Miałem szczęście. Na drugi tom dylogii Pani Kossakowskiej musiałem czekać tylko niespełna miesiąc z hakiem. Osoby które zapoznały się z pierwszym tomem zaraz po jego premierze, niestety cierpiały długie półroczne katusze. Niemniej jednak, przez ten miesiąc oczekiwań i zniecierpliwienia jednoczyłem się z nimi w niepewności, dzieląc zapewne podobne odczucia i emocje. Wśród nich dominowała ciekawość pomieszana z lekkim przestrachem. Czy tom drugi dorówna pierwszemu? Czy pani autorka utrzyma poziom doskonałego tomu pierwszego? Czy finał będzie spektakularny i przemyślany? Na szczęście jestem już po lekturze i na świeżo mogę powiedzieć – jestem mile zaskoczony. Na wszystkie powyższe pytania mogę odpowiedzieć twierdząco.
Drugi tom „Zbieracza burz” rozpoczyna się na ziemi, gdzie Asmodeusz miłuje i cierpi niczym bohater powieści Goethego, aniołowie prowadzą dywersyjno-szpiegowskie akcje pacyfikacyjne a Daimon Frey, w malignie i bólach godnych Hioba, powraca powoli do swych sił. Później jest już tylko ciekawiej i ciekawiej, pojawia się kilka nowych postaci a zerwany ze smyczy Apolyon, wesoło wywołuje burze i tornada. Finałem powieści, jak można się było tego domyśleć, jest kilka spektakularnych konfrontacji a panowie Anielska Szlachta radośnie „kopią się w czoła”, dostrzegają wreszcie powagę sytuacji i rozumieją konsekwencje swoich czynów. Zakończenie miło zaskakuje i pomimo lekkiej ckliwości powinno przypaść do gustu wiernym fanom skrzydlatej ferajny.
Pomimo udanych zakończeń i zawiązań akcji autorka napisała drugi tom „Zbieracza…” w zupełnie innym stylu niż część poprzednią. Starając pozawiązywać wszystkie wątki, niczym długie i powywlekane sznurowadła, Kossakowska zrezygnowała z pełnego śmiesznych odzywek i humorystycznych nawiązań stylu na rzecz poważnej atmosfery niepokoju i ambiwalentnych uczuć bohaterów. Więcej w tym tomie przemyśleń, autorefleksji, wyrzutów sumienia, rozterek i emocji a wszystkie te uczucia mamy podane na talerzu w formie wewnętrznych monologów głównych bohaterów. Jak dla mnie nie był to całkiem udany zabieg, a przebijający się gdzieniegdzie patos również może troszeczkę powieści zaszkodzić. Ale, reasumując, „Zbieracz burz” jest fantastyczną powieścią przygodową, gdzie uniwersalne wartości dobra, przyjaźni i poświęceń w imię wyższych celów świecą niczym powieściowa Jasność Pana. I o to w sumie chodzi, więc jest dobrze. W pierwszym tomie śmieliśmy się a wokół nas świstały kule błogosławionych karabinów a Frey miał wściekle czerwone włosy a la Michał Wiśniewski, w drugim mamy czas na refleksję i w trwodze oczekujemy ostatecznego ciosu Gwiazdy Zagłady, która ma rozpruć Niebieską Planetę niczym dojrzałego kawona.
Nie czytałem wcześniej żadnych innych recenzji, tym samym nie wiem co o książce myślą inne osoby oraz jak ogólnie oceniają powieść jako dylogię. Wiem jednak, że na moje egzemplarze w kolejce czeka cały ogonek znajomych i rodziny, a do przeczytania powieści udało mi się zachęcić nawet osoby dla których książka to zło konieczne. Świadczy to chyba o potędze słowa pani Kossakowskiej, która, tworząc multiwersum Głębi i Królestwa, sięgnęła do elementarnych wartości i toposów, dzięki którym przypominamy sobie, ukochane przez wszystkich elementy powieści Dumasa, Sienkiewicza czy Sapkowskiego. Z niecierpliwością czekam na kolejne przygody Aniołów i Demonów i głęboko wierze że to jeszcze nie koniec. .. Bo to chyba nie koniec, prawda?