Nastoletnia Ellie wraz z rodzicami przeprowadza się na wieś. Okolica jest spokojna i malownicza, jednak dziewczyna czuje się zagubiona, tęskni za dawnym życiem, ukochanymi przyjaciółkami i za zasięgiem w komórce. Z trudem przychodzi jej nawiązywania nowych kontaktów, czuje się wyalienowana w nowym środowisku. Wszystko się zmienia kiedy podczas szalejącej burzy z opresji Ellie ratuje niesamowicie przystojny nieznajomy. Jak się okazuje wybawicielem jest tajemniczy Colin. Od tego zdarzenia nastolatka zaczyna mieć dziwny sny a jej myśli krążą tylko wokół intrygującej postaci chłopaka, który swoim magnetyzmem przyciąga ją, żeby za chwilę brutalnie odepchnąć.
Książka jest autorstwa Bettiny Balitz. Ta niemiecka pisarka postawiła na paranormalną fabułę, oparta na obecnie modnym schemacie młodych, pięknych i nieziemsko zdolnych.
Przyznam szczere, że powieść niesamowicie trudno mi się czytało. Irytowała mnie postać Ellie, niby niegłupia dziwucha, ale nieżyciowa. Ciągle mdlejąca, słabnąca i płacząca nastolatka nie zachęcała mnie do czytania, momentami miałam ochotę dać jej klapsa i krzyknąć „weź się kobieto ogarnij!” dobrze, że od czasu do czasu bywała głodna i świetnie biegała, przynajmniej przestałam podejrzewać u niej anemię.
Colin, również nie odbiega od standardu boskiego osobnika z nieskazitelną urodą, zniewalającą budową i niezwykłą sprawnością. Cóż można napisać, wszystko to już było, mam wrażenie, że to stały szablon pojawiający się w książkach dla młodzieży, aż ze złości chce się tupnąć prawa nogą.
Na szczęście w tej nużącej przygodzie pojawia się światełko w tunelu. Pomysł na meritum fabuły jest oryginalny i wybija się z nudnych powielanych wzorców z wampirami i strzygami w tle. Wreszcie jest coś, co pachnie nowością, mimo że sny nie są czymś nowym w literaturze to wykonaniu Belitz przedstawiają się bardzo atrakcyjnie. Autorka wprowadza w wątek demony i zmory. Postacie zjaw są groźne, krwiożercze, łaknące pięknych marzeń sennych. Pełne napięcia wydarzenia rozgrywają się na tle mrocznego lasu, do tego dochodzę opisy które zaskakują swoją plastycznością i realne, nieprzesłodzone dialogi.
Co do stylu to mogłabym się czepiać, w książce jest kilka niegramatycznych zdań, jednak zapewne wynika to z tłumaczenia a nie z winy autorki, więc dam sobie spokój - zapomnijmy. Drażni również to, że książka jest nierówna, początek powieści jest mało interesujący, opisy monotonne i meczące, ma się wrażenie, że autorka na bieżąca szuka pomysłu na rozbudzenie czytelnika i w końcu tak się dzieje. Nagle następuje kumulacja informacji, atmosfera zagęszcza się , klimat jest pełny niepokoju i oczekiwania. Bardzo żałuję, że w momencie w którym powieść zainteresowała mnie to już się skończyła.
„Pożeracz snów” nie spełnił moich oczekiwań, czuję się rozczarowana lekturą. Być może wynika to z faktu, że wyrosłam z nastoletnich marzeń i po dobrej książce spodziewam się głębokiej, intrygującej fabuły z nietuzinkowymi bohaterami.
Mimo moich obiekcji, książka może się podobać, na pewno zachwyceni będą czytelnicy lubiący paranormalne romanse , których nie zrażają szablonowe postacie i przewidywalna akcja. Dla mocno wymagającej części moli książkowych stroniących od tego gatunku będzie to uciążliwa, mało zajmująca powieść.