Janusz Świtaj. Postać dość rozpoznawalna, głównie za sprawą wysłanego listu do prezydenta RP. No właśnie – jak to naprawdę z tym listem było? Czy rzeczywiście tak, jak ukazały nam to media? W książce „ 12 oddechów na minutę” odnajdujemy odpowiedź na to i jeszcze wiele innych interesujących pytań.
Czym jest ta lektura? To spis przeżyć człowieka unieruchomionego fizycznie już do końca życia, za sprawą wypadku. Na szczęście autor zachował pełną sprawność umysłową, czego jednym z wyników jest prezentowana prze ze mnie książka.
Janusz rozpoczyna swą opowieść od poruszenia naszej wyobraźni, proponuje żebyśmy sobie wyobrazili jego głos, głos 12 oddechów na minutę, powolny, nieregularny, miarowy. Żebyśmy w rytmie jego mowy czytali. Cholernie trudne, szczerze powiedziawszy. Nie raz zapominałam się w trakcie czytania i nadawałam własne, w miarę szybkie tempo.
Mamy już książkę. Stosujemy się do porad autora. Co dalej?
Dalej odnajdujemy historię młodego chłopaka, narwańca, którego wielką pasją są motory. Nawet sam takie urządzenie posiada. Gna na min przez świat jak jakiś opętaniec, zdobywając kolejne kilometry w tempie prędkości światła, jest nieśmiertelnym szesnastolatkiem. To do niego teraz należy świat. Do czasu. Jak myślicie co przydarzyło się temu nieuchwytnemu pogromcy szos? Właśnie. Wypadek.
Autor bardzo ciekawie opowiada o swoich losach zaraz przed tym nieszczęśliwym wydarzeniem, jak i o zajściach po nim. Nie ma tu czasu na nudę, przerwę na zaparzenie kawy, książkę się po prostu nie czyta, a pochłania.
Zwróćmy uwagę na jej objętość:
180 stron, napisanych przez 7 lat! Wyobrażacie to sobie, jejku to przecież strasznie dużo czasu! Dochodzi teraz do każdego z nas ile niektórzy muszą poświęcić, żeby coś stworzyć. Ktoś się teraz może delikatnie uśmiechnąć i pomyśleć „ tyle to ja robię w dzień”.
Tak. Możliwe. A teraz tak jak z czytaniem w tempie autora, spróbujmy coś jego sposobem napisać – bierzemy ołówek do ręki i stukamy w klawiaturę komputera. Dramat.
A on w taki sposób stworzył spis swoich przeżyć. Pokazał nam przez co musiał przejść, przez jeden głupi wypadek. Mówi nam o swoich ciągłych rehabilitacjach, reanimacjach, pokonaniu wstydu, docenieniu prostych chwil, o walce, którą ciągle toczy.
Porusza kwestię traktowania ludzi niepełnosprawnych, w czasach gdy to on lądował w różnych ośrodkach – najczęściej nie było to traktowanie zbyt humanitarne, w sumie zachowanie opiekunów było wręcz karygodne. O pacjentach zapominano, Ci do których nie przychodziła rodzina, mięli naprawdę trudny żywot. Po przez lekturę poznajemy też nazwiska wielu lekarzy, którzy Januszowi pomogli.
Życie człowieka, nawet chorego to nie tylko nieustająca walka o przetrwanie, to też emocje, chęć zdobywania przyjaźni, może nawet miłości? Tematem, który zawsze w dyskusjach o problemach związanych z niepełnosprawnością się omija, za nic nie wymawia się tego słowa, bo broń Boże, bo się Niebo nam na głowę zawali, jest sex.
A tutaj są lekkie napomknięcia o tego rodzaju stosunkach międzyludzkich.
I tak oto nasz bohater a zarazem autor opowiada nam o swojej dziewczynie z pierwszego życia, z którą niestety na dłuższą metę powypadkową nie udało się utrzymać związku. Potem momentami też pojawiają się pewne kobiety. Każda ze swoich, własnych powodów. Janusz się z nimi zaprzyjaźnia, czasami znajomość nabiera głębszych znaczeń.
Kolejna kwestia na którą warto zwrócić, o której powinnam powiedzieć na początku: rodzice, a właściwie RODZICE. Najwierniejsi stróże, prawdziwe anioły, opiekunowie, którzy nigdy nie tracą wiary. Tacy są właśnie rodzice Janusza Świtaja. Czepiają się wszelkich możliwości, żeby jakoś pomóc swojemu dziecku – czasami są to sposoby, w których skuteczność trudno uwierzyć. Jednak Mimo wszystko zawsze są przy nim. To niesamowite jak wielką wytrwałością musieli się wykazać i nadal wykazują. Sam autor na swojej stronie internetowej zamieścił wpis, w którym mówi:
„Krótko mówiąc mam tylko trzeźwo myślącą głowę i od 14 lat żyję biologicznie nienaturalnie, oddychając za pomocą respiratora. Jestem przeciętnym Polakiem i funkcjonuję w tym świecie przede wszystkim dzięki moim wspaniałym Rodzicom, którzy dla mnie są, gdy jest taka potrzeba, lekarzami, a na co dzień rehabilitantami i masażystami i.t.p, a przede wszystkim 24-o godzinnymi opiekunami.”
W sumie każdy rodzic, który opiekuje się swoim dzieckiem, poświęca mu całego siebie, a już w szczególności gdy musi opiekować się pociechą w pewnym stopniu niepełnosprawną – to anioł
Podsumowując, uznaję, że książka ta może zaciekawić – oprócz tego, że jest autobiografią Janusza Świtaja, porusza ważne kwestie, które – pomimo rozwoju i znikających barier – wciąż pozostają w pewnej strefie tabu: praca, nauka, życie wśród ludzi, miłość, chandra i depresja związana z utratą świata, do którego nie ma już powrotu. Wszystko to zawiera się w „12 oddechach na minutę”. Dobrze, że autor jest z nami i uświadamia nam pewne rzeczy, o których większość na pewno nie myśli w zawirowaniu każdego dnia.
P.S:
Szerzej zainteresowanych aktywnością pana Janusza Świtaja odsyłam na stronę:
http://www.switaj.eu/news.phpZnajdziecie tam wiele ciekawych informacji w wersji czytanej oraz filmiki i audycje radiowe.