Wielki Marsz recenzja

Prawdziwych przyjaciół zawsze poznajemy w biedzie

Autor: @Aleksandra_B ·6 minut
2018-08-05
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
Spacery od zawsze kojarzyły mi się z wygospodarowaniem wolnej chwili tylko dla siebie. Z możliwością pooddychania świeżym powietrzem, odetchnięcia od zmartwień i codziennych obowiązków czy też z luźnymi wypadami w miasto, aby móc odwiedzić ulubione miejsca lub odkryć jakieś – nieznane dotąd – jego zakamarki. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że samemu narzucasz tempo! Można się wlec czy iść żwawym krokiem. Jednakże od czasu przeczytania „Wielkiego Marszu” Richarda Bachmana (a raczej Stephena Kinga, bo to on skrywa się pod tym nazwiskiem), zmieniłam do nich, w jakimś stopniu, podejście...

IŚĆ, CIĄGLE IŚĆ...

Jeszcze przez parę dni po przeczytaniu tej książki musiałam zwalczać w sobie myśl, że idąc na zwyczajne zakupy sama nie uczestniczę w Wielkim Marszu. Tłumaczyłam sobie, że przejeżdżające obok mnie samochody nie są powypychane żołnierzami, którzy kontrolują każdy mój ruch, by w razie popełnionego błędu ofiarować mi soczyste upomnienie, a otaczający mnie ludzie nie czekają na to, aż stanę się żywą tarczą. Jak sami widzicie, Stephen King zasiał we mnie strach, chociaż – muszę przyznać – na początku niczego tutaj nie rozumiałam. Owszem, zapoznano mnie z pewnymi faktami na temat popularnego w tamtej rzeczywistości marszu, ale żaden z nich nie zdradzał, o co tak właściwie chodzi w tej morderczej „dyscyplinie”. Dopiero wraz z dalszą wędrówką zawziętych bohaterów pozwolono mi dostrzec coś, co mi wcześniej perfekcyjnie umykało – jeżeli nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. To właśnie dla tej nagrody stu wybranych młodych mężczyzn postanowiło postawić wszystko na jedną kartę! Tylko czy w imię szybkiego wzbogacenia się warto było pozwolić obserwować innym własne słabości? Przecież oni nie mieli nawet prawa przystanąć na parę sekund, by móc odetchnąć, a co dopiero załatwić potrzeby fizjologiczne czy się nadzwyczajniej w świecie wyspać, bo z miejsca sypały się ostrzeżenia. A z każdym kolejnym kilometrem sytuacja robiła się coraz gorsza. Zmęczenie, parcie na pęcherz, chęć załatwienia grubszej potrzeby... Jakoś musieli się z tym uporać w taki sposób, by nie zakosztować gniewu żołnierzy. Prawie obgryzając paznokcie (z naciskiem na prawie), uważnie śledziłam ich walkę o swoje lepsze jutro, gdzie – pomimo początkowego sceptyzmu względem bohaterów – pożegnania z polubionymi osobami (nawet tymi mogącymi na dłuższą metę denerwować) stawały się coraz trudniejsze do zaakceptowania. Wiecie dlaczego? Bo chociaż wielu z tych mężczyzn brało udział w tej grupie „eskapadzie” z egoistycznych pobudek, to jednak odnaleźli się również tacy, którzy pragnęli wesprzec swoich bliskich. Tylko szkoda, że nikt ich nie uświadomił w jednym: Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach.
Niestety brakowało mi jednak w tej książce elementów, które jawnie by wskazywały na to, że mamy do czynienia z przyszłością. Przecież doskonale zdajemy sobie sprawę, że nowoczesna technologia rozwija się w zastraszająco szybkim tempie, dzięki czemu ułatwiamy sobie życie, tym samym pozwalając się jej zniewolić. Nie zrozumcie mnie źle, ale Stephen King mógł się w tej dziedzinie bardziej postarać – przecież jego głowa zawsze jest pełna dzikich pomysłów, o czym świadczy pokaźny dorobek literacki. No nic, jakoś trzeba było zagryźć zęby i przyzwyczaić się do tego stanu rzeczy.

... BO PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ POZNAJE SIĘ W BIEDZIE!

Wydawałoby się, że w tego typu „bataliach” będzie trudno odnaleźć kogokolwiek, kto – pomimo bycia naszym groźnym rywalem – wyciągnie do nas pomocną dłoń, niżeli jeszcze bardziej nam zaszkodzi. Cóż, bohaterowie „Wielkiego Marszu” umiejętnie obalili ten pradawny mit. Pomimo ogromnej chęci przetrwania, gdzie pozbycie się rywali powoli zbliżało ich ku wymarzonej mecie, niejednokrotnie wyciągali swoich rywali z opresji, tym samym naszego głównego bohatera. Ale Garraty wcale nie był dłużny. Sam nie wahał się ani chwili, gdy jego nowi znajomi zbierali kolejne ostrzeżenie, nieuchronnie zbliżając się ku śmierci. Jednakże to także miało swoje negatywne skutki. Każda kolejna utrata kogoś boleśnie przypominała im o tym, że nie wyruszyli w nieznane po to, by móc w docelowym miejscu napić się zimnego piwa, naigrywając się z tych, którzy jęczeli z powodu bólu nóg. To oddziaływało na ich psychikę, ukazując, że wystarczy drobna rysa, aby każde kolejne uderzenie powiększało ją, przez co można się posypać. A dokładając do tego zmęczenie prowadzące do rozdrażnienia... Mieszanka wybuchowa, jak się patrzy.
Żeby jednak nie było za kolorowo, znaleźli się tam również tacy, którzy umiejętnie wykorzystywali wszelkie słabości pozostałych, by dzięki temu szybko ich eliminować. Doskonale wyczuwali, z kim mogą dać sobie radę, lecz kiedy natrafiali na ciężką sztukę – wtedy odczuwali w jakimś stopniu satysfakcję, bo dzięki temu mogli się wykazać. Natomiast jeżeli chodzi o ludzi, którzy z chorą fascynacją obserwowali zmagania maszerujących... Okazali się znacznie gorsi od tych, którzy podstawiali nogi rywalom. Jakoś nie wyobrażam sobie tego, bym umiała stanąć w tłumie gapiów, czekając tylko na to, aż ktoś pożegna się z Wielkim Marszem, by móc świętować czyjś bolesny upadek. Tym samym przypominali krzykliwie odzianych mieszkańców Panem z „Igrzysk śmierci” (Suzanne Collins), którzy także czerpali przyjemność ze śmierci niewinnych osób, gdzie wcześniej obstawili zakłady. To boleśnie pokazuje, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by zapewnić ludziom rozrywkę.

JAK TO JEST BYĆ MŁODYM MĘŻCZYZNĄ, CZYLI MROCZNA WIZJA STEPHENA KINGA!

Wiele miłych duszyczek powtarzała mi, że jeżeli mam rozpocząć swoją przygodę z dziełami króla grozy, nie powinnam wtedy sięgać po „Wielki Marsz”, ponieważ nie oddaje on w pełni talentu pisarza. Chyba mieli rację, bo niektóre elementy fabuły mogę śmiało porównać do piasku, który niepostrzeżenie dostał się do mojej porcji deseru, gdzie przy każdym kolejnym kęsie niemiłosiernie chrzęścił między zębami. Doskonale rozumiem, że panowie uwielbiają poruszać specyficzne tematy (i nie tylko oni, bo panie też są w tym całkiem niezłe, ale nikt o tym głośno nie mówi...), jednak przedstawione przez niego rozmowy były w większej części... niesmaczne. Z czasem do nich przywykłam, lecz ich prostactwo nadal mi ciążyło... Także obawiałam się, że skoro mowa o marszu, to jestem zdana na wysłuchiwanie (a raczej wyczytywanie) jednego i tego samego: idą i idą, i idą... Na szczęście Stephen King przeistoczył tę kwestię w pełną wrażeń wędrówkę, która – pomimo wiecznego brnięcia tylko przed siebie – nie została przesiąknięta rutyną. To godne pochwały.

Podsumowując, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z prozą Stephena Kinga, ale gdybym się nie zaparła do zapoznania innych jego dzieł, to zapewne po „Wielkim Marszu” mocno bym się zastanowiła, czy warto kontynuować z nim przygodę. Owszem, nie mogę odmówić temu autorowi umiejętności budowania atmosfery grozy oraz kreowania oryginalnych, specyficznych bohaterów, lecz zostaje tak wiele niewyjaśnionych elementów, że ciężko stwierdzić czy to przez nieuwagę pana „Bachmana”, czy jednak przerósł go ten wyimaginowany świat i nie podołał wyzwaniu. Możliwe też, że po tylu latach siedzenia w tym gatunku nie jestem już w stanie inaczej postrzegać książki wydanej w 1979 roku. Nie mogę jednak odmówić jednego – już wtedy nie wróżono następnym pokoleniom dobrego życia.
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Wielki Marsz
8 wydań
Wielki Marsz
Richard Bachman
8.5/10

Mroczna, alegoryczna wizja przyszłości Stanów Zjednoczonych. Stu wybranych chłopców wyrusza w doroczny morderczy marsz ? meta będzie tam, gdzie padnie przedostatni z nich. Tu nie ma miejsca na sportow...

Komentarze
Wielki Marsz
8 wydań
Wielki Marsz
Richard Bachman
8.5/10
Mroczna, alegoryczna wizja przyszłości Stanów Zjednoczonych. Stu wybranych chłopców wyrusza w doroczny morderczy marsz ? meta będzie tam, gdzie padnie przedostatni z nich. Tu nie ma miejsca na sportow...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Książki Stephena Kinga to stała pozycja na mojej bibliotecznej półce - zawsze jakąś mam pod ręką, a że pisarz to płodny, to chyba do końca moich dni będę miała okazję obcować z jego powieściami. Tym...

@Jezynka @Jezynka

Przeczytałam, odhaczyłam, a potem z nawyku popatrzyłam na opinie innych. O Matko Polko, same oceny 10-9, rzadko kto poniżej 8 schodzi, czy ja taka jędza jestem, czy inny gatunek? I w dodatku zawsze t...

@Airain @Airain

Pozostałe recenzje @Aleksandra_B

Rok próby
Podążając w mroczne dzieje...

Miesiące temu dane mi było przeczytać popularną powieść „Opowieść Podręcznej”, która – choć nie zachwyciła mnie do szpiku kości – pozostawiła po sobie wiele pytań związa...

Recenzja książki Rok próby
Hegemon Apopi. Córa lasu
To nie jest bajka dla dzieci...

Bajki. Najczęściej to właśnie one kształtują nasz pogląd na przeróżne magiczne krainy, jakie wtedy poznajemy. Przesiąknięte feerią barw, zamieszkałe przez wspaniałe nadn...

Recenzja książki Hegemon Apopi. Córa lasu

Nowe recenzje

Aced. Wymarzony
Men love men
@kawka.zmlekiem:

Witajcie moliki. Znacie te autorki??Ja odkryłam ich pióro całkiem niedawno i jestem totalnie wkręcona. 🩷Ace jest...

Recenzja książki Aced. Wymarzony
Wioska małych cudów
Kiedy sypie śnieg dzieją się cuda
@emol:

A gdyby tak w grudniu zamiast przejmować się mnóstwem przedświątecznych spraw spakować ciepłe rzeczy do walizki i pojec...

Recenzja książki Wioska małych cudów
Self-Regulation. Świąteczne wyzwania
Świąteczne wyzwania.
@maciejek7:

Już za kilka dni jedne z najbardziej rodzinnych świąt. Święta Bożego Narodzenia niemal wszystkim kojarzą się z radością...

Recenzja książki Self-Regulation. Świąteczne wyzwania
© 2007 - 2024 nakanapie.pl