Śmierć i to, co się dzieje po przekroczeniu jej bram, fascynowała ludzkość od zawsze. Może dlatego tak bardzo, mimo że się boimy, lubimy horrory i próbujemy oswoić to, co nieuniknione? Pojęcie zombie zostało zaczerpnięte z kultu voodoo, a do Nowego Świata wiara w żywe trupy przybyła wraz z niewolnikami z Afryki, na której praktykowano niebezpieczny i budzący grozę kult voodoo. Zombie na dobre zagościły w popkulturze dzięki produkcji w reżyserii George'a Romero „Noc żywych trupów”. Od tego momentu zaczęło powstawać wiele wariacji na temat zombie, zarówno w obszarze kinematografii, jak i literatury oraz gier video. Na polskim gruncie tematu podjął się Robert J. Szmidt i stworzył kilkutomowy cykl zatytułowany „Szczury Wrocławia”.
„Dzielnica” to już kolejna część serii. Jej akcja jest osadzona w Polsce w czasach głębokiego PRL-u. Garstka pozostałych przy życiu mieszkańców miasta opanowanego przez hordy nieumarłych każdego dnia walczy o przetrwanie. Starają się oczyścić ulice z umarlaków. Nie są w stanie ich zabić, więc uciekają się do różnych forteli, by zwabić i wyprowadzić nieumarłych w jedno ustalone wcześniej miejsce, by mieć względną swobodę w poruszaniu się i poszukiwaniu nowych zapasów.
I tak jak w poprzednich częściach czuć było klimat horroru, tak tu pozostało z niego jedynie operowanie flakami i śliskimi od krwi jelitami. Zabrakło mi też trochę mięska w języku, które potęgowało poczucie strachu, natomiast bardzo podobały mi się humor w warstwie dialogowej. Trochę klimatu rodem ze S.T.A.L.K.E.R.-a nadawała skażona w wyniku kremacji umarlaków strefa Sępolna. Książkę klasyfikowałabym jako powieść akcji.
Pojawił się dobrze znany schemat: ucieczka, pościgi, walka i nieunikniony zgon. Dynamika opisów wypada całkiem nieźle, ale znany już schemat zaczął mnie momentami drażnić, bo i tak wiedziałam, jak to wszystko się skończy. Akcja ruszyła z kopyta w drugiej części powieści, kiedy na wrocławskich ulicach nagle pojawiają się Rosjanie.
Oprócz tego typu scen, bardzo dużo w tej części było taktyki i myślenia strategicznego, w którym to planowano różne działania mające na celu dotarcie do różnych zasobów. Dyskusje na temat strategii rozwlekały fabułę i często powodowały spowolnienie akcji. Mi osobiście te wstawki nie przeszkadzały, było to nawet ciekawe, ale jeśli ktoś nie lubi tego typu opisów, no to się zanudzi.
Nie zdołałam przywiązać się do żadnej z postaci, ponieważ, tak jak miało to miejsce w poprzednich odsłonach serii, bohaterowie prędzej czy później zostają uśmierceni. Można zarzucić postaciom bezmyślność i głupotę, bo w niektórych momentach naprawdę ginęli w głupi sposób, że pozostało jedynie westchnąć. Ale należy też pamiętać, że z braku ludzi i czasu, do zadań byli przydzielani niezbyt dobrze wyszkoleni cywile.
Największą odrazę wzbudziła we mnie postać nawiedzonego księdza, który w apokalipsie zombie dopatrywał się sądu bożego i sam czuł się bożym pomazańcem. W swojej chorej fanatycznej wizji skazywał niewinne istnienia na śmierć w męczarniach, w imię idei oczyszczenia świata z wszelkiego grzechu. Budziła we mnie ta postać tak skrajne emocje, że aż czasami sama miałam ochotę wrzucić go do piwnicy pełnej nieumarłych.
Nie można odmówić autorowi konstrukcji konsekwentnej fabuły i ciekawego uniwersum. Dla mnie było po prostu za spokojnie, ale uważam, że to i jedna z lepszych powieści postapokaliptycznych na polskim rynku wydawniczym. „Dzielnica” ma zamknięte zakończenie, ale wiem, że w planach są kolejne tomy, po które z pewnością sięgnę. Książkę polecam tym, którzy już czytali poprzednie części, a jeśli chcecie rozpocząć przygodę ze „Szczurami Wrocławia”, to zacznijcie od „Chaosu”. Ja natomiast w najbliższym czasie oddam się lekturze „Samotności Anioła Zagłady”, która zapowiada się całkiem zacnie.