Książki skandynawskich autorów od lat kojarzą się z mrocznymi thrillerami czy zawiłymi kryminałami osadzonym w zimnym, surowym klimacie nadbałtyckich ziem. I muszę przyznać, że poddałam się temu stereotypowi i błędnie przypisałam "Śnieg przykryje śnieg" właśnie temu gatunkowi. Jednak Levi Henriksen ma do przekazania o wiele głębszą treść. Po części melancholijną dotykającą odwiecznego pytania do czego zmierzamy i jakie ma znaczenie życie człowieka w świata, samotności, miłości, a po części jest synchronizowaną symfonią nadziei, szansy na odnalezienie celu i radości istnienia.
"Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono."
Poczucie żalu za stracony czas, umykające szanse. Tak swoje życie postrzega Daniel Kaspersen. Dwuletni wyrok, pozbawienie wolności ograniczył mu pole manewru, wyzbył z marzeń, umiejętności planowania i wytyczania celów. Nie wie co zrobić ze swoim życiem. Miota się pomiędzy jasnością dnia i ciemnością nocy, bez pomysłu jak spożytkować odzyskaną wolność. Na poczucie marności i jałowości swojego bytu nakłada się samobójcza śmierć brata, z którym był blisko związany. Żałoba, niewiara we własne siły, niska samoocena wpływa na jego podatność na ciosy: egzystencjalne i fizyczne, które przyciąga jak magnez. Postawa mieszkańców rodzinnego miasteczka, hermetyczność, małostkowość zmusza Dana do ukrywania się ze swoimi emocjami i do ciągłego rozmyślania nad grzechami młodości, za które musi odpowiadać wciąż od nowa. Dźwiga swój krzyż z żalem i obawą przed brakiem rozgrzeszenia i zrozumienia.
Kiedy do jego drzwi puka miłość, nie czuje się godny uczucia. Nie chce nikogo obarczać swoimi problemami. Ale jak powietrza pragnie zainteresowania, bliskości, czułości, pożądania. Budowanie miłosnego związku w miejscu wypełnionym duchem zmarłego brata, i które przypomina mu o moralnym upadku, jest trudne. Dan zawsze żył chwilą, kaprysem, pochopnymi decyzjami, za które zapłacił wysoką cenę. Teraz próbuje odzyskać to, co stracił. Jednak czy zdobędzie się na wyrzeczenia, poświęcenie w imię wyższych wartości?
"Można zrobić sobie odskocznię od życia, byleby człowiek nie zapomniał, gdzie jest jego dom."
Levi Henriksen bez pośpiechu buduje napięcie, które towarzyszy nam od pierwszych stron powieści. Niepewność zachowania głównego bohatera, jego nieprzewidywalność wprowadza zamieszanie. Tajemnicze, niezrozumiałe podejście mieszkańców miasteczka budzi niepokój, podejrzliwość, a miłosne dylematy zrozumienie.
Autor mocno napracował się by dać czytelnikowi ciekawą opowieść o burzliwej młodości, popełnianych błędach, zawistnych i zgorzkniałych ludziach, którzy nie potrafią zapomnieć o przeszłości, którzy pałają chęcią zemsty niszcząc wszystko wokół siebie. Jest to również historia o trudnym dorastaniu, stawaniu się mężczyzną odpowiedzialnym za swoje decyzje i poczynania, szukaniu swojego miejsca na ziemi.
Dla mnie tytułowy śnieg ma podwójną wymowę. Po pierwsze padając przykryje, zamaskuje to, co pozostało na wierzchu i burzyło idealny obraz otoczenia. Z góry wygląda czysto, schludnie, niewinnie, a w środku tylko na określony czas zamraża emocje, uczucia, doznania. Bo kiedy śnieg stopnieje, wszystko wróci do pierwotnego stanu. I w dalszym ciągu będzie zawadą. Po drugie padający śnieg może oznaczać toczące się życie, które bez naszej zgody, a nawet bez naszego udziału prze do przodu i niesie nadzieję, że czas zabliźni rany i wszystko dobrze się skończy.Książki skandynawskich autorów od lat kojarzą się z mrocznymi thrillerami czy zawiłymi kryminałami osadzonym w zimnym, surowym klimacie nadbałtyckich ziem. I muszę przyznać, że poddałam się temu stereotypowi i błędnie przypisałam "Śnieg przykryje śnieg" właśnie temu gatunkowi. Jednak Levi Henriksen ma do przekazania o wiele głębszą treść. Po części melancholijną dotykającą odwiecznego pytania do czego zmierzamy i jakie ma znaczenie życie człowieka w świata, samotności, miłości, a po części jest synchronizowaną symfonią nadziei, szansy na odnalezienie celu i radości istnienia.
"Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono."
Poczucie żalu za stracony czas, umykające szanse. Tak swoje życie postrzega Daniel Kaspersen. Dwuletni wyrok, pozbawienie wolności ograniczył mu pole manewru, wyzbył z marzeń, umiejętności planowania i wytyczania celów. Nie wie co zrobić ze swoim życiem. Miota się pomiędzy jasnością dnia i ciemnością nocy, bez pomysłu jak spożytkować odzyskaną wolność. Na poczucie marności i jałowości swojego bytu nakłada się samobójcza śmierć brata, z którym był blisko związany. Żałoba, niewiara we własne siły, niska samoocena wpływa na jego podatność na ciosy: egzystencjalne i fizyczne, które przyciąga jak magnez. Postawa mieszkańców rodzinnego miasteczka, hermetyczność, małostkowość zmusza Dana do ukrywania się ze swoimi emocjami i do ciągłego rozmyślania nad grzechami młodości, za które musi odpowiadać wciąż od nowa. Dźwiga swój krzyż z żalem i obawą przed brakiem rozgrzeszenia i zrozumienia.
Kiedy do jego drzwi puka miłość, nie czuje się godny uczucia. Nie chce nikogo obarczać swoimi problemami. Ale jak powietrza pragnie zainteresowania, bliskości, czułości, pożądania. Budowanie miłosnego związku w miejscu wypełnionym duchem zmarłego brata, i które przypomina mu o moralnym upadku, jest trudne. Dan zawsze żył chwilą, kaprysem, pochopnymi decyzjami, za które zapłacił wysoką cenę. Teraz próbuje odzyskać to, co stracił. Jednak czy zdobędzie się na wyrzeczenia, poświęcenie w imię wyższych wartości?
"Można zrobić sobie odskocznię od życia, byleby człowiek nie zapomniał, gdzie jest jego dom."
Levi Henriksen bez pośpiechu buduje napięcie, które towarzyszy nam od pierwszych stron powieści. Niepewność zachowania głównego bohatera, jego nieprzewidywalność wprowadza zamieszanie. Tajemnicze, niezrozumiałe podejście mieszkańców miasteczka budzi niepokój, podejrzliwość, a miłosne dylematy zrozumienie.
Autor mocno napracował się by dać czytelnikowi ciekawą opowieść o burzliwej młodości, popełnianych błędach, zawistnych i zgorzkniałych ludziach, którzy nie potrafią zapomnieć o przeszłości, którzy pałają chęcią zemsty niszcząc wszystko wokół siebie. Jest to również historia o trudnym dorastaniu, stawaniu się mężczyzną odpowiedzialnym za swoje decyzje i poczynania, szukaniu swojego miejsca na ziemi.
Dla mnie tytułowy śnieg ma podwójną wymowę. Po pierwsze padając przykryje, zamaskuje to, co pozostało na wierzchu i burzyło idealny obraz otoczenia. Z góry wygląda czysto, schludnie, niewinnie, a w środku tylko na określony czas zamraża emocje, uczucia, doznania. Bo kiedy śnieg stopnieje, wszystko wróci do pierwotnego stanu. I w dalszym ciągu będzie zawadą. Po drugie padający śnieg może oznaczać toczące się życie, które bez naszej zgody, a nawet bez naszego udziału prze do przodu i niesie nadzieję, że czas zabliźni rany i wszystko dobrze się skończy.