„Nadzieja i miłość potrafią ocalić wszystko”*
Phyllis Christine Cast to amerykańska pisarka fantasy i romansów, znana z napisanej wraz z córką, Kristin Cast, serii "Dom Nocy", jak również jej własnych cyklów: „Goddess Summoning” i „Partholon”.
Historia opowiada o Brighid, która za namową Elphame wyrusza by zdobyć jakieś wieści o Cuchulainnie, który miał sprowadzić Nowych Fomorian z powrotem do Partholonu. Gdy spotyka mężczyznę prawie go nie poznaje, gdyż nie przypomina on w ogóle dawnego wesołego, niepoprawnego flirciarza. Brighid musi zespolić jego duszę, która się rozpadła, po stracie Brenny. Odzywa się w niej wtedy krew Szamanki, którą odziedziczyła po matce, a której z uporem się wypierała. Ponadto nad piękną krainą wisi zapowiedź krwawej wojny, do której Łowczyni nie może dopuścić.
Tym razem opowieść skupia się na Brighid i Cuchulainnie. Poznajemy o wiele lepiej te postacie, którym towarzyszymy aż do końca książki. Ponadto stykamy się z Nowymi Fomorianami, którzy uwolnieni od szaleństwa, są doprawdy intrygującymi stworzeniami. Szczególnie jeden bohater z tamtej rasy zapadł mi mocno w pamięć. Nazywał się on Liam i jego marzeniem było zostać Łowczynią, nie widział on przeszkody w tym, że nie był centaurem, ani dziewczyną. Miło czytało się o jego dalszych pomysłach i już samo spojrzenie na tego chłopca dawało do myślenia jacy są Nowi Fomorianie.
Akcja nie była zbytnio rozbudowana. Fabuła skupiała się na podróży, tej fizycznej, lecz zarówno duchowej, którą musiała przemierzyć Łowczyni. Nie było zbytnio niespodziewanych zwrotów akcji, ani mocno zaskakujących momentów, a wielbiciele wartkiego przebiegu wydarzeń, nie znaleźliby jej w tej pozycji. W tej części dzieje się mniej niż w poprzedniej, jednak nie znaczy to, że jest ona nudna, skupiła się po prostu na innych aspektach.
Co mnie zasmuciło to to, że rozwój romansu w książce był do przewidzenia prawie od początku. Nie było zawartego w nim nic nieoczekiwanego, a pragnienie czytelnika mogło pozostać nienasycone. Jest to wzór klasycznej miłości, która dowiaduje się o sobie o wiele później niż wszyscy inni, a potem choć napotyka wiele, wiele trudności, wszystkie one są nic nie znaczące w porównaniu z rosnącym uczuciem.
Oczywiście nie zabraknie w tej powieści choć odrobiny humoru. Sprzeczki i przedrzeźniania przyjaciół, w trakcie których padają ciekawe komentarze są na porządku dziennym. Spotkamy także skrzydlatego chłopca, który uważa się momentami za centaura, dokładniej centaurzycę. Czytelnik nie musi się martwić, nudy z tą książką nie zazna.
Dar jest czymś co należy wykorzystać, a nie stronić od niego. Brighid przekonuje się o tym na własnej skórze, doświadczając tragedii, spowodowanych przez jej odwrócenie się od stada i mocy Szamanki. Ukazuje nam to, że powinnyśmy dbać oto co otrzymaliśmy i korzystać z tego „daru” w imię dobra. Nasze talenty powinny zostać dostrzeżone i należycie wykorzystane, zanim staną się one czymś znienawidzonym lub nieosiągalnym.
Utwór wskazuje również na trudności, z którymi muszą zmierzyć się wszyscy. W życiu nie można wybierać najłatwiejszych ścieżek, gdyż okazują się one z reguły złudne w swej prostocie, a potem pozostaje tylko żal i poczucie porażki. Bardzo często wybory najtrudniejsze, wręcz niemożliwe mogą okazać się rzeczą najwłaściwszą, tą drogą, którą podążać będzie, choć trudno, to szczęśliwie.
Styl pisania autorki jest bardzo przystępny. Pisze ona językiem, który bez problemu trafia do osób w różnym wieku. Ma świetnie rozwinięty warsztat pisarski, którym urzekła niejednego. „Powołanie” napisała w narracji trzeciosobowej skupiając się najbardziej na młodej Brighid.
Książka trafiła do mnie i pozostanie w mojej pamięci przez długi czas. Jest to powieść, która stała się jedną z moich ulubionych. Jest dobrze napisana i zaciekawia już od pierwszej strony. Bardzo podobało mi się połączenie zwykłej wędrówki z podróżami w wymiarze duchowym. Polecam ją z całego serca osobom, które chciałyby przeżyć wraz z Łowczynią i jej bliskimi coś niesamowitego.
Moja ocena 9/10
*cytat z „Powołania”