Co powiesz na spotkanie? recenzja

Evie aby ratować swoją posadę i firmę, postanawia pójść na układ z piszącym scenariusz Ezrą. On odegra sceny rodem z komedii romantycznych i się zakocha ze wzajemnością, a on napisze scenariusz. Czy uda im dopełnić umowy?
Trochę „To właśnie miłość”, odrobina „Bridget Jones”. Krótko mówiąc mieszanka naszych ulubionych komedii romantycznych, do których zawsze chętnie wracamy.
Zabawna i przewrotna, a także nieprzewidywalna. Czyli coś o czym wszyscy marzyli, a nikt nie prosił. Na każdej stronie czekało na mnie coś nowego i zaskakującego. Co prawda samo w sobie zakończenie było do przewidzenia, ale myślę, że to jest cecha charakterystyczna tego gatunku.
Sama akcja na początku jest dość toporna i długo się rozkręca. Ale potem, gdy już rozwinie skrzydła mknie w zastraszajacym tempie, które nie pozwala czytelnikowi na oderwanie się od książki.
Bohaterowie... No i tutaj mamy mały problem, bo o ile główne postacie były świetnie wykreowane, tak zabrakło mi rozwinięcia tych drugoplanowych, ale jest to do przeżycia. Niemniej uważam, że super byłoby lepiej poznać przyjaciół Evie.
Czytając książkę muszę się przyznać: płakałam ze śmiechu. Kompilacja standardowych sytuacji rodem z kinowych hitów doprowadzała mnie do łez. Ale jednocześnie trawiła mnie wielka złość, gdy czytałam o kolejnych przypadkach ignorancji ze strony głównej bohaterki. Przepraszam najmocniej, ale totalnie jej nie rozumiałam i miałam ochotę krzyczeć do kolejnych kartek „Laska ogarnij się!”. Na szczęście nie doszło do tego, wiec ludzie z którymi pracuję, nie mają mnie jeszcze za totalną wariatkę.
Drobne, ale nienarzucające się elementy świąteczne były smacznym i dobrze wyważonym dodatkiem, który dopełniał klimatu, który powoli coraz bardziej do nad napływa wraz ze zbliżającym się grudniem.
Spokojnie mogę polecić wszystkim, a w szczególności fanom klasycznych love story, ale także tym, którzy na wczoraj potrzebują całkiem niezłego kawałka komedii. Mi się ją dobrze czytało i cieszę się, ze miałam okazję po nią sięgnąć.