„Religie nasilają ludzkie namiętności, ułomności ducha i grzeszność ciała…”.
Po nieudanym i męczącym, wydanym z początkiem roku „Ostatnim polowaniu” przyszedł czas na „Dzień popiołów”. Książka okazała się wręcz rewelacyjna, jakże inna od swojej poprzedniczki. Grangé wrócił do niesamowitej formy pisarskiej i podarował mi wspaniałą, czytelniczą ucztę. Fabuła „Dnia popiołów” jest potwierdzeniem rewelacyjnego pióra Grangé’a. Taką formę autora zapamiętałam z jego wcześniejszych powieści, tych z początków kariery, sprzed wielu lat.
Rzecz rozgrywa się późną jesienią w Brason, małym alzackim miasteczku. We wspólnocie anabaptystów trwają ostatnie dni winobrania, zakończonego tzw. dniem popiołów. Niestety doszło także do tragicznego zdarzenia: przygnieciony sklepieniem starej kaplicy zginął nieformalny, duchowy przywódca zgromadzenia, Samuel. Niémans i Ivana Bogdanović prowadzą skomplikowane śledztwo, w trakcie którego wychodzi na jaw, że pozornie cicha, wycofana i odgrodzona od świata społeczność ma wiele sekretów, jej historia obfituje w dramatyczne wydarzenia, skrzętnie ukrywane przed światem, a cel ich działalności jest pełen biblijnych konotacji i wiąże się z endogamią.
Akcja powieści jest niezwykle dynamiczna, przeplatana wieloma zwrotami, nowymi tropami i odkrywaniem coraz to nowych zagadek i tajemnic. Ciekawie opowiedziana historia anabaptystów, ich stylu życia, poglądów, niemal fanatycznej wiary, obyczajów i rytuałów. Nie brakuje też dramatycznych faktów z życia wspólnoty. Wszystko jest przedstawione w ciekawy, skupiający uwagę sposób. Nie ma przynudzania i ciągnących się opisów, byle zapełnić strony. Kolejne części historii układają się w logiczną całość, podawane są we fragmentach, jednak ma się wrażenie, że zawsze we właściwym momencie. Do końca nie wiadomo, kto jest sprawcą i jakie są motywy jego działania.
Na uwagę zasługuje postać Rachel Koenig – jednej z członkiń wspólnoty, ortodoksyjnej, niemalże nawiedzonej kobiety, która od dziecka poddawana indoktrynacji weszła tak głęboko w wartości wyznawane w społeczności, przesiąkła ideologią, że aż straciła racjonalny obraz rzeczywistości. Kobieta zarazem eteryczna, delikatna i zmysłowa, a jednocześnie piekielnie silna duchem, pełna zapału, rygorystycznie trzymająca się zasad, gotowa zrobić wszystko, by chronić wspólnotę.
Autorowi udało się także przedstawić funkcjonowanie małej, hermetycznej społeczności, żyjącej i działającej poza społeczeństwem, sekty właściwie, „nad którą unosi się woń prania mózgu i religijnego oszustwa”. Zgromadzenie ludzi odgrodzone od świata, odżegnujące się od dóbr cywilizacyjnych, zdobyczy techniki, pieniędzy, pozornie pacyfistycznie i harmonijne, rzekomo bogobojne i żyjące w duchu pracy i modlitwy, a w rzeczywistości przesiąknięte złem, pełną agresji i brutalności historią, skrywające wiele mrocznych tajemnic.
„Ważne nie jest to, co zostało namalowane, ale to, czego nie ma. Nigdy nie odkryjecie naszego sekretu”.
Zakończenie, a tym samym odkrycie zagadki i tajemnicy Emisariuszy oraz zdemaskowanie mordercy skonstruowane w mistrzowskim stylu.
Rewelacyjna powieść, lekka w stylu, ciężka w treści.