Klasyka polskiej fantastyki, seria przez wielu uważana za lepszą od "Sagi o Wiedźminie" i zasługująca na ekranizację. Pierwszy tom zdobył wszystkie najważniejsze nagrody w polskiej fantastyce: Nagrodę im. Janusza Zajdla, Śląkfę, Nautilusa i Sfinksa. Teraz, po 16 latach od pierwszego wydania, Fabryka Słów postanowiła stworzyć nowe wydanie. Według mnie jest to najładniejsza okładka "Pana Lodowego Ogrodu" obok rosyjskiej, która również mi się podoba. Wydanie będę porównywał pod względem graficznym do tego z Mistrzów Polskiej Fantastyki, bo takie czytałem i posiadam, a nie wiem czy w innych są mapy i ilustracje. Zapraszam na moją opinię o PLO.
Opis od wydawcy:
Vuko Drakkainen samotnie rusza na ratunek ekspedycji naukowej badającej człekopodobną cywilizację planety Midgaard. Pod żadnym pozorem nie może ingerować w rozwój nieznanej kultury. Trafia na zły czas. Planeta powitała go mgłą i śmiercią. Dalej jest tylko gorzej. Trwa wojna bogów. Giną śmiertelnicy. Odwieczne reguły zostały złamane.
Zacznę od wspomnianej okładki, dla mnie jest cudowna i czekam na kolejne księgi cyklu w tym wydaniu, bo całość będzie wyglądać obłędnie. Bardzo podobają mi się także mapy na wewnętrznych stronach okładki: mapa całego Midgaardu oraz Wybrzeża Żagli. Nie wiem, czy w innych wydaniach też są mapy (w MPF nie ma), ale były one bardzo pomocne przy czytaniu o przygodach Vuko. Niestety, ilustracje nie trzymają poziomu całości. Nie podoba mi się styl rysunków Jana J. Marka (pomimo, że na imię mam tak samo, jak ilustrator na nazwisko), zdecydowanie bardziej wolę ilustracje Dominika Brońka, które pojawiały się ostatnio w prawie każdej czytanej przeze mnie książce Fabryki Słów.
Najbardziej znane dzieło Grzędowicza czytałem po raz drugi w życiu i tym razem naprawdę pozytywnie się zaskoczyłem. Nie wiem czemu, ale zapamiętałem "Pana Lodowego Ogrodu" jako powieść z ciekawą fabułą, ale opisaną w sposób, nie do końca mi pasujący. Gdy czytałem ją teraz, zastanawiałem się co się dzieje. Nie wiedziałem czy źle zapamiętałem tę książkę, czy może dojrzałem i lektura jest lepsza. A może po prostu czytanie tego wydania było przyjemniejsze... Tak czy siak historię Vuko Drakkainena czytało się o wiele lepiej i nie żałuję, że znów po nią sięgnąłem.
W tej powieści ciężko powiedzieć co jest lepsze, bohater, świat stworzony przez autora czy może sama historia. Wszystkie te elementy świetnie współgrają, a wątki prowadzą nas do świetnego zakończenia. Ale, ale... powiedziałem bohater, a można by rzec, że jest ich dwóch. Autor przeplata historię Vuko Drakkainena, poszukującego zaginionej grupy badawczej z życiem Filara, syna Oszczepnika i następcą tronu Cesarstwa, którego świat runął po powrocie kultu Pramatki. Dwa wątki, które na pierwszy rzut oka w żaden sposób nie są ze sobą powiązane, dwaj ciekawi bohaterowie (choć mam swojego ulubieńca) tego nie można przegapić.
Na koniec chciałbym wspomnieć jeszcze o dwóch rzeczach, które uważam za ważne. Po pierwsze, uwielbiam nawiązania do dzieł sztuki w książkach, w tym przypadku do obrazów Boscha. Drugi wątek, który kocham, serio to mój ulubiony moment w PLO, to wyspa z bystretkami, Sięgnijcie po powieść, a sami zrozumiecie dlaczego, ja nie zdradzę już nic więcej na ten temat.
Uważam, że jeśli ktoś chce nazywać się fanem polskiej fantastyki to "Pan Lodowego Ogrodu" koniecznie musi znaleźć się na liście jego przeczytanych dzieł. Nowe wydanie to świetna okazja, by odświeżyć sobie tę powieść, bądź przeczytać ją po raz pierwszy, zwłaszcza przez młodszych fantastów (do których wiekowo się zaliczam, choć fantastykę czytam już od paru ładnych lat). A na sam koniec przestroga: uważajcie by podczas czytania nie zapuścić korzeni, gdy wciągniecie się w lekturę zbyt mocno.
Po więcej recenzji zapraszam na Instagrama @chomiczkowe.recenzje oraz na bloga chomiczkowerecenzje.blogspot