Mindy Wright, choć ma dopiero siedemnaście lat, osiągnęła w życiu niebywały sukces- jest utalentowaną narciarką o krok od zakwalifikowania się wyżej. Niestety, na rozstrzygających o tym zawodach dochodzi do wypadku i dziewczyna trafia do szpitala z pokiereszowaną nogą. Jej rodzice nie tracą jednak nadziei na udaną operację i powrót córki do ukochanego sportu. A jednak pula nieszczęść tej rodziny nie została jeszcze wykorzystana, bowiem podczas badań okazuje się, iż Mindy ma raka.Rozpoczyna się seria kolejnych badań, liczy się każda sekunda. I choć państwo Wright chcą zostać dawcami, to analiza próbek krwi wykazuje, iż żadne z nich nie może nim zostać. O ile w przypadku ojca nie budzi to zaskoczenia (adoptował Mindy, gdy była malutka), o tyle brak powiązań z matką budzi liczne pytania: jakim cudem nie ma żadnych więzi krwi? Czy Mindy została podmieniona w szpitalu? A może stało się coś o wiele gorszego... ?
Juliet, pracująca w laboratorium pani doktor, ma miliony pytań do siostry; ta jednak nie chce odpowiadać, mąci, miesza. Nic dziwnego, że tak dociekliwa osoba próbuje doszukać się prawdy na własną rękę...
Z twórczością pani J. T. Ellison miałam styczność bardzo dawno temu- właściwie była jedną z pierwszych autorek thrillerów, jakie czytywałam. I pierwszą, która wciągnęła mnie w ów gatunek. I choć zniknęła mi z radaru na ładnych parę lat, to nie zapomniałam o niej. Szczerze ucieszyłam się na myśl, że mogę ponownie zagłębić się w jej wyobraźnię.
Mamy tutaj dotychczas szczęśliwą rodzinę, skupioną na córce i jej karierze. Od razu widać, że dla Jaspera i Lauren Mindy jest wszystkim- udowadnia to nawet zapał, z jakim podjęli się walki z jej chorobą. Od początku jednak pani Wright i jej zachowanie budzi pewne przemyślenia- to, jak skrzętnie unika odpowiedzi na liczne pytania siostry, Juliet. To, jak stara się zataić, w jaki sposób siedemnastolatka pojawiła się w jej życiu. Przyznam szczerze, że mimo jej prawdziwie matczynego oddania nie polubiłam jej- wydawała mi się śliska, w jakiś sposób zapatrzona w siebie.
Początkowo wraz z bohaterami skupiamy się na walce z chorobą Mindy; jest dosyć monotonnie i chwilami zdawało się, że nic nas już w lekturze nie zaskoczy. A tu po pewnym czasie cała akcja rusza z kopyta, co sprawia, że niemożliwością jest oderwanie się od lektury. Chcemy jak najszybciej poznać prawdę o pochodzeniu nastoletniej narciarki, choć przez miganie się Lauren nie jest to łatwe. Wkrótce na scenę wychodzi jeszcze jeden bohater, a nas zaczyna coraz mocniej intrygować przeszłość pani Wright. Przeszłość, o której nawet jej siostra nie miała pojęcia.
Muszę przyznać, że pani J. T. Ellison lekko popłynęła w tej książce. Czyta się ją co prawda dobrze, aczkolwiek chwilami miałam ochotę pacnąć się w czoło z niedowierzaniem. Lauren i jej miganie się od prawdy początkowo intryguje (w końcu chcemy poznać odpowiedzi!), a pewnym momencie zwyczajnie irytuje przez wielość stworzonych przez nią niby- prawdziwych historii. Z drugiej jednak strony nic tu nie jest jasne i czytelnik na próżno stara się domyślić prawdy, dzięki czemu lecimy przez tę opowieść jak na skrzydłach, w bardzo szybkim tempie. Niemniej jednak uboższa o niektóre fragmenty wcale nie byłaby gorsza.
Czy Więzy krwi w jakiś sposób mnie zaskoczyły? W jakimś stopniu tak, lecz nie udział Lauren w całym tym ambarasie. Od początku można wyczuć, że coś z tą kobietą jest nie tak. I choć raczej ta pozycja nie będzie należała do moich ulubionych, to czytało się ją całkiem przyjemnie- dla nowych thrillerożerców będzie jak znalazł.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Muza Shadows :)