The End and Then recenzja

„Dasz radę wszystkiemu. A cokolwiek by się działo, będę przy tobie, trzymając cię za rękę."

Chyba każdy z nas, w jakimś momencie swojego życia, potrzebuje usłyszeć takie słowa. Utwierdzić się w przekonaniu, że komuś jeszcze na nas zależy, że mamy blisko siebie osoby, które będą się o nas troszczyć, nawet jeśli wydaje nam się, że jesteśmy skazani na samodzielną walkę. Takie przesłanie niesie książka, o której chciałam Wam dzisiaj trochę opowiedzieć.

„The end and then" nie porwie Was od pierwszych stron. Nie zaskoczy Was niespodziewanymi zwrotami akcji. Nie opowie o pięknej, bajkowej miłości dwójki młodych ludzi. Za to bardzo powoli wprowadzi nas w klimat małego, górskiego miasteczka i jego mieszkańców, których losy z każdym rozdziałem staną się nam coraz bliższe. A to dotyczy to nie tylko głównych bohaterów. Dzięki tej historii poznamy Eden. Kobietę po przejściach, która jest w trakcie terapii i która próbuje zmienić swoje życie, a zaczyna od miejsca zamieszkania. Stopniowo odkrywamy jej przeszłość, co daje tej opowieści nutkę tajemniczości. Mamy też Chase'a, przystojnego, dobrego mężczyznę z Colorado, który może stać się lekiem na poranioną duszę, jeśli tylko dostanie taką możliwość.

Autorka w piękny, subtelny sposób pokazuje relację dwójki ludzi, których połączyło niezwykle uczucie, jednak, żeby je rozwinąć, potrzebują zmierzyć się z lękami z przeszłości. To książka o traumie, zmaganiu się z codziennością i wspaniałych relacjach przyjacielskich. Czytając, stajemy się świadkami przełomu w myśleniu głównej bohaterki. Razem z Eden przeżywamy trudne wydarzenia, otwieramy się na otaczającą rzeczywistość i wreszcie, pozwalamy sobie na te pozytywne uczucia.

Przyznaję jednak, że niektóre fragmenty mnie nudziły. I chociaż czytaniu towarzyszyło wiele emocji, to nie były one na tyle głębokie, żeby wstrząsnąć moim sercem. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to naprawdę dobra książka, idealna na ciepły, letni wieczór. Polecam.

Książka otrzymałam dzięki współpracy z Wydawnictwem Ale.