia osobowość. To również próba odgadnięcia, co tak naprawdę kryje się za osobą, którą analizują Profilerzy, a często są to przypadki ponad wszelką miarę skrajnie okrutne: wypaczeni emocjonalnie seryjni mordercy, gwałciciele, prześladowcy, ,,psychopaci korporacyjni” - oni wszyscy stanowią rzecz co najmniej ciężką i uciążliwą do dogłębnego zbadania i wystawienia określonego profilu, przypominającą próbę schwytania rekina w sieć na złote rybki.
Praca zawodowego Profilera, którego typową sylwetkę miłośnik popkultury może kojarzyć m.in. z seriali "Mindhunter" od Netflixa (produkcja powstała na kanwie książek reportażowo-popularnonaukowych Douglasa i Olhsakera o tym samym tytule),publikacji i filmów z legendarną postacią Hannibala Lectera grającej pierwsze skrzypce, czy jeszcze z popularnych klasyków kina gatunku thrillera i dreszczowca zarazem: "Kolekcjonera" i "Kolekcjonera Kości", to nie lada wyzwanie. To na pewno znacząco obciążająca psychicznie, co przekłada się na homeostazę organizmu, stresująca i na swój sposób testująca ludzką wytrzymałość na wszelakie bodźce w tego typu profesji praca; rzekłbym: Profiler tego rodzaju, choćby i uciekał od tego ,,co, dlaczego i jak” robi do jakiegoś psychologicznego, dającego wewnętrzne bezpieczeństwo azylu, musi potrafić – i chcieć to robić - testować własne psychologicznie granice, często je przekraczając, tym samym akceptować dostosowanie się do określonej aktywności i trybu życia. To tego typu zawód, w którym najbardziej pożądana jest bardzo dziwna zaleta: odseparowanie pracy od tego, co poza pracą. Profiler, sądzę, nie powinien pod żadnym względem, co osobiście nazywam: ,,psychologicznego wydatku energetycznego” ponoszonego w pracy, przynosić do domu. Obciążanie dodatkowym stresem swoich prywatnych zajęć, licznych kontaktów i relacji z rodziną, całej gamy pasji i celów, może tylko przeszkodzić samej pracy jak i temu na czym nam zależy poza nią.
Psychologów także, jeśli tak to można określić: ,,klinicystów behawioralnych” oraz reszty specjalistów kryminologicznych, którzy za pan brat stoją z naukami psychiatrycznymi i psychologicznymi, nazywa się przeważnie (w polskim tłumaczeniu) na całym świecie, o czym napomknąłem w powyższym wstępie do recenzji pewnej pracy popularnonaukowej, która porusza się w gałęzi kryminologii i medycyny sądowej, ,,Profilerami kryminalnymi” czy też ,,Profilerami psychologicznymi”. Czy to bohater "Mindhuntera" czy detektywi z filmów, w których ściga się nieuchwytnego porywacza lub mordercę, czy to fikcja czy prawdziwa rzeczywistość – oba obrazy Profilera są ze sobą bardzo zbieżne. Popkultura oczywiście w pewnych aspektach pracy typowego specjalisty od zaglądania w głąb zwyrodniałych, przestępczych umysłów, zbytnio sobie nie folguje, za bardzo nie odchodząc od prawdy, aż tak szeroko się z nią nie mijając. Tak czy siak, takowe zestawienie prawdy i obłudy w omawianiu zawodu Profilera kryminalnego ma jeden główny cel: tacy ludzie są naszym społeczeństwom oraz licznym zbiorowościom, mniejszym bądź dużym, potrzebni. Tak zwani ,,niewidzialni psychopaci" mogą czaić się tuż za rogiem, mogą być jak duchy czy szpiedzy, mogą normalnie funkcjonować jak Ty czy Ja, aby odpowiednią porą, w danym sobie momencie, zrzucić swą powłokę przeciętności, którą nas raczą i wypuścić na świat swe demony: swoje prawdziwe zbrukane złem Ja. Działając z ukrycia, planują swoje poczynania, a gdy ,,wyjdzie szydło z worka”: w końcu ci okrutni ludzie wybuchają erupcją mordu, fizycznego i emocjonalnego krzywdzenia, często akcentując finisz takiego aktu jakimś prywatnym znakiem rozpoznawczym, ot sygnaturą. Swą, niestety, ale często nad wyraz skuteczną okrutnością sprawiają, że otaczająca nas rzeczywistość zaczyna zżerać jakaś apatia, zwątpienie, katatonia i obojętność, rozdrażnienie – niczym szybko mnożący się w naszych organizmach patogen, powoli przejmujący nad naszym zdrowiem kontrolę. Dlatego, aby ,,równowaga w Mocy” tego świata została zachowana (fakt faktem zła niestety nigdy się nie pozbędziemy) ci Profilerzy właśnie stają się nam potrzebni, niezbędni Cywilizacji na całym świecie, przede wszystkim jako lek i odtrutka na prawdziwe zło, o którym możemy nie mieć zielonego pojęcia, jednak po fakcie… cóż, wtedy na ratunek będzie już za późno.
Profilerzy kryminalni to ludzie skupieni, często działający w ciszy i spokoju – to równie potężni co ich wrogowie wojownicy, którym tak naprawdę, choć nie wynika to z jej treści bezpośrednio, swą publikację poświęca Łukasz Wroński – autor sam będący reprezentantem zawodu o którym niniejszym mowa. Pan Wroński, to po Janie Gołębiowskim drugi polski Mindhunter, to Olhsaker działający przy Douglasie. Poprzednio czytana przeze mnie i omawiana książka pana Jana, co ciekawe była w moim przypadku pierwszą i to tak istotną, pochodzącą z polskiego podwórka kryminologicznego pracą, tym bardziej że dotyczyła zawodu Profilera i behawiorysty kryminalnego. Pan Łukasz jest autorem nieco słabszej objętościowo, ale nieustępującej pracy poprzednika pod względem jakości, merytoryki i ogólnego przesłania dzieła, publikacji pt. "W umyśle mordercy". Można mieć zarzut, który byłby raczej niepotrzebny, że nazwa lektury Wrońskiego jest aż nadto zbyt popularna, zbyt pchająca się do tego, aby ktoś ją kupił, przeczytał odstawił na półkę, a za książkę... no cóż, niech kasa sama spływa na konto. Treść publikacji broni tytułu, a tytuł broni jej zawartość, do której przeważnie przyczepić się nie można, chyba że zrobi to ,,ktoś z branży”, kto pewne błędy i niedostatki naukowe, informacyjne czy płynące z doświadczenia z fachu wyłapie i wypunktuje. Wroński tą subtelną specyficzną stylistyką językową, przy małej ilości stron, gdzie owa specyfika kryje się w połączeniu powieści w stylu ,,true-crime” pisanej przeważnie z perspektywy pierwszej osoby z wtłoczeniem w to legendarnych przypadkach przestępców, którzy zapisali się na tkance ludzkości z rzetelnością wplecionych tu faktów związanych z tajnikami profesji Profilera, sprawia, iż nie dość że czytelnik będzie czuł się usatysfakcjonowany tym, co ma w swoich rękach, to dodatkowo sama książka na swój pokrętny sposób nieco, choćby i o odrobinkę, wzmacnia odbiór funkcjonowania naszego krajowego wymiaru sprawiedliwości. Powiedzmy jedno: Profiler i doświadczony kryminolog to pośredni, ukryty, równie istotny co jawny i najbardziej dostrzegalny (np. policja, detektywi, patolodzy etc.) element w walce z występkiem i niesprawiedliwością tego świata.
Po lekturze "W umyśle mordercy", co bardzo istotne aby to podkreślić w niniejszych deliberacjach, nie spodziewałem się jednego: że mało popularne wśród omawianej tematyki naukowej i reportażowej wydawnictwo, Skarpa Warszawska, zrealizuje, a tak naprawdę również wypromuje tego autora, jego styl pisarski i sposób poruszania się w świecie kryminologii, tak ambitną książkę jak praca pana Łukasza właśnie, którą mimo skąpej objętościowo treści i w niektórych elementach swobody narracyjnej, na pewno będzie się pamiętać dość długo, a wielu fanów tematu będzie o niej zażarcie dyskutowało, co sądzę że samo z siebie sprawia że dość ważna dla całego wymiaru sprawiedliwości oraz naszego społeczeństwa w ujęciu globalnym kwestia zawodu Profilera niesie się szeroko w eterze. Bo to jest coś, czym ludzie się zażarcie interesują, za czym być może podążą w kwestii wybrania swej ścieżki zawodowej. I tak, lubię tą bezpośredniość i awangardę Łukasza Wrońskiego, rodem ,,true-crime stories” tej publikacji – autor już na pierwszych stronach książki wyjaśnia dlaczego w swej narracji naukowej i reportażowej wybrał formę opowiadania na każdy z omawianych przypadków, a jest ich tu multum: od słynnych polskich i amerykańskich spraw aż po historie z dalekiej Europy, Azji czy Ameryki Środkowej, co samo z siebie podkreśla, że ,,umysł mordercy”, to umysł, który może znaleźć się na każdym zakątki Ziemi. Nasz specjalista podkreśla, iż historia pisana prozą, realizowana w formie opowieści spiętej jakąś fabułą ma jak najbardziej sugestywnie, raz za razem indywidualnie na danego sprawcę, uwydatnić cechy osobowości, spaczoną psychikę sprawcy i tym samym wczuć się w to, co odczuwały jego ofiary. A czy jest to bezpośrednie? Tak, jak najbardziej; nie dość, że pan Łukasz nas uświadamia, co do swoich pisarskich zamiarów, to również jest w tym konsekwentny – ten ,,true-crime” zabieg wraz z wplatanymi analizami profilerskimi pod koniec każdej z historii, utrzymuje się na całej ,,długości i szerokości” publikacji. I co ciekawe ta bezpośredniość właśnie jest największą zaletą. Prawda, nie każdemu spodobają się te kryminalne króciutkie powiastki - a powodów może być mnóstwo - zwłaszcza gdy pomyśli się, że autor nie ma doświadczenia w pisaniu czegoś z beletrystyki, np. kryminału, fantastyki czy czegokolwiek z literatury popularnej, i że to co napisze może być zbyt pretensjonalne, zbyt nachalne, robione tylko dla konkretnego efektu. Nic z tych rzeczy. Ta cała opowieść dla każdej ze spraw, to możliwość z perspektywy czytelnika odbycia swego rodzaju rozmowy ze sprawcą, jakby to sam tak inaczej egzystujący w stosunku do normalność umysł, to niematerialne Ja, do nas mówiło – szczególnie jest to wręcz namacalne w odczuciu w opisywaniu Wrońskiego spraw brutalnych, bardzo przytłaczających i nieznanych szerszej publice, np. przypadek Issei Sagawy i Aleksandra Spiesiwcewa.
Wroński stosuje ciekawe zabiegi wizualne i stylistyczne zarazem w swej niesionej ,,efektem prozy” książce popularnonaukowej i reportażowej. Przeważnie na końcu opowieści dla danego sprawcy i jego kryminologicznego podsumowania, pojawia się strona lub dwie stylizowane na ,,kartki z raportu śledczego” lub z akt surowych i trudnych spraw. Raz, jest to dodatek do akcentu ,,true-crime” książki, a dwa: wzbogaca to wydźwięk tego, co autor chciał niniejszą pracą osiągnąć. Bo przede wszystkim jest to zarówno świetna dawka fachowej wiedzy, ale i przestroga dla każdego, kto sądzi, że gwałciciel, seryjny morderca, psychopata, prześladowca i porywacz, to obślizgły garbaty potwór, obłąkany i niespełna rozumu. Nie, takie indywidua żyją wśród nas – umysł mordercy jest jak szkodliwe promieniowanie, którego nie widać i które bez odpowiedniej wiedzy i technik badań, jest nie do wykrycia... chyba że jest już za późno.