Nawet już w czasach licealnych, gdy mówiło się o dobrych książkach, to o tej książce ciągle ktoś mówił. A ja dopiero w wieku 38 lat się za nią zabrałam. No i chyba dobrze, bo to trudna lektura. Wyznam to wam, nawet teraz nie wiem czy zrozumiałam wszystko. Ba, chyba połowy nie pojęłam.Książka składa się z około 150 poszatkowanych rozdziałów.
Książka wydała mi się trudna i piękna. Miałam wrażenie, że Cortazar opowiada o miłości i Oliviery i Magi. Ich miłość skończyła się tragicznie, ale to uczucie, te wspomnienia były najważniejszą sprawą jego życia. To co było potem, a co zaledwie ja czytelniczka mogłam wywnioskować, czyli wyjazd do Argentyny, kochanki, przyjaźnie, cyrk, szpital psychiatryczny były jedynie namiastką życia. I Cortazar właśnie w kolejności ważności układa rozdziały swojej książki. Dodatkowo zamieszcza też rozmaite rozdziały bez fabuły, na przykład urywki gazet. Przecież nasza percepcja właśnie taka jest, że składa się z rzeczy dla nas ważnych, a zaśmieca się tymi nieważnymi.
Tak więc w książce jest filozofia. Są też aluzje do tekstów kultury, ale i do piosenek, na przykład do utworów Arethy Franklin, do tang argentyńskich, które ja kojarzę z piosenek Julio Iglesiasa, na przykład 'Caminito'. I wiele, wiele innych. Tych niuansów w żadnym razie nie wychwyciłam w pełni, ba nawet w połowie, przy pierwszym czytaniu, ale wychwyciłam piękno i kunszt języka Cortazara oraz to, jak magicznie mówi on o miłości. Oto najbardziej pamiętne cytaty:
To, co wielu ludzi nazywa kochaniem, polega na wybraniu jakiejś kobiety i ożenieniu się z nią. Wybierają ją! - przysięgam ci, sam widziałem. Tak jakby w miłości mogło się wybierać, tak jakby to nie był piorun, który strzela w ciebie i zostawia cię zwęglonego na środku patio. Powiedz, że wybierają, bo-je-kochają, ja myślę, że jest na odwrót. Nie wybiera się Beatrycze. Nie wybiera się Julii. Nie wybierasz ulewy, która zmoczy cię do suchej nitki, gdy wracasz z koncertu.
Idzie się przez życie powolnym krokiem ni to filozofa, ni to clocharda, stale redukując objawy żywotności na rzecz instynktu samozachowawczego, na rzecz ćwiczenia świadomości bardziej wyczulonej na to, aby nie dać się nabrać, niż na poznanie prawdy.
I popatrz - ledwie poznaliśmy się, już życie knuło, co mogło, żeby nas poróżnić.
Je ne veux pas mourir sans avoir compris pourquoi j'avais vécu. (Zanim umrę, chcę wiedzieć, po co żyłem)
I to co o nazywaliśmy kochaniem się , znaczyło może, że stałem przed Tobą z żółtym kwiatem w ręce, Ty zaś przytrzymywałaś dwie zielone świece, a wiatr wiał nam w twarze deszcz wyrzeczeń, pożegnań i biletów metra(...)".
Wszystko się powtarza. Dopasowujemy się do zużytych formułek, uczymy się jak idioci już dawno wykutych ról.
Ten ostatni cytat odnosi się nie tylko do postaci w książce, ale i do całej książki jako konstrukcji. Powieść można równie dobrze czytać jako zlepek toposów literackich, form i gatunków. To taka książka posmodernistyczna, którą wielu pisarzy współczesnych chciałoby napisać, a jedynie Cortazarowi się udało.
Chciałabym ją mieć w wydaniu papierowym, żeby czytać ją jeszcze i jeszcze, a może coś bym z niej wreszcie zrozumiała. W każdym razie cieszę się, że znów wzięłam się nie tylko za nowości, ale i za klasykę literatury.