Fabułę tej krótkiej książki noblisty można streścić w jednym zdaniu (niczego tutaj nie ujawniam, robi to autor zaraz na początku): po nocy poślubnej pan młody zwraca żonę rodzinie, bo nie była dziewicą, tego samego dnia bracia żony mordują jej domniemanego kochanka, tyle.
Słuchając audiobooka w przeciętnym wykonaniu Ksawerego Jasieńskiego (jest to dobry lektor, ale nie do czytania Márqueza) wciąż wracałem myślami do 'Stu lat samotności', dla mnie najlepszej książki noblisty, napisanej kilkanaście lat wcześniej. Już pierwsze zdanie 'Kroniki': „W dniu, w którym miał zostać zabity, Santiago Nasar wstał o piątej trzydzieści rano, chcąc zdążyć na uroczystość powitania statku wiozącego biskupa.” bardzo przypomina rozpoczęcie 'Stu lat': „Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendía miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód.” Jest też w 'Kronice' bezpośrednie nawiązanie do 'Stu lat', oto ojcem pana młodego jest: „generał Petronio San Román, bohater wojen domowych z ubiegłego wieku i jedna z największych sław rządu konserwatywnego od czasu, gdy zmusił pułkownika Aureliana Buendíę do odwrotu w bitwie pod Tucurinca.” W ogóle dla literaturoznawcy śledzenie wspólnych tropów z obu dzieł może być fascynującą przygodą. Ja jednak byłem nieco znudzony, bo ta powieść po 'Stu latach samotności' wydała mi się deczko wtórna, jak odgrzewany kotlet.
Oczywiście Márquez jest wytrawnym pisarzem, i rzecz cała jest kunsztownie zbudowana, ciekawym chwytem jest postać narratora, z jednej strony to uczestnik wydarzeń, bliski kolega zabitego, nieledwie świadek mordu. Z drugiej strony wraca po ponad dwudziestu latach do tego strasznego wydarzenia, które nieodwracalnie zmieniło życie wielu ludzi i wypytuje, szuka prawdy, dokopuje się nawet do niepełnych akt sądowych. Mamy też ciągłą zmianę planów czasowych: od dnia morderstwa przenosimy się w przyszłość i z powrotem, znakomicie to technicznie zrobione.
Poza tym cała rzecz jest trochę jak komedia pomyłek: gdyby przyjaciele na czas ostrzegli i schronili ofiarę, gdyby matka nie zamknęła mu drzwi przed nosem, gdyby urzędnik sądowy prewencyjnie nie aresztował sprawców, do mordu by nie doszło.
I jeszcze, napisane jest to pięknym, kunsztownym językiem, swoje dokłada też Carlos Marrodán Casas, wspaniały tłumacz Márqueza. Jak widać, rzecz cała ma wiele walorów, ale wciąż jestem nieprzekonany, wygląda mi to na popłuczyny po 'Stu latach...', od pisarza rangi Márqueza oczekiwałbym czegoś bardziej oryginalnego.