“Inwazja Marsjan złapała nas z gatkami wokół kostek (...)”. Tak o najeździe mieszkańców czerwonej planety mówi młody W. Churchill w książce Roberta Rankina. Zaraz, zaraz...! Winston Churchill i kosmici?!? To niemożliwe!
Możliwe! W steampunk’u to możliwe. A w takiej właśnie konwencji napisana jest najnowsza powieść R. Rankina “Dziewczyna Płaszczka i inne nienaturalne atrakcje”. Przyznam, że o autorze nie słyszałam zbyt wiele. Prawdę powiedziawszy- nie słyszałam o nim nic. Okazuje się, że ten brytyjski pisarz znany jest doskonale czytelnikom, którzy preferują humorystyczną odmianę fantastyki. Zalicza sie go do najbardziej oryginalnych pisarzy angielskich. Jeśli taka opinia krąży o nim samym, to lektura jego powieści może być interesującym wyzwaniem- pomyślałam, otwierając książkę na pierwszej stronie.
Szeroki plan “Dziewczyny Płaszczki...” to XIX-wieczny świat, prowadzący liczne interesy z Wenusjanami i Jowiszanami. Atak Marsjan zapoczątkował erę inżynierii wykorzystującej technikę pokonanych najeźdźców (warto nadmienić, że świat nie był przygotowany na atak, a zwycięstwo należy przypisać... ziemskim bakteriom) a w rezultacie niezwykły rozwój Imperium Brytyjskiego. Wąski plan powieści, w który wciąga czytelnika autor, to losy Georga Foxa- błazna pracującego w cyrkowym wagonie pełnym nienaturalnych atrakcji (atrakcji jest całe mnóstwo- od zakonserwowanego Marsjanina po hilistyczne zwierciadło). Właścicielem wagonu i pracodawcą Georga jest niejaki profesor Coffin.
George to prostolinijny chłopak. Jego życie płynie według utartych schematów dnia codziennego- konserwacja Marsjanina, nawoływanie naiwnych gapiów, czy robienie sprawunków dla profesora. I oto przychodzi niezwykły dzień dla Georga- napotkane tajemnicze medium przepowiada, że chłopak odnajdzie legendarną, świętą księgę Sayito i Dziewczynę Płaszczkę. A to nie koniec przepowiedni... Chciwy pracodawca namawia łatwowiernego Georga do wyprawy w celu odnalezenia tajemniczej bogini, czym zapoczątkuje lawinę niezwykłych przygód i wydarzeń.
Powieść Rankina to moje pierwsze zetknięcie się ze steampunkiem. Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, choć termin ten nie był mi obcy- oczywiście tylko w teorii. Praktyka przerosła moje oczekiwania. Imperium Brytyjskie pod panowaniem królowej Wiktorii i szlaki handlowe z Wenus i Jowiszem? Nie ma sprawy. Zwykły obwoźny cyrk a w nim Marsjanin w wielkim słoju? To żaden problem. Postacie żyjace w XIX wieku i bogini? To nic nadzwyczajnego. Rankin żongluje wątkami, historią i postaciami jak wytrawny cyrkowiec swoimi piłeczkami. Dodaje absurdalny humor, zwariowaną przygodę rodem z historii o Indianie Jones. Wszystko jest łatwo przyswajalne, proste i przyjemne.
Bohaterów książki jest niewielu, więc nie jesteśmy zasypani lawiną imion i nazwisk. Postacie są dosyć schematyczne- George (zwyczajny chłopak wciągnięty w wielką historię), profesor Coffin (chciwiec i niegodziwiec, który nie cofnie się przed niczym, by móc się wzbogacić i zyskać sławę) czy Ada (wojownicza piękność, której nie straszne jest ratowanie świata w samym pantalonach i z rozwianym włosem) nie zaskakują nas niczym szczególnym. Od razu wiadomo jaka rola jest im przypisana. Fabuła też nie jest zbyt zaskakująca i łatwo ją przewidzieć. Co nie oznacza od razu, że lektura okaże się nudna i nieciekawa. Czytelnik odnajdzie tu elementy powieści awanturniczej i szczyptę romansu. Autor nie boi się żartować z postaci autentycznych (O. Wilde czy A. Hitler), nie boi się też “uczłowieczyć” troszkę szympansa-kamerdynera. Wszystkiemu nadaje lekki, żartobliwy ton bawiący czytelnika na kolejnych stronach powieści.
“Dziewczyna Płaszczka...” to idealna pozycja dla tych, którzy w dzieciństwie z wypiekami na twarzy czytali książki Juliusza Verna. I w tej książce odnajdą klimat tajemnicy i przygody.