Aria żyje w Reverie, rozwiniętym technologicznie świecie oddzielonym od zewnętrznej natury wielką kopułą. Dziewczyna mieszka wraz zresztą osadników w wirtualnych Sferach, które, jak głosił pewien slogan z Wizjerów, są „LEPSZE NIŻ RZECZYWISTOŚĆ”. Nastolatka nie narzeka na swoje życie, niemniej pewnego dnia zostaje wygnana. Chciała tylko dowiedzieć się czegoś o swojej matce, lecz gdy podejrzanymi mogą być tylko ona, nic nieznacząca obywatelka i syn wpływowego człowieka, wiadomo na kogo spadnie wina. W ten oto sposób trafia do Umieralni, jak nazywają wszystko co znajduje się poza Kopułami... zostawiona na pewną śmierć. Jednak dziwnym trafem znowu spotyka Wykluczonego, tego samego, którego widziała podczas skazującego ją incydentu. Chłopak wyglądający na jej wiek, może okazać się jej jedyną szansą. Perry, gdyż tak ma na imię ów młodzieniec, chce kogoś uratować i wie, iż dzięki niej będzie miał większe szanse. Ich drogi się przecinają, można by spekulować czy to przypadek, czy raczej przeznaczenie. Dla tej dwójki rozpoczyna się pełna niebezpieczeństw podróż.
„Nigdy się tak nie czułam. Nie odczuwamy takiego strachu. Ale jeśli te dwie rzeczy są tak różne, musi być więcej, prawda? Coś więcej oprócz kamyków i strachu, co jest inne w prawdziwym świecie?”
Aria przeżywa szok. Nagle z miejsca, w którym zawsze była bezpieczna, spokojna, zostaje wyrzucona na pustkowie, gdzie niebezpieczeństw jest od groma. Eterowe burze, kanibale, Dzikusy, nawet powietrze może okazać się jej największym wrogiem. Na początku sobie z tym nie radzi, oczekuje współczucia, od kogoś kto być może przeżył o wiele więcej od niej. Dlatego dziewczyna ta wydała mi się wpierw irytująca. Lecz wraz z postępem historii nabierała charakteru, zmieniała się, stawała się silną kobietą. Odkrywała siebie, dopiero teraz mogła żyć. Wraz z nią można poznać Perry'ego, który również musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nie tyle do miejsca, co do osoby towarzyszącej. Nigdy nawet by mu przez myśl nie przeszło, że będzie przebywał z Osadniczką, że będzie jej sprzymierzeńcem. Oboje bohaterów obdarzyłam sympatią i wraz z nimi przeżywałam ich przygody. Oczywiście nie są to jedyne postacie, autorka zgrabnie wplata i innych, którzy dają pełny obraz tamtejszej ludności, ich zachowań i życia.
Świat przedstawiony jest ukazany na zasadzie kontrastów. Z jednej strony patrzymy na wysoko rozwinięte technologie, z drugiej zaś na dziką naturę. Wszystko to jest odgrodzone od siebie grubymi murami. Te pierwsze społeczeństwo słyszy tylko historie, bajki o życiu na zewnątrz, o kanibalach, dzikusach i burzach eterowych, o tym jak tam jest źle. Ciągle przebywają w Sferach, sztucznej rzeczywistości, w której odwzorowane są tylko te 'potrzebne' odczucia (czyli ból np. wykluczamy), dźwięki, zapachy i wszystko inne. Ale to nie jest prawdziwe życie, je się poznaje dopiero na zewnątrz. W końcu bez strachu nie ma odwagi. Ponadto nic tak nie kształtuje charakteru jak ból i cierpienie, zachowanie w obliczu realnego zagrożenia. Nie ma nic takiego co byłoby niepotrzebne w życiu, a jednak tam zostały pewne elementy wykluczone. Skutkowało to czasami zaburzeniami charakteru, jak u Sorena, który wpakował główną bohaterkę na samym początku w wielkie kłopoty. Niemniej życie Wykluczonych zaś jest aż nazbyt brutalne, tam głód i udręki są na porządku dziennym, szczęście też jest, lecz w o wiele mniejszych dawkach. Żaden z tych światów nie jest idealny, w obu występują dobre i złe strony, tak samo jest z osobami. Tam nie istnieje złoty środek.
„Wiedziała, jak stawiać krok za krokiem, nawet kiedy bolał ją każdy ruch. Wiedziała, że każda podróż wiąże się z cierpieniem, ale i z pięknem.”
Sama historia jest ciekawa, niemniej początkowo nie mogłam dać się wciągnąć lekturze. Na szczęście wraz z postępem akcji zaczęła mnie ta opowieść pochłaniać, wręcz przepadłam. Autorka świetnie przelewa na papier targające bohaterami emocje, które odbiorca odczuwa w trakcie czytania wraz z nimi. Akcja rozwija się dość szybko, jest dynamiczna, momentami też zaskakująca i tajemnicza. Czasami pojawiają się też różne refleksje, wzruszające chwile i napięcie. Niczego tu nie zabraknie, książka jest pełna wrażeń. Pani Rossi wprowadza również elementy fantastyczne, jak niezwykle wyczulone zmysły niektórych postaci, pozwalające poznać myśli czy uczucia. Narracja prowadzona trzecioosobowo, skupiająca się raz na Arii, a raz na Perry'm, pozwala poznać dobrze oboje bohaterów, ich przeżycia i punkt widzenia, jak również zrozumieć ich zachowania, wynikające z takiego a nie innego wychowania. Na dodatek przedstawia pełniejszy obraz świata, który każdy odbiera inaczej.
„Przez burze ognia” okazały się fascynującą powieścią i dobrze zwiastującym początkiem trylogii. Ta debiutancka opowieść, mimo słabszego początku, który mnie trochę znudził, ostatecznie zaintrygowała mnie i porwała, wręcz nie chciała wypuścić ze swych objęć. Łączy w sobie dynamiczną akcję, refleksje nad życiem, nietuzinkowych bohaterów i wyrazisty świat przedstawiony. Nie zabraknie w niej też naturalnie wątku miłosnego. Razem z postaciami przeżywałam ich wzloty i upadki, poznawałam naturę tamtejszej rzeczywistości i oswajałam się z regułami tam panującymi. Dochodzi też zakończenie, które zwyczajnie wyprowadziło mnie z równowagi, przez nie aż nie mogę doczekać się kolejnego tomu, który w Stanach Zjednoczonych miał już swoją premierę w styczniu tego roku. Mam nadzieję, iż niedługo trafi też na polski rynek wydawniczy. Książkę tę naturalnie gorąco polecam fanom dystopijnych i fantastycznych historii, jak również czytelnikom, szukającym po prostu dobrej lektury.
„To nie Sfery, gdzie każda myśl skutkowała rezultatem. A mimo to miała poczucie, że dała sobie większe szanse. Bo w życiu, a przynajmniej w jego nowej wersji, szanse były wszystkim, na co mogła liczyć. Były jak jej kamyki. Niedoskonałe i zaskakujące, ale mimo to lepsze niż coś pewnego. Szanse były życiem.”
Moja ocena 8/10