Mnóstwo faktów. W tym takich, które rodzą pytania. Pierwsze z nich, to z jakich przyczyn nie zabezpieczono jako dowodu rzeczowego trabanta należącego do Ślezki, który posłużył mu do uprowadzenia pokrzywdzonej. Drugie, dlaczego w początkowej fazie śledztwa pominięto tyle istotnych dowodów, jak np. świadków, którzy widzieli pokrzywdzoną w domu sprawcy, czy nieudaną próbę realizacji wystawionej przez nią recepty. Kolejne, dlaczego tak uparcie trzymano się wersji śledczej, według której zabił w dniu, w którym porwał. Dopiero w toku drugiego śledztwa dokonano ustaleń, z których wynikało, że porwał i przetrzymywał.
Reportaż jest obiektywny. Autorka w żadnym momencie nie narzuca własnego poglądu, nie pisze pod tezę. Postacie sprawcy i współoskarżonej jego żony wyłaniają się z akt, z wniosków ekspertyz biegłych, z ich własnych wypowiedzi, dialogów, korespondencji. Ślezko to podejrzliwy egocentryk, niezdolny do empatii, pełen pogardy dla innych istot, nie uznający prawa do życia ludzi słabych i starych, przekonany o swojej wyższości intelektualnej nad otoczeniem, w tym nad organami ścigania, która ma wynikać z połączenia sprytu z prymitywnością. Już tyle razy zabił, daje odczuć, że jest niebezpieczny. Cóż, pycha kroczy przed upadkiem. W śledztwie, co było do przewidzenia przy takim zestawie, pieniacz i skargopisarz, do tego bezgranicznie wprost bezczelny. Tak, faktycznie bez skrupułów… A przy tym z ogromnym kompleksem niższości w zakresie swojego pochodzenia, narodowości, związanej z nimi przeszłości. Chyba trochę niewykorzystany przez śledczych słaby punkt...
Oprócz relacji ze śledztwa i z procesu sądowego, nie mniej istotne są fakty dotyczące przestępczej działalności Ślezki z 1945 roku. A najbardziej wartościowe dla mnie były relacje ludzi, którzy w czasie, gdy prowadzono śledztwo, żyli i pamiętali czas chaosu. Czas idealny dla bandytów i szabrowników. Czas, w którym niestety „lekceważono wszelką dokumentację; ślady przeszłości zostały zatarte”. Jednak mimo to w toku śledztwa udało się zebrać naprawdę znaczną ilość materiału dowodowego dotyczącego tamtego okresu przestępczej działalności Ślezki. Czy w jakimkolwiek innym opracowaniu dowiemy się o roli Aleksandra Ejsmonta w tych zbrodniach? Albo o tym, że fałszywe karty repatriacyjne (w tym tą na nazwisko Zygmunt Bielaj) załatwiła obydwu wymienionym, w jak najlepszej wierze, Anna Pawełczyńska?
Mnóstwo, mnóstwo faktów.
Kilka drobnych pomyłek (świadek składa zeznania, a oskarżony wyjaśnienia, paremia łacińska brzmi prawidłowo "in dubio pro reo") nie wpływa na ogólną, bardzo wysoką jakość reportażu.
Zostało mi jeszcze do przeczytania Józefa Gurgula „Zabójstwo czy naturalny zgon? Na tle sprawy Iwana Ślezki vel Zygmunta Bielaja”.