Być może pamiętacie moją miłość sprzed prawie dwóch lat – Z pozdrowieniami, Żyrafa? No cóż, ta książka wciąż króluje na mojej liście najlepszych powieści dla najmłodszych i nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni. Kiedy dowiedziałam się, iż na polskim rynku pojawi się druga część, prawie oszalałam z radości. Prawie – bo trzeba zachować pozory normalności 😉 W każdym razie, Pozdrowienia z Wielorybiego Przylądka trafiły do moich rąk, a ja dzisiaj mogę opowiedzieć Wam o tejże pozycji. Czy mamy kolejnego ulubieńca? Recenzja pokaże.
Profesor Wieloryb jest już na emeryturze. Przyznajmy szczerze, nie ma za dużo do roboty, choć znalazł idealny sposób na nudę - profesor pisze listy do tych, którzy mieszkają za horyzontem. Pewnego dnia dostaje odpowiedź od właśnie kogoś takiego. Jedna odpowiedź, a może więcej? Jedno jest pewne – Wielorybi Przylądek może na powrót stać się miejscem głośnym i wesołym. Czy nic nie stanie temu na przeszkodzie?
Zaczynając lekturę tej minipowieści, czułam ekscytację. Pamiętając swój zachwyt poprzednią książką Megumi Iwasy, tutaj oczekiwałam czegoś równie dobrego. Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, gdy dotarło do mnie, że... dokładnie tak jest. Pozycja Pozdrowienia z Wielorybiego Przylądka chwyciła mnie za serce, wzruszyła i no cóż, zdecydowanie wleciała na listę najlepszych propozycji dla najmłodszych.
Głównym bohaterem jest tym razem Wieloryb, ale nie byle jaki, bo sam profesor. Lata nauczania młodego pokolenia minęły bezpowrotnie, a nasz bohater musi jakoś poradzić sobie na emeryturze, choć nie do końca wie jak. Na szczęście, istnieje coś takiego jak list. Teraz, niestety, już nie używany, natomiast autorka przywołując ten środek komunikacji, pokazuje, że nadal ma on w sobie wiele uroku, takiego oczekiwania na odpowiedź (bo jednak taki list zazwyczaj idzie ciut dłużej) i po prostu czegoś dobrego.
W swojej książce autorka porusza ważny temat dotyczący sportowej rywalizacji. Temat ważny, ponieważ patrząc wstecz na lekcje wychowania fizycznego, mam w głowie niepokój dotyczący tego, że będąc w danej drużynie - dostanę za chwilę opiernicz za to, że nie złapałam piłki, źle ją kopnęłam lub że w ogóle jestem do niczego. Wiem, że nie tylko ja mam takie wspomnienia związane z tymi lekcjami i zdaję sobie sprawę również z tego, że dzisiaj dzieciaki zmagają się z tym samym. Rywalizacja została zamieniona na walkę prawie na śmierć i życie, a cała radość ze sportu całkowicie zniknęła. Dlatego uważam tę książkę za tak ważną - pokazuje ona, że sportowa rywalizacja może być dobrą zabawą i okazją do spędzenia czasu ze swoimi przyjaciółmi. Wygrana nie powinna być jakimś złotym punktem na mapie, które trzeba za wszelką cenę zdobyć.
Całość doskonale uzupełniają ilustracje Jörga Mühlego, które nie dość, że przykuwają wzrok, to jeszcze są przepiękne, urocze i po prostu idealnie odwzorowują treść książki. Nieustannie jestem zachwycona pracami tego ilustratora i cieszę się, że liczba książek na mojej półce, w których znajdują się jego ilustracje stale się powiększa.
Pozdrowienia z Wielorybiego Przylądka to książka, którą bez oporu podsunęłabym młodemu czytelnikowi. Jest to dobrze napisana opowieść, pokazująca radość płynącą ze wspólnego spędzania czasu oraz sportu, co również uważam za ważne. Jeśli macie w swoim gronie najbliższych osób właśnie takich młodych czytelników, to koniecznie podsuńcie mu ten tytuł.